2010/05/31

melanż


W czasie minionego weekendu działo się absolutnie wszystko. Widziałem wschód i zachód Słońca, widziałem narodziny, młodość, szczęście, nerwy, zło i śmierć. Widziałem wszystkie (z wyjątkiem szadzi) stany pogody. Widziałem każdy rodzaj dróg, z czego najwięcej - pomimo asfaltu - w stanie gorszym od gruntowych. Byłem ubrany na sportowo, na normalnie i w garniturze. Byłem wyspany, zmęczony, trzeźwy i piany. Byłem wesoły, normalny, smutny, zły, dobry. Kochający i nienawidzący. Kochany i odpychający.

Dziękuję.

PS. Przez przypadek miałem kontakt z publikacją Kuby Dąbrowskiego WEST-ERN. Dziękuję Ci Kuba, że zagotujesz naszego najliczniej publikowanego teoretyka, który nienawidzi naszego pokolenia, kocha awangardę lat 70. XX w., która sama ostatnio przyznała, że to co tworzyła, było gówniane wobec lęku, który pojawia się na finiszu życia. I tak hipokryzja zabija kwaśny posmak taniego wina. Mniej manifestów, więcej siebie.

2010/05/27

w taczu z kulurą


Nie lubię spacerować i mieć cokolwiek na plecach, ramionach, w dłoniach. Stąd nauczyłem się przenosić maksymalnie dużo rzeczy tak, aby mnie nie obciążały. W sensie noszę tylko bilet aglomeracyjny, dowód osobisty, telefon i ipoda. Nawet aparatu nie noszę. Ale czasem muszę coś przenieść. Garnituru z pralni nie wrzucę do kieszeni. A do tego miałem taką zwykłą foliową torbę ze zwykłymi zakupami i rulonami papieru, żeby synek miał gdzie szaleć z woskowymi kredkami. Akurat miałem więcej czasu i zrobiłem rajd po galeriach.

Czy wiecie, jak pracownicy galerii (różnych galerii sztuki, nie handlowych) dziwnie się patrzą na typa, co łazi po ich wnętrzach z zakupami i gajerem? Taki gość, co niby sztukę ogląda albo przy okazji, albo dla zabicia czasu?

Ja nie wiem. Nie dałem im tej satysfakcji i nie wszedłem.

2010/05/26

miałem dzisiaj pojechać do Jelcza dokończyć materiał


...ale mialem robótki okołokomputerowe. Zastanawiam się od połowy dnia, po co istnieją inne kompy niż maki. I czy jak mam przy wejściu do sklepu symbole MałegoMiękiego (takie od okienek) to czy to ma znacyzć to samo, co pasiasty odwłok osy? Ale to chyba nie to. Przed takim wejściem powinna leżeć kupa i śmierdzieć, a napity koleś powinien haftować za 3 minuty. Ten system nie jest groźny, tylko żenujący.

Ale finalnie przez to groźny.

fota ze wczoraj. Droga z Oławy do Janikowa. Teren polderu Lipki.

2010/05/25

po


Trzynaście lat temu z kolegą Tomkiem w tym miejscu też zrobiłem sobie zdjęcie. Stałem jeszcze w nurcie przelewającej się przez drogę wody, zniszczenia były znacznie większe. Przynajmiej te, które widać było z drogi. Muszę w końcu odkopać te zdjęcia, ale nie mam bladego pojęcia, gdzie mogę je mieć. To za mną, poniżej horyzontu, to woda z Odry, która normalnie przepływa kilka kilometrów stąd. Jeszcze niedawno przelewała się przez drogę, teraz jest już poniżej 60cm od drogi. Na polach szum, wciąż gdzieś pędzą strugi z miejsca na miejsce. W Oławie rośnie frustracja, dlaczego cztery dni po fali kulminacyjnej woda opadła tylko 30cm, podczas gdy w innych miejscowościach (poniżej i powyżej Oławy) opadła blisko o metr. Interweniował w wyższej instancji burmistrz, podobnie zaniepokojony, jak mieszkańcy zagrożonej części miasta (bo wał wciąż nasiąka). Wszyscy (i mieszkańcy, i burmistrz) wiemy swoje.

wyścig po ogłupienie.


Ostatni czas to dla mnie ideologiczny wyścig o jakieś trofeum, którym jest jakaś wyższa wartość. Nie lubię używać słów, które starają się oddać coś jako nieokreślone (jakaś - tak na przykład), ale zaczynam tracić grunt pod nogami w dziedzinie, która wydawała mi się znajoma, czyli aktualnych problemów jakie dotykają na przykład moje pokolenie. Dzień w dzień przebywam wśród dużej liczby ludzi, obserwuję, słucham. Włosy dęba stają od tego, jak opinią publiczną łatwo manipulują media. Włosy dęba stają, gdy widać, jak media wybierają tematy na bazie takiej samej retoryki, która zniewala ludziom głowy od setek lat. W tym roku była wyjątkowo zajadła zima, wyjątkowa ilość opadów, utrzymującego się śniegu, potem fala ciepła, wiatrów, mrozów, deszczy i na koniec w ciągu nieco ponad dekady dwie powodzie. Pierwsza była mniejsza i dostała tuż po niej określenie Powodzi Tysiąclecia, obecna przechodząca po kraju jest już tylko Powodzią Stulecia, choć silniejsza. A powinna być powodzią dekady, bo jak pamiętam, takie rzeczy wychodzą co mniej więcej dekadę (1985, 1997, 2010 r. ). Jakby było mało, w kwietniu wydarzyła się tragedia, która zamiast połączyć naród, podzieliła go. A powódź, mimo rozdzielania kraju, połączyła ludzi. Do tego warto dodać - ponieważ bądź co bądź Polska to kraj w duchu wiary - postanowienie wynaturzonych facetów (czyli żyjących niezgodnie z zasadami natury, samotnie i bez potomstwa, choć to drugie nie jest tak oczywiste w części przypadków) - że nienaturalna metoda poczęcia dziecka jest złem, a ci, którzy się jej dopuścili to nie są już godni ich instytucji.

A co gdyby wg tej zasady uznać, że mniejszości seksualne to taka sama dewiacja jak oddanie swojego życia miłości do bytu, który jest tylko obiektem wiary, od początku do końca będącym projekcją umysłu? A co ze słowami, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo? Skoro tak, to być może in-vitro właśnie w tym momencie samo się ukonstytuowało?

Może starożytni Grecy stworzyli doskonalszą wizję świata, w której bóstwa nie były doskonałe, ale miały cechy i dobre, i złe. Nie mieli opcji na zło wcielone. Może dlatego nie musieli spędzać życia nad dywagacjami, co jest dobre, a co złe. Tylko żyli. A to jest wartość sama w sobie. I co najlepsze, jednocześnie stworzyli podwaliny dzisiejszego świata, ich kultura i nauka jest podstawą naszego rozwoju, wiedzy, kultury i sztuki. Dzisiaj, gdy ludzie chcą po prostu żyć, ale nie dając jednocześnie nic w zamian określa się ich mianem pokolenia śmierci.

Ale pozostaje pytanie: co to jest Miejsce zbiórki awaryjnej na wypadek ewakuacji?

2010/05/24

gdybym był manekinem...


...to tak by wyglądała moja żona. Fajna, tylko trochę plastikowa.

Przebudowałem nieco bloga nie znając się nic a nic na htmlu. kilka rzeczy jak widzę się wysypało, wiele komentarzy wyleciało. Mam nadzieję, że nikt nie będzie urażony. Bo ja raczej nie.

2010/05/22

ja jednak czasem jestem rozbity


To jedyne zdjęcie, które musiałem mieć, ale które mi nie weszło do mojego (niemal właśnie ukończonego) opowiadania. Opowiadanie nie o powodzi, ale o ludziach w czasie powodzi. Może dlatego nie uda mi się ich sprzedać do niusów.

Gdy w połowie tygodnia spotkałem się z moim kuzynem nad rzeką i po promenadzie przechadzały się już tłumy (wieczorem), to kuzyn pod nosem dukał: piiiiiwooo, fryyytki, waaaataaaa cuuuukkkrrroooowa! Jaja sobie robiliśmy z żadnych sensacji ludzi. To oczywiste. Oczywiście sami też przyjechaliśmy oglądać rzekę. To norma. Ponoć najbardziej denerwują nas te cechy w ludziach, których nie lubimy u siebie. Wczoraj, gdy w przerwie prac około powodziowych podszedłem na most, zdębiałem widząc harcerki z balonikami przy zablokowanym przez władze moście. Tu musiałem zostawić kolor. Wiem, że na początku myślałem, że to jakaś paranoja, tak jak popcorn przy wejściu na oławski cmentarz komunalny w czasie święta Wszystkich Świętych. Ale potem pomyślałem, że to chyba najlepszy sposób na biedne i zdezorientowane dzieci, które przecież nie zobaczą dzisiaj dobranocki w swoim telewizorze. Bo kto wie, w jakim stanie są ich domy, ich pokoje i ich misie. A sam wiem po swoim Synku, że balon jest dobry na wszystko.
Jak ja byłem mały to balon był wart tyle, ile nic innego na świecie. Ale balonów nie było.
Idę spać. Nie dość, że padnięty, to jeszcze idzie mega burza. A oprócz dużej ilości wody i latania boję się też burzy.

dzisiaj prace fizyczne

Najlepiej ducha dzisiejszego dnia oddaje opis foty Michała Grocholskiego: 22.05.2010 SIEDLCE , MIEJSCOWOSC KOLO OLAWY , WOJCIECH SIENKIEWICZ FOTOGRAF I WYKLADOWCA FOTOGRAFII ODLOZYL APARAT I CALY DZIEN POMAGA PRZY UMACNANIU WALOW NA ODRZE

FOT. MICHAL GROCHOLSKI / AGENCJA GAZETA


2010/05/21

siedemset pięćdziesiąt centymetrów i rośnie.




Nie edytowany w formę zestawu zlepek z dzisiejszego dnia. Zmęczony jestem koszmarnie, okazało się, że podle plotek mogę się bać o swój dom. Nie powiem, że nie obawiam się wyglądać za okno. Masa zachowań wśród ludzi, które mnie fascynują. Od ciekawskości i ignorancji, po niemal mitologicznych herosów. Brakuje herosów, ale kilku znalazłem, zapewne da się to zobaczyć z fotografii. Jutro ciąg dalszy zmagań z żywiołem. Moich także.
Oława, powódź 2010.

PS. Wycinam foty w dużej części. Chcę z tego coś poważniejszego zmontować.

2010/05/19

siedemset dwadzieścia centymetrów




Spełniłem swój obywatelski obowiązek i poszedłem zrobić nieco fot. Wszystko wygląda niemal tak samo, jak w lipcu 1997 r. Więcej błyska fleszy od aparatów-aparatów i aparatów-komórek (i jednych i drugich wtedy było mniej). To jedyna wyraźna różnica, którą wychwyciłem, ale nie pierwszy raz w ostatnim czasie. Najbardziej z moim kuzynem uśmiechnęliśmy się na sytuację, w której ekipa kilku młokosów zaparkowała starego kombiaka, wysiedli zaaferowani i jeden z nich komentuje, że "wielka sensacja i ludzi tyle", po czym podchodzą do murka przy wale, 50 cm od niego płynie brunatna masa wody i mówi jednym tchem "o kurwa ja pierdolę ale masakra".

Te 13 lat temu też chodziłem z aparatem i nawet chciałem wrzucić foty, ale nie wiem gdzie je teraz mam. Wtedy nie było blogów, a łatwiej było o filmy czarno-białe, niż dostęp do internetu. Wtedy strasznie zazdrościłem jakiemuś reporterowi (to Oława była bohaterem niemal na całej długości Odry) Nikona F90X, z tym niewygodnym gripem i ciężkim jasnym zoomem. Wtedy mało kto miał coś lepszego, więc takie rzeczy wyłapywałem w mig. A ja, właśnie zdałem do 4 klasy liceum, rok wcześniej dostałem Minoltę Dynax 600 si od mojego brata, za dwa dni miałem mieć egzamin (drugi) na prawo jazdy we Wrocławiu. Oczywiście nie zdałem, bo mimo wody na mieście i nie działającego niczego, egzaminator zabrał mnie na Podwale i powiedział, że jadę złym pasem. A nie było widać nawet krawężników.

Zdałem miesiąc później.

PS. Wycinam dużą część fot, bo jednak chcę z tego zrobić coś więcej.



We Wrocławiu jest plac. Na placu stoi zabytkowy budynek Dworca Świebodzkiego, częściowo zakonserwowany, częściowo nie, częściowo pokrytego brezentem z reklamami, częściowo gołębimi odchodami. W części odchodowej tego budynku mieści się duży znany jeszcze przed 1989 rokiem bank z bykiem w logo. Jeszcze dalej nowy bank, co sam siebie nazwał wzorem dla każdego banku. I jeszcze kancelarie komorników, adwokatów, i jeszcze jeden bank. I różne inne instytucje finansowe, mniejsze i większe. A po środku, za murami XXI wieku i dobrobytu mam prawdziwy obraz tego kraju na końcu pierwszej dekady XXI wieku. Błoto, bieda i zmęczenie. Kolorowe papierki tego nie zmienią.

Właśnie urządziłem sobie sesję informacyjną na moich ulubionych bajkopisarsko-hurra-mamy-niusa portalach. Zatrważające jest to, że nie widzę różnicy między fotami z tzw. dziennikarstwa obywatelskiego, a tymi podpisanymi np.: PAP.

2010/05/18

ciągle pada

czeka pod domem

patrzy i myśli

myśli, czy oni będą spać spokojnie

Dzisiaj dzień dyskusji. Powódź na szybko zamaskowała wydarzenia sprzed miesiąca, wypierając nawet przyspieszoną i - jak się zapowiadało - intensywną kampanię wyborczą. To dość niecodzienna codzienność, o ile można mieć już jakieś wyrobione pojęcie codzienności w nieco ponad trzydziestoletnim życiu. Żyć milion lat to w ciągłości tego świata byłby ładny wyznacznik wiedzy o codzienności. A tak, to cóż może wiedzieć o codzienności na przykład jakiś gatunek ćmy, który kończy przepoczwarzanie o świcie, a ginie o zmierzchu po kopulacji. Dlatego sycę się tą codziennością, która jest dla mnie miarą moich dni.

Dzisiaj - o czym już wspominałem - nabyłem aktualny numer Newsweeka. Tygodniki jednak swoje, a portale w sieci żyją tematem chwili. W tej chwili woda jest wysoko. Słyszę o kolejnych zamykanych drogach na północ od miasta, czyli za rzeką. I że deszcze lać będą jeszcze.

Mój kuzyn powiedział, że ma dość tego deszczu i że dzień musi skończyć kilkoma łyknięciami żołądkowej gorzkiej, żeby dało się nie myśleć o sączącej się z chmur wodzie. Ja dokończę czytać wywiad z Herzogiem, bo nie lubię twardych alkoholi. Jeśli ktoś chce zrozumieć, czym jest codzienność, czym jest prawda i jak może ona różnić się od faktu, musi to przeczytać.

mistrz patelni poleca:

Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu chyba ma w końcu szansę wyrosnąć ponad poziom gruntu. Póki co na placu przy fosie od dwóch lat (może więcej) budowę zapowiadało całkiem pokaźne jeziorko i banery mówiące, czym ono jest, bo nikt nie dodał, że tu będzie NFM. Tylko, że to już jest to. Wczoraj zauważyłem - zapewne nie ja pierwszy - wielkie dźwigi. Co lepsze - właśnie ludzie zaczynają bać się powodzi, a tu, przy fosie, udało się wypompować zalegającą wodę i w strugach deszczu postawić budowlane maszyny. A dzisiaj z okładki Newsweeka dowiedziałem się, że mamy najlepszego prezydenta. To dobra treść w przeciwieństwie do wywiadu z Posłem Palikotem, który tak się zmienił, że nie mogę go poznać. Okazuje się, że w obliczu narodowych zawirowań to najbardziej pobożny z pobożnych. I kapliczkę wystawi, i do ważnych miejsc kultu pojedzie, i ni z gruchy ni z pietruchy chętnie o tym wspomni całkowicie poza tematem.

Stan wody w przepływającej przez moje miasteczko rzecze jest wysoki. Na tyle, że promenada wybudowana po minionej (1997 r.) powodzi znowu odżywa. Nomen omen zawsze najwięcej ludzi na promenadzie jest przy wysokim stanie wody w rzece. Nic dziwnego. Wczoraj z moim kuzynem w lejącym deszczu oglądaliśmy wieczorem siną toń paląc śmierdzące papierosy i rozmawialiśmy o trudach egzystencji. Potem wrzucę z tego zdjęcie.

Czasem trzeba poprawić rzeczywistość.

2010/05/17




Wyrok.

noc sobotnia





Noc muzeów jest fajną akcją. Najlepszymi eksponatami do obserwacji są sami zwiedzający. Eksponaty wyglądają smutniej i smutniej. Polakierowane gady, złuszczone i wyliniałe futra, matowe motyle. Gabloty już nie drewniane. Ale jakoś nie fajniejsze. Bardziej mnie cieszyło to muzeum ćwierć wieku temu, teraz programy przyrodnicze wyprały mi głowę. Ale nie tylko mnie. Widziałem idiotę, który za szkieletem pozostałym po małpie udawał, że wisi razem z nim na gałęzi, a dziewczyna idioty robiła zdjęcie. Pani od pilnowania sali miała dość. Wejście do muzeum to szykowanie aparatów i kamer, w środku migawki i błyski, co chwila ktoś staje kamieniem w nurcie płynących ludzi i ogląda na małym ekraniku to, co ma wielkiego przed sobą. W centrum nie dało się parkować, zimno jak maju, więc kawa była w maku.

Dzisiaj wrzucę jeszcze kilka zaległych rzeczy.

2010/05/13

jest dobrze




Niemal tydzień musiała czekać butelka wina od Groszka i Sławka, niemal 24 godziny czekały w zamrażarce krewetki. Niemal kompletnie szczęśliwy siedzę teraz i zabieram się do pracy, upojony, kulinarnie uwiedziony... tylko niesmak pewien spędza mi szczęśliwość z płata czołowego. Dopiję resztkę wina i chemiczna-chwilowa lobotomia dokona dzieła absolutnego szczęścia.

2010/05/12

taki ze mnie oryginał

fot. Martin Gorczakowski

Treść MMS: "Autobiografia w Jordanii". Właśnie dostałem. Wczoraj Olej mi mówił, że to widzieli. Nic nie da się ukryć w dzisiejszym globalnym świecie. Autobiografia to banał, który powstał przy robieniu zleceń dla hoteli na Bliskim Wschodzie. Zostałem obdarty z resztek intymnej zasłony własnej pracy. Trudno. Muszę z tym żyć.

:)

2010/05/11

a niech to piorun korek




Co ma jedno do drugiego? Niewiele. Nie licząc mnie wykonującego kolejne ekspozycje w myśl Olejniczakowskiego Niedecydującego Momentu. Ale to faktycznie jest nic. Przeczytałem dzisiaj na blogu p. Jureckiego taką rzecz: W 2007 głosowałem na jego bardzo dobry projekt Fake Holidays, ale wygrała Czeszka - Sylvia Francova z femistyczno-cyfrowymi pracami.

Idę wykonać na tę nutę - za namową żony - konformistyczno-analogowo wieczorną toaletę i może nawet nie od razu zasnąć. Dobranoc.

2010/05/10

poniedzielny - pozmęczeniowy

Wczoraj byłem zbyt zmęczony na jakąkolwiek inną aktywność, niż robienie niczego, co i tak było dość męczące. Wycieczka rowerowa, która miała być małą - czterdziesto kilometrową - okazała się ponad dwukrotnie dłuższą. To dobrze. Po sobotniej sesji produktowej miałem w końcu czas przemyśleć to, co się działo w piątek. Dużym problemem jest jednak mówienie o tym, co się robi. O swojej pracy. Tym trudniejsze, o ile dotyczy to własnego życia, a taką moja praca jest. Ten blog, te głupoty i obrazki, które nie są ładne. Nie są nawet wysoką sztuką. Nie mają być. Chyba, że rozważę swoje życie w kategoriach bliskich wrocławskim artystom lat 70. XX wieku. Ale o tym innym razem. Zbyt wiele rzeczy pominąłem, a rozwlekałem się na nieważnych, choć pewnie psycholog uznałby, że skoro o tych moim zdaniem mniej ważnych mówiłem dużo, to może one tak naprawdę stanowią istotę? Być może. Poznałem kilka fajnych osób i z tego miejsca dzięki Groszkowi i Sławkowi Mielnikowi.

W sobotę wpadłem w kolejny wir pracy i wydarzyło się wiele, ale roboczo.

A z wycieczki w kierunku Strzelina i okolic (strzelińskich okolic) osiemnaście obrazków poniżej.

Gromnik - 393 m n.p.m. - już raz tam byłem. Jak zobaczyłem ten widok będąc 15 km od domu, zmieniłem punkt docelowy podróży. Nie pierwszy raz tego dnia.

Wiązów na moście.

Wiązów młyn gospodarczy.

Wiązów nieczynna stacja kolejowa. Od dawna korci mnie - nie wiem skąd - długi spacer wzdłuż nieczynnych szlaków kolejowych. Może dlatego, że jak byłem bardzo mały to salutowałem pociągom.

Wyszonowice pałac.

Wyszonowice krzyżówka


Wyszonowice ładny budynek

Biedrzychów - pomnik, kiedyś ku pamięci ofiar I Wojny Światowej. Teraz jak widać na załączonym obrazku.

No i prawie Gromnik

Misja pokojowa z karabinami na plastikowe kulki. Znowu Gromnik i ludzie z bronią. Ale nie było dzików.

Gromnik z drugiej strony.

Z takimi znakami koło Strzelina trzeba się liczyć.

Mała przyjemność na odnowienie zapasów cukrów.

Strzelin.

Strzelin.

Strzelin?

A4

i dom.

W tym miejscu chciałbym pogratulować tym, którzy zawiadują drogą nr 396 między Oławą a Strzelinem. Pięć ubytków asfaltu na całej szerokości jezdni, takie po 4-6 metrów. Dziury po 20cm głębokości, że spokojnie powstrzymały by szturm czołgów. Tubylcy (czyli np ja) o tym wiedzą, ale biada obcemu jadącemu nocą, np z autostrady do Oławy lub Strzelina (lub okolic). Nie ma nawet znaku. Jeden ubytek załatany, ale przypomina on bardziej ułożony w poprzek drogi krawężnik.

A jeśli już jestem przy wrednych klimatach, to w październiku ubiegłego roku zadzwoniła do mnie jedna kobieta podając się za potencjalną klientkę i umówiła się na sesję na czerwiec. Dzisiaj się okazało, że to po prostu konkurencja w ten sposób walczy między sobą. Czy można na rozwój tak rozumianej konkurencyjności dostać jakąś dotację?