2009/04/28

sentymentalny patriarchat

Sam często zastanawiam się, co się śni trzymiesięcznemu brzdącowi. A śni się na pewno, to widać. Może dziwić sposób konstrukcji pierwszego zdania, ale to dajmy na to kontekst do wpisu Biedronki

Jeszcze bardziej zastanawia mnie mój komentarz pod jej wpisem, który sam w sobie może funkcjonować jako mały manifest. Z sympatii do wspomnianej wyżej koleżanki nie umieszczę tekstu u siebie. W końcu mój komentarz pod jej postem jest bardziej jej, niż mój, bo jest częścią jej bloga. 

No i kolejny manifest.

2009/04/27

działki na wiosne, taki kolejny tribjut dla kumpla





Wymyśliłem, że o każdej porze roku będą inne, z wyjątkiem jednej. Tej:



Mariusz na dachu w Ścinawie

Mariusz jest kuzynem mojej żony, razem z moim szwagrem pracował jako dekarz. Za kilka miesięcy - 13 lipca - zostanie ojcem. 20.04.2009 r.

* * *
Świecił: Marcin

2009/04/25

Mariusz

Nie mogłem się powstrzymać do poniedziałku, żeby to zeskanować. Przykleiłem na szybę okna pokoju i sfociłem. Stąd w tle widać sąsiedni budynek:). Na początku przyszłego tygodnia Mariusz pojawi się na hajresie. Zajebiście mnie wkurzyło to, że jest taka pogoda, a my w domu połamani przez przeziębienie. Młody się trzyma jeszcze.

2009/04/22

Paweł Syposz - fotograf


Paweł Syposz, fotograf. Mój przyjaciel. (
tekst wycięty - tekst wycięty - tekst wycięty - tekst wycięty - tekst wycięty - tekst wycięty). Odwiedziłem go z Gosią, Mikołajem i Sunią (ten biały fox terrier) w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Okolice Bystrzycy Kłodzkiej, 13.04.2009 r.

* * *

Świecił blendą Aleksy Zieliński

* * *

A tu fotka odwetowa wykonana w tym samym czasie przez Pawła:

fot. Paweł Syposz. 13.04.2009 r.

2009/04/21

dzień rozbieżności


Poryty jest dzisiejszy - właśnie chylący się ku końcowi - dzień. Pełen sprzeczności. Z jednej strony klient od kotleta, który nie ma pojęcia o tym, czego wymaga, ma problem, by to w ogóle nazwać, a finalnie ma problemy wewnątrz swojego zakładu z komunikacją, siedziałem dzisiaj w studiu tłukąc kompozycję na desce z kropel wody, kredek, filiżanek, zmywacza do paznokci i markerów. Ale to nie jest nic, czego każdy pracujący dla kogoś nie doświadczył. Odebrałem slajdy szerokie z wyjazdu do Sypka z Wielkanocnego poniedziałku i się zeźliłem, że nie wyszły tak, jak bym tego chciał. I chyba wolę na negatywie robić. Taniej i jakoś ładniej. Do tego okazało się, że znam ludzi lepiej niż oni sami siebie i że potrafię przewidywać, komu z kim życie się pisze. I z tego jestem dumny, że poszło tak, jak wydawało mi się, że ma iść. Do tego zmontowałem na koniec dnia w cholerę drogą karuzelę nad wyrko mojego Synka, w cholerę dobrej firmy, a cholerna tandeta. I dalej boli mnie gardło. Kurwa no...

Co do kotletów, to byłem na weselu dobrego kolegi z dawnej pracy w miniony łykend. Zatrudnił sobie fotografa z byłej stolicy, i wbiły mnie pod biurko efekty jego pracy. Jeśli zacznę robić śluby, a pewnie zacznę, to właśnie znalazłem guru gatunku. Tu.

2009/04/17

Statyw chciał mnie zabić

Właściwie nie statyw, a głupota. Dzisiaj w czasie focenia kotleta w fabryce trzymając w jednej ręce aparat, z wiszącą na ramieniu torbą chciałem złożyć nogi statywu, tak do siebie. Trzymałem go przy korpusie, od którego odchodzą nogi i palec (ten od faków) miałem dokładnie pod zawiasem nogi. Nogi oczywiście na pełnej długości i składałem je nogą, która ma pewne opóźnienia w stosunku do rąk i mózgu. Tym bardziej mojego. Pani, co mnie oprowadzała zapytała 3 sekundy wcześniej, czy mi pomóc. Jasne, dam sobie radę. I tak sobie dałem, że jutro na weselu u Ziubrów będę robić za E.T. - mój dotyk odwlecze kaca na 3 doby.

2009/04/15

Wczoraj wieczorem wpadłem na pomysł...

...którego nie opublikuję na blogu. W głowie mam dwa teksty przeczytane w ciagu kilku minionych dni (raczej ich wyjęte z kontekstu myśli). Teksty jeszcze nie publikowane, ale do znalezienia w najbliższym numerze 5klatek. Nie ważne które. Ważne, że działają. U mnie wywołały szereg reakcji. Nie jest to kwestią mojego wobec nich aplauzu czy sprzeciwu. Po prostu czasem warto coś przeczytać. Autobiografia będzie realizowana dalej. Dalej klaruje się myśl o jej tworzeniu, sama ulega nieustannym zmianom. Będzie mniej raczej przypadkowych portretów.

2009/04/14

Rybnik - Festiwal 28-29 marca 2009



Miałem wrzucić foty z tej imprezy, ale jakieś takie denne wyszły, więc wrzucę tylko fotę Filipa na parkingu pod hotelem i Filipa jak patrzy na na jego ulubione drzewo, ale nikt pewnie nie wie, które to drzewo.

Warszawa - zaległa fotorelacja 4-6 kwiecień 2009

Gosia i Mikołaj mówią mi: pa pa!

Olo czeka na mnie pod domem o 9:23

Browar w Namysłowie po drodze do Kępna

Olo prowadzi na Gierkówce. Liczymy.

Konstancin?

Metro Centrum

Emilii Plater

Agata i symbol

Paweł wita z drabiny

Paweł porwał hexara

Paweł i Napoleon na brzuchu

Miłość

Na zupę

Na zupę

Zupa

Sam nie wiem sam

Pogoda i spodnie

Wąsy

Ania i Rafał przyszli po mnie na Plac Zbawiciela

Ania płakała w Yours Gallery nie z powodu zdjęć

Rafał trzymał hexara do góry gwintem

Rafał pozuje na kawie

Ania liczy czas

Kultura

Spacer przez most na autobus do Falenicy, Ania robi to zdjęcie.

Ideogram.

Nie robiłem fot z powrotu, gdyż film mi się skończył i nie lubię fot z powrotów. Wkleiłem się w fotel drugiej klasy pociągu pospiesznego z książką biograficzną i zalegałem niecałe siedem godzin do domu. Prawie domu. Nie było pociągu lądującego w Oławie od razu. Nie jak kiedyś.

Nie mam też fot z akcji zakupu biletu, a szkoda. Godzinę trwało dostawanie się z końca Wilanowa do Centrum. Najpierw kierowca nie chce wydać ze 100 zł, potem jak już puścił i powiedział, że "firma stawia", to automat biletowy metra nie przyjmował 100 zł, a nie było mowy o płaceniu kartą. W kiosku też nie. Strasznie prowincjonalnie. I za taką myśl wsiadając do auta Agaty kolanem chciałem zrobić dziurę w burcie samochodu i do dzisiaj boli.

Musze z tych fotek wybrać coś do dziennika mojego żywota... nie wiem co jeszcze.

2009/04/13

śmigus dyngus - nieoczekiwany rezultat


Byłem u Przyjaciela w okolicy Bystrzycy Kłodzkiej, który podobnie jak inny przyjaciel potwierdził, że posiadanie wszystkiego "gdzieś" nie ma nic wspólnego z egoizmem. Była kawa, fotka z eRBetki do Autobiografii (skan pewnie później, bo zostało jeszcze wiele klatek, z siedem), gołąbki i oprowadzenie po nowej lokacji. Nieoczekiwany rezultat tej wycieczki to to, że po prawie jedenastu latach związku moja żona przyklepała pomysł na sezonowe mieszkanie w Kotlinie Kłodzkiej. Do realizacji przed czterdziestką. Czasu zatem niewiele. Ale zawsze coś. Fotka dziwna, bo zmontowana z czterech.

2009/04/11

świątecznie

Normalnie powinienem tu napisać życzenia, ale tego nie zrobię. Dzisiaj wymyśliłem kilka rzeczy. Jedną z nich jest pomysł na zobrazowanie pewnego zjawiska, dość dziwnego i charakterystycznego dla kraju w środku Europy, który stał się dość atrakcyjny dla bogatych i dla biednych - tak teraz mi się wydaje, ale pewnie za kilka lat to wyobrażenie czy towarzysząca mu emocja zmieni się. Otóż w okolicy mojego miasteczka jest pewna mała wieś, na granicy województw Dolnośląskiego i Opolskiego. W okolicy tej wsi pewien Niemiec wydzierżawił około 200 ha ziemi podzielonych na dwa pola. w 2007 r. z pomocą lokalnych pracowników przygotował uprawę szparagów kosztem około 2 mln EUR (tak ludzie mówią). Mieszkańcy wsi byli zadowoleni, że mają płacone jak w Niemczech na sezonowych pracach, a tyłka z ojcowizny nie ruszają. Niemiec jednak chciał taniej. W tym roku będzie pierwszy zbiór z tej plantacji. Polaków nie ma. Niemiec zbudował kontenerowe osiedle. Na osiedle przyjechały już pierwsze autobusy z pracownikami z Ukrainy i Rumunii. Mała wieś, z około pięćdziesięcioma trzema domami w kilka godzin podwoiła ilość swych mieszkańców. Nie wierzę, że nic się nie wydarzy. Wkurwieni tubylcy i ludzie daleko od swoich domów. Jak dla mnie to tykająca bomba. Niech jedna rzecz tam zginie czy jeden potknie się na drugim, to będzie dym. Jedak istotą tej myśli jest to, że jak się zmienił świat, że Niemiec na Polskiej ziemi uprawia szparagi rękoma Ukraińców i Rumunów. Dlaczego? Mam swoją teorię. Polacy są za drodzy. Przeciętna niemiecka rodzina ma już tylko 2 razy więcej pieniędzy niż jej polski odpowiednik (w 1992 roku różnica była ośmiokrotnie większa na korzyść Niemców). Żadna wieś w Niemczech nie pozwoli na napłynięcie w jedno miejsce na raz takiej ilości obcokrajowców. W Polsce wynajem ziemi na kilka lat jest pewnie z miliard razy tańszy niż w Niemczech. 

No i chcę to pokazać na jednej focie z Autobiografii. Cały ten wywód. I jak? No pytam tych, co mówią, że fota sama się obroni. Powiedzą: esej. Ja mówię: gówno. Nie esej, a jeden obraz. Obraz obroni się sam, a nie fota. Obraz, czyli w moim przypadku fota i tekst. Jutro to naszkicuję i wrzucę na blog.

Inna mańka. Dużo myślę nad sensem życia, gdy wykonuję monotonne i znienawidzone czynności. Nie mam ich wiele w życiu, ale kilka jest. Najgłupsza to przewietrzanie trawników, ale teraz mieszkam w bloku, więc nie mam swojego i nie muszę go przewietrzać. Druga czynność to zmywanie naczyń. Obie można zautomatyzować, ale jakoś mi nie po drodze ze zmywarką. Dzisiaj doszło do mnie, dlaczego Monika Richardson odnosi taki sukces w tefałenowskim Tańcu z Gwiazdami. Otóż TVN chce udowodnić, że gwiazdy z TVP dopiero wtedy stają się supergwiazdami, jeśli zadba o nie TVN. Stąd wysyłanie sms'ów jest w kij dmuchał. Co innego było w poprzedniej edycji z Anną Popek. Idąc za słowami Kuby Wojewódzkiego z porannego programu Eski Rock: TVN musiał wydać miliony złotych na produkcję jednego odcinka Tańca z Gwiazdami, by udowodnić, że nikt nie lubi Anny Popek.

Świat jest zły i zepsuty. Telewizja kłamie, a ludzie wierzą w to co widzą, a już nawet nie w to, co chcą, bo mają za mało chęci, by zachciało im się chcieć.

2009/04/09

Julek na dachu Wrocławia

Julek na dachu Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu. Znamy się od dłuższego czasu, ale nie mieliśmy okazji się spotkać osobiście. Dzień wcześniej przyleciał z Londynu, gdzie fotografował obrady na Szczycie G20 z jednej strony, z drugiej protesty antyglobalistów związanych z czymś, co można w wolnym tłumaczeniu nazwać Globalnym Ruchem Antyglobalistycznym. Julek pracuje w Gazecie w Łodzi. Wrocław, 07.04.2009 r.

* * *
Świecił: Kuba Korczyk

Filip Itoito (Zawada) nad zalewem w Rybniku

Filip Itoito nad zalewem w Rybniku. Ja i Filip gościliśmy na 6 Rybnickim Festiwalu Fotografii. Filip stanowczo uważa, że ma wszystko gdzieś. Po jednej dobie spędzonej w jego towarzystwie zrozumiałem, że to bardzo wygodna postawa niemająca nic wspólnego z egoizmem. Rybnik 29.03.2009 r.

* * *

taka mała ciekawostka. Filip stał w jednej pozycji 3 minuty (tyle dzieli te dwie ekspozycje). zluzował dopiero wtedy, gdy składając statyw nogi głośno uderzyły o siebie (nogi statywu). Na nikim tak dobrze mi się nie ustawiało ostrości.

model doskonały. nazwy plików popaprane, bo wcześniej skanowałem rzeczy z małego obrazka i nie zmieniłem nazw plików.

Agata i Paweł w Falenicy

Agata i Paweł na działce w Falenicy. Są parą od niedawna, choć znają się od wielu lat z jednej szkoły. Paweł jest moim przyjacielem, poznaliśmy się na ITF-ie, mieszkam u niego w czasie każdej wizyty w Warszawie. Bardzo często pomaga mi przy zdjęciach. Warszawa, 29.03.2009 r.

* * *
Świeciła Gosia.

Czasem coś się samo zjebie II

już raz samo coś się zjebało, albo po prostu wyciągając z ciasnej torby przestawił się prztyczek na multiekspozycję. tak czy siak fota istotna, bo może za miliard lat komuś się przyda informacja, że Agata Kamieńska z Pawłem Olejniczakiem byli foceni zaraz po/lub przed Filipem Itoito. może ten ktoś dostanie rządowy grant na badania, kto był fotografowany wcześniej lub później. może. a może nie.

2009/04/08

mało mi się dzisiaj chce i boli mnie głowa










Zamiast pisania tłustych tekstów o sensie życia dzisiaj tylko foty. Nie licząc tych słów. Julek powiedział, że za dużo piszę. Być może, ale ja nie jestem fotografem. Pisarzem też nie. To kim?