Za plecami mam rzekę Oławę i płot. Nad rzeką powinien być most, ale zniknął. Pode mną powinno być torowisko, ale też już go nie ma. Mniej więcej w miejscu, gdzie stoję lokomotywa odczepiała wagony, które dalej były przetaczane już przy pomocy wyciągu. Resztki są - pokazano mi dwa fragmenty szyn, małe budynki operatora wyciągarki. Sfotografowałem je, ale raczej z przyzwoitości i własnej ciekawości.
Między silosem, a budynkiem młyna było miejsce rozładunku/załadunku wagonów, teraz jest tam blaszany magazyn, przed którego wejściem są dwie szyny, których z jakiegoś powodu już nie usunięto podczas prac rozbiórkowych.
A to mój prywatny Graal. Stanąłem przed tym i myślałem, w jakim kontekście to sfotografować i ni cholery nie wymyśliłem. Potem zrobiłem tylko zdjęcie telefonem i teraz, podczas redagowania tego wpisu wpadłem na to, że przecież to jest idealny kadr. No więc czeka mnie powrót tam i spokojnie mogę odłożyć zakup Irixa jeszcze na jakiś czas :) Niemniej ta grafika mnie hipnotyzuje, a jest... oszukana! Kiedy przed tygodniem spotkałem się z dyrektorem młyna pokazał mi miejsce, w którym zastosowano ciekawy zabieg, z którym nie spotkałem się wcześniej - otóż w połowie grafiki widać rozjaśnienie - jest złożona z dwóch części. Młyn z silosem został sfotografowany z dwóch stron, w idealnej perspektywie, a potem złożony razem w całość. W ten sposób jednocześnie pokazuje całość, ale trochę podkoloryzowaną. Na przykład ze zdjęcia wynika, że pociąg przejeżdżał budynki "na wylot" i mógł jechać dalej, co nie miało nigdy miejsca.
Sama grafika znalazła się na opakowaniu produkowanej w młynie mąki. Akurat mam nadpoczętą paczkę.
Trochę martwiłem się brakiem obiektywu typu shift w kilku miejscach, ale z drugiej strony nie czułem na razie jego braku. Aż do dzisiaj. Ponieważ aparat jest jeszcze kompletnie zimny, a ja jestem zasypany pracą, więc jeszcze nie zrzuciłem RAWów, natomiast z tego, co próbowałem do tej pory, to naprawdę lepszą jakość uzyskam "prostując" obrazy w postprodukcji, niż używając marnych shiftów Nikona czy taniego Samyanga. Schneidera pominę, bo jestem bardzo przywiązany do swoich nerek.