2009/01/29

29 styczeń 2009 - godzina 8:51 - Miki


3100 g, 57 cm. Resztę napiszę później.

Siedząc przy rodzącej Gosi, która wyłożyła w poród naszego synka całą energię, którą zebrała przez 28 lat, poczułem się tak mały, że stwierdziłem, że czas zamknąć obrazowy terroryzm. "Spłodziłem syna" to brzmi jakoś patetycznie. Ja spłodziłem. A guzik. Moja rola poza samym chceniem stworzenia dziecka skończyła się na chwili przyjemności. To, co przeżywa rodząca kobieta, miks bólu, cierpienia i euforii, jest - mnie, mężczyźnie - niedostępne. Wymyśliłem teorię, że faceci wykombinowali sobie politykę, sztukę i inne rzeczy w ramach zastępczych wyzwań, bo w życiu, cokolwiek by nie robili swoimi małymi aparacikami (skojarzenia dowolne), to i tak nie zbliżą się na mikron do tego, co przeżywa kobieta rodząca dziecko. Sztuka wymaga intelektu, bo ktoś tak ją określił. Wymaga wrażliwości, cierpienia i skupienia. Kobieta rodząc ma to wszystko niejako z natury. Co chłop może o tym wiedzieć? Gówno. Może próbować sobie wyobrazić, by potem przyjść do domu i rzecz, że ma żal do świata, że go boli ząb. Żaden ból fizyczny, jaki znam, nie był nawet w ułamku tak silny jak ten, który towarzyszył porodowi, którego byłem świadkiem.

Katka napisała mi sms rano, gdy już ojcem zostałem, o takiej treści: Gratulacje, urosłeś chyba pięć centymetrów. Oddzwoniłem i powiedziałem jej z pełną powagą: nie, ja po tym wszystkim czuję, że ja cały jestem jak pięć centymetrów. Taki mały.

2009/01/26

polski to źle, nazistowski to dobrze, a niemiecki to chuj wie

Dzisiaj w Faktach na TVN pani Pochanke zapowiadając materiał o tym, że pomnik/muzeum Obóz KL Auschwitz/Birkenau niszczeje i potrzeba 100 mln Euro na renowację siedemdziesięcioletnich budynków postawionych na podmokłym terenie, użyła sformułowania: [...]niemiecki obóz zagłady[...]. Od kilku lat toczy się co rusz wznawiana batalia, że na Świecie ktoś powiedział Polski obóz zagłady. Kolejni aktywiści poprawiają na nazistowskie obozy. Ale jak niemiecki, to chuj, może być. Jarek pewnie się cieszy. Nic dziwnego, że PiS odwołał bojkot TVN.

2009/01/25

Tomasz Tomaszewski - Rzut beretem

Dzisiaj dzień ciepły i miły. Dziecka - choć minęły cztery dni od planowanej daty porodu - nie ma. To znaczy jest, ale jeszcze w lepszej części tego świata. Skoro nie da się czekać w miejscu, aż zacznie się poród, próbujemy sprowokować naturę, coś w sensie, że jak idziesz na spacer i nie zabierasz aparatu, to wtedy dzieje się coś (czy to w otoczeniu, czy też głowie), co powoduje, że nazywasz się durniem, że nie zabrałeś tego nieporęcznego klamotu ze sobą. My chcieliśmy kląć, że wyszliśmy z domu i poród zaczął się w aucie, a nie szpitalu. Wystawa nowego cyklu prac Tomasza Tomaszewskiego wydawała się być idealnym pretekstem do tego, by zacząć poród 30 km od swojego szpitala i swojej położnej. Jednak dalej nic. Co to może znaczyć? Nie wiem. Może mój mały synek nie chce zobaczyć świata takiego, jakim widzi go autor zdjęć. Może dlatego, że wystawa jest umieszczona w Galerii Patio Muzeum Miejskiego Wrocławia. Za toaletami. Wydostający się z nich zapach dość skutecznie podkreślał to, co większość kojarzy z tematem wystawy. Lekki fetor szamba. Nie była to szczęśliwa atmosfera do oddychania, podobnie jak czerwone ściany i kiepskie oświetlenie, ale miejsce ładne. Gdyby nie atmosfera.


Tomasz Tomaszewski był jednym z pierwszych fotografów, których poznałem w swoim życiu. Poznałem w sensie fotograficznym. Po prostu jest postacią, która mi imponuje tym, co robi i kim jest. Po za tym bardzo lubię Małgorzatę Niezabitowską, więc kolejny powód, by go szanować. Ona jest autorką tekstu wprowadzającego widza na wystawę. Jako była rzecznik prasowa rządu Tadeusza Mazowieckiego chyba jest idealną osobą, by stworzyć tego rodzaju transmutacje przekazu, zamienić słowo obrazu na takie, które zrozumie masowy odbiorca. Jednak mi się nie podobał. Zdania i cała wypowiedź została tak skonstruowana, że i ja, i dysponująca dwoma mózgami Gosia nie zrozumieliśmy zbyt wiele. To co udało się wyłuskać to to, że autor chce pokazać, że obok wielkich i bogacących się miast Polski początku XXI wieku leżą małe wioski, których sercem były kiedyś pegeery, które padły. Wioski zostały, a prędkość życia doprowadziła do tak silnego kontrastu, że obrazy, które czekają na nas na wystawie - choć w pełni mi znane z życia - jawią się niesamowitą wręcz egzotyką odległych miejsc.


Autor pisał w tekście wstępnym, że realizował projekt przez dwa lata, w czasie których powstało tysiące zdjęć. Na wystawie zobaczyłem tylko (lub aż) 60 świetnej jakości prac, jednak nie zauważyłem tego, o czym także autor pisał. Nie zauważyłem jednego choć zdjęcia o charakterze intymnym. I nie jest to zarzutem. Po prostu nie mogłem uniknąć pewnych porównań. Dla mnie intymnym dokumentem z życia ludzi (i chyba wzorcowym) są prace prof. Jindřicha Štreita. Tomaszewski chyba jednak nieco inaczej rozumie taką intymność. Nie udało mi się jednak zauważyć właśnie czystego obcowania z samym człowiekiem. I podkreślam, nie jest to dla mnie wadą. Całe szczęście autor fotografii ma swój stosunek do sytuacji i tematu, który realizował i dał mi się on odczuć na dwóch płaszczyznach.


Pierwsza płaszczyzna to obserwacja ludzi, tego co robią i ich zachowań, zajęć, codzienności, ale w sposób bardzo oddalony od nich samych. Moim zdaniem autor w żadnym stopniu nie utożsamia się z bohaterami swoich prac. Zachowuje dystans, który bardzo łatwo wyczuć i zauważyć. Nie odnosi się do nich bezpośrednio. Nie jest to jednak chłodna narracja jak u Gudzowatego (no, w jego przypadku to mowa może być o inscenizacji), ale opowiadanie poprowadzone przez narratora, na którego fotografowani zgadzają się i wiedzą, że ktoś inny o nich mówi. Na fotografiach Štreita to z kolei bohaterowie mówią z narratorem jednym głosem. Tomaszewski raczej zajmuje stanowisko obserwatora. Uważnego, ale tylko obserwatora. Wydaje mi się, że ta bariera nie wynika z jakiejś niechęci fotografa czy nieumiejętności, ale wynika z tego, że jest Tomaszewskim. Po prostu to jego styl jaki wypracował przez lata i podchodząc bliżej, przekraczając jednocześnie granicę, stałby się kimś, kim nie jest.


Druga płaszczyzna to coś, co jest możliwe tylko w przypadku Polaków. Nie widziałem tego w żadnej innej fotografii. Tak jak cały tekst, który czytasz, tak i prace Tomaszewskiego nie są do końca jednolite i sensowne. To jedno. Drugie to to, że Polak nie przeżyje, jak nie będzie zgryźliwy. Niby dla kawału, ale jednak. Ja musiałem napisać, że w galerii po prostu śmierdziało (niech będzie, że fetor). Musiałem dopiec, że tekst pani Niezabitowskiej nie podszedł mi, bo musiałem wykazać, że przecież powinna zajmować się polityką. Ot takie brednie. Tomasz w humorystyczny sposób pokazał kilka w sumie dość bolesnych obrazków, które zdają się mi przypominać, że mój Polska to nie kraj, który jest w Unii Europejskiej, który goni Zachód. Polska to bogate kilka dużych miast. Po za nimi jest biednym krajem, gdzie żyją ludzie, których radość kończy się na podstawówce (o tyle o ile), a później jest co raz ciężej. To brak perspektyw, to pozorna wolność, to uzależnienie od pieniędzy, to brak optymizmu, to smutek i melancholia. I czasem w niej śmiech i drobne przyjemności.

To na prawdę wartościowa wystawa i świetna praca. Myślę, że wśród fotografów pokolenia lat pięćdziesiątych to chyba najważniejsza praca drugiej połowy pierwszej dekady tego wieku. Może jeden z ważniejszych dokumentów. Wystawie towarzyszy ciekawy album w cenie 99 zł. To dużo, dlatego mi (ze względu na zakup dużej ilość albumów ostatnio i czekaniu na dziecko - czyli odłożeniu pieniędzy na nieoczekiwane wydatki) pozostały bilety i zamieszczone tu fotki. Kupię tą publikację synkowi na chrzciny. W końcu to pierwsza wystawa fotografii, na której był.

Odbitki pięknej jakości, sponsorzy dopisali, Epson chwali się bannerami, że je wyprodukował, więc stanął na wysokości zadania. Na jednaj czy dwóch fotografiach widać było niedostatki techniczne (jawne w sensie) jak to, że obróbka była prowadzona na plikach 8-bitowych (gradienty na obrabianym niebie zamieniły się w schody i plamy) czy zbyt silne wyostrzenie.

Polecam te piękne obrazy w specyficzny sposób sprowadzają widza na ziemię taką, jaką jest, a nie taką, jak nam się wydaje.

Wystawa czynna do 2 lutego 2009, Muzeum Miejskie Wrocławia, Galeria Patio. Wstęp 7 zł studenci (na legitymacjach ITF także), 10 zł bilet normalny. Jakby ulgowy był nienormalny.

2009/01/21

zaszybie - mało-polska



















- Pszzzszszszczz---- khjgdsg 0900----- - as-a- s--- suszą?
- Kolego powtórz, nie słychać cię...
- Mobilki jak ścieżka na Oświęcim?
- Skąd lecisz?
- Na Tychy, przed autostradą w lewo na stacje

- szzczczzccczczzcz czczc zczcz czd %^&*(

- szzzzczczcz zz e ee e e Ty debil. Pacz, zdjencia robi.... szczczc c zcz

- debil pewnie jakis - pacz jak suszom azfalt - szzczzc ckdhtrtrrrrtrrrtttrrrrrr

- mobilki jak ścieżka na Wadowice.... trrrrrrrr rsczczczszszczszcszczszczszc - halo mobilki jak ścieżka na Wadowice - szzzczcz zpiiiiii

- czysto było. przed wiaduktem stali po lewej suszyli.

- dzięki. szerokości. na Tychy czysto było.

- szzzzzczccz z z - w Kalwarii ty chuju jak jedziesz.

- ....kupi burak radio i ściemy zapodaje...

- ... chuju ty zbolały, kaj się wpierdalasz z tym drezyna?

- szczczszszszczczcz

Lokalny Kocha wyjazdy służbowe. Lokalny kocha społeczność CB. Lokalny kocha łapać widoki mknące za oknem drzwi pasażera siedzącego z tyłu. Łapie chwilowe dynamiczne rozmyte światy. W każdej sekundzie tworzy wizję mieszkańca każdego domu i pieszego idącego każdym chodnikiem. Odtwarza chwilowe nastroje siedzące w wyimaginowanych umysłach chwilowych bohaterów analizując ich życie w świetle swojego. Dlatego Lokalny kocha szatkowany roletą migawki świat mknący za atermiczną szybą, bo zawsze by chciał, a nigdy prawdopodobnie tam nie wróci. Od dziecka łapał tak świat aparatem i do teraz tak ma i tak mieć będzie. Łapie świat zza szyby. Przez szybę. Dzięki szybie. Zza szyby wygląda często lepiej. Taki problem Lokalnego Artysty.

Miałem czas by tym pomyśleć w czasie poniedziałkowego wypadu do Wadowic na pielgrzymkę do klienta.


2009/01/17

Nowa pasja LA

Nikt nie opisał nigdzie w porządny sposób stylów budowy jednego z najpopularniejszych rodzajów budowli w punktu widzenia bezpieczeństwa. Nigdzie nie widziałem opisu remiz strażackich jako kompendium. Na przykład: Remizy strażackie na ziemiach polskich od 1945 roku. Dla mnie to wyjątkowe połączenie minimalizmu, wiejskiego stylu, funkcjonalności i dumy. Oleyneetschack dobrze wie, o co chodzi, jedną chciał focić, ale jakoś światło tak źle poszło, że jej nie robiliśmy. Obiecuję, że ją dodam wiosną. Tymczasem trwa silna praca nad ciągłością Autobiografii, do tego nowy cykl powstał w formie koncepcji, mały powrót do natury i krajobrazu, ale w formie Land-Art'u. No i remizy. Do tego dziecko w drodze. Czasu mało. Czy ktoś da mi jakieś stypendium?

2009/01/14

Jak chory w domu siedzi...


...to czas ma na wrzucannie starych rzeczy do mikrofeli. Czeka co wyjdzie.
2005 rok. Drezno/Dresden.

2009/01/13

Zapomniałem!!! - Mamo!!! Jestem w tiwi!!!



Na prawdę zapomniałem. No jaki ja sromny... Gdzieś koło połowy lipca. Realizowała ta ekipa. Miłego!

2009/01/11

Jeszcze jedne post na dziś


pawka filozof

klikamy i słuchamy. Becva, październik 2005. Dużo piwa i hermelinów. W tle Liberski. Bohatera każdy rozpozna we własnym zakresie.

dalej chory w domu, za oknem któregoż piękna aura

Nie chce mi się siedzieć w domu już. Już nie chce mi się oglądać for, na których ludzi piszą jak budują statki, lokomotywy, samoloty. Nie mam już pomysłu, co mógłbym przeczytać ciekawego. W łóżku laptop, poza łóżkiem ajmak, w sraczu ajpod, gdziekolwiek nokja. Wszędzie Internet za mną łazi. Mam dostęp do swoich prac w kuchni, w łóżku, w salonie, w kiblu, pod domem, w aucie. Mogę gotować obiad z Internetem, mogę z nim myć gary i głowę. Mogę sprawdzić, jaką muzykę mam w aucie, co mam z auta przesłać do domowego kompa, czy terminarz z kompa głównego jest aktualny z wpisałem z komórki. Mogę wszystko. A nie chce mi się nic. Chce mi się nic. Nie chce mi się czegokolwiek. Nie chce mi się zachcieć.

Wygrzebałem stare foty ze spaceru jakieś niecałe 2 lata temu. Takie właśnie o tym że nic się nie chce a jakoś się coś bardziej samo chce niż chcieć nic.

2009/01/10

granice hobby - precyzyjny

Piąty dzień w wyrze. Mam już dość tego leżenia i tym bardziej dość choroby. Co mnie dziwi to to, że dostałem leki ponoć jeden stopień słabsze od plutonu, i dalej leżę. To nic strasznego, ale jeszcze takiego zapalenia górnych dróg oddechowych nie miałem. Cały dzień laptop grzeje pierzynę. Już nie chce mi się czytać o sztuce, kulturze, fotografii. Ani Fakebook'a. Zawsze chciałem robić modele. Po tym jak 7 stycznia na FB przeczytałem w profilu Jędrzeja coś o kolejce, zacząłem łazić po forach i szukać czegoś, co będziemy z synem robić w długie wieczory, żeby nie siedzieć przy kompie czy PS8 (następca PS2, PS3, PS4, PS5, Ps6, PS7). Przypadkiem wszedłem na forum konradus.com i tam dotarłem do wielostronicowego postu, w którym mężczyzna w średnim wieku o nick'u Precyzyjny relacjonuje budowę kartonowego modelu parowozu. Od 10.00 do teraz to przeglądam i jestem zafascynowany. A jestem mniej więcej w 1/3 całości. Musicie to zobaczyć. Kupcie piwo, czipsy, frytki, pizzę i inne gadżety. Przydadzą się.

Tu jest link do art. na forum.

Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś taki ominął stanie przed moją eRBetką.

2009/01/08

zimoterapia

Choroba nie chce osłabnąć, osłabiając jednocześnie mnie. Nie ma dla mnie lepszego sposobu na zamydlenie objawów, niż przenieść się w najcieplejsze i najbardziej słoneczne miejsce, w którym kiedykolwiek byłem. Ciche i spokojne wyspy. Z nieba biały żar, białe tynki, biały beton pod stopami. Z jednego pęknięcia wyrasta bardzo stary pęd winorośli. Jedyna ożywcza wilgoć to wiatr od portu, który ma tylko kilkadziesiąt metrów do tego miejsca, więc nie zdąży w żarze wyschnąć na wiór.

I plaże. Nie cierpiałem leżeć na plaży i robić nic. I teraz wiem, że mam 30 lat, bo na tę chwilę nie marzę o czymkolwiek innym. Nudne nic nie robienie, nudne wybrzeże, nudni turyści snujący się od jednej strony widnokręgu do drugiej. W dali hałas tych, co lubią w tłumie ściskać się na gorącym piachu.




Jeszcze troszkę i FED ze swoim obiektywem z soczewkami pełnymi baniek gazu znowu zaszaleje w śródziemnomorskim wzduchu. Znowu spleśnieją filmy w wilgotnym powietrzu, znowu rozszczelni się korpus aparatu, a piach porysuje film. I całe szczęście. Grecja 2003.

2009/01/07

leżę w wyrze - trzeci dzień gorączki

Skoro gorączka, to jest szansa, że pisząc rozwlekłą wypowiedź może okazać się, że majacząc zacznę tworzyć jak każdy normalny. Skoro u mnie normalność jest cechą nienaturalną. Żeby nie było nudy i Czytelnika z zimowego letargu obudzić i do zrozumienia autora zbliżyć, zapraszam do oglądania i słuchania. Niebawem na blogu pojawi się obszerny post na temat grupy Einstuerzenden Neubauten. Na dzisiaj wystarczy mały wkręt w postaci najlepszych - moim zdaniem - utworów muzycznych pierwszej dekady XXI w. Tego wieku.




Powyższe linki to fragmenty koncertu/performace Palast Der Republik w Berlinie w 2004 roku. Palast Der Republik to niedokończone dzieło DDR, w którym obok siebie miały istnieć władza w postaci rządu DDR (NRD) i centrum sztuki. Zostało centrum sztuki. Bez ogrzewania. Napiszcie, jak się podoba/nie podoba.

2009/01/06

na chorobę te foty - zapytałby Lokalny


Siedzę teraz w domu z gorączką pod 38 stopni i mnie szlag trafia, że taki piękny dzień przesiedziałem w domu. Takie dni, chorobowe, są jednak potrzebne, by uporządkować kilka spraw. Może to i dobrze, że taki moment zdarzył się na początku 2009 roku. Całkiem niedawno, bo 28 grudnia 2008 roku spotkałem Lokalnego Artystę gdzieś w okolicy Przełęczy Walimskiej w Górach Sowich. Chociaż w sumie nie wiadomo kto kogo spotkał. W jednym momencie rozkładam statyw, zachwycam się widokiem stojąc 50 metrów ponad chmurami, w nos szczypie lekki mróz i sypiące się z drzew igły szronu, gdy w drugim podnoszę oko znad kominka mojej eRBetki i widzę stojącego obok Lokalnego Artystę. Kto już raz go spotkał, ten wie, że to nie jest postać, która budzi sympatię wyglądem czy aparycją.

- Na chuj się gapisz? - wypaliłem, zgodnie z zasadą, że najlepszą obroną jest atak. Lokalny wyraźnie zbladł. Wypaliłem nieco za szybko (bo to nie w mojej naturze tak do ludzi agresywnym być) bo Lokalny patrzył w komin swojej eRBetki. Kontynuując, Lokalny zbladł, podniósł głowę znad swojego aparatu i blednąc jeszcze szybciej spojrzał na mnie.

- Nie wiem jak wcześniej ale teraz to by się zgadzało.

- Że co by się zgadzało? - traciłem nad sobą kontrolę, nie wiem co we mnie wstąpiło, ale nie chciałem go ani przeprosić, ani odpuścić. Wkręcanie się w dyskusję sprawiało mi nadzwyczajną frajdę.

- No że teraz to na chuj się patrze.

Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, byłem przekonany, że gość sobie odpuści i podda się, ale widać, że jest twardszy ode mnie i słowami go nie przekuję.

- Ale ja nie do pana mówię - wypaliłem już zupełnie bez sensu pogrążając się jeszcze bardziej - Ja do tego tam, przecież nawet na pana nie patrzyłem.

Lokalny obrócił się, spojrzał w dal i znowu na mnie. Oczywiście nikogo tam nie zauważył, więc z miejsca spaliłem swój image. Złożyłem swój sprzęt, z mniejszą niż zwykle dbałością o czystość i ostrożność wrzuciłem aparat do torby, nerwowo poskładałem statyw. To se kurwa pofociłem - burknąłem pod nosem. Znowu stałem się ofiarą własnej fantazji. Przecież znam Lokalnego nie od dzisiaj, nie od teraz. Wiem, co by mógł zrobić, ale przecież dobrze wiem, że tylko prowokowany staje się nieznośny i bezczelny. Co za głupek ze mnie. Aż takie widoki, znowu ktoś zrobi te zdjęcia, a ja nie. Co za bałwan (psychologowie mówią tu o autoagresji połączonej z poczuciem winy). Odchodzę do swojego auta, gdy słyszę śmiech zza pleców. No mogłem się spodziewać, że Lokalny nie przepuści takiej okazji, że teraz, gdy już podkuliłem ogon, będzie po mnie jeździć jak po łysym (!).

- Ej, człowieku, ale o co Ci chodzi, ja nie chcę focić tego co Ty, ja tu czekam na kogoś...

- Ta - jeszcze się nie odwróciłem, ale udałem, że niby się przejąłem - to po jaką cholerę masz akurat w tym miejscu wszystko rozstawione i wymierzone dokładnie tam... małe te góry kurwa są? Małe?

- Ale na prawdę, ja tu czekam na kogoś - ciągnął dalej Lokalny - nie robię landszaftów.

- Jasne, widziałem Twój profil na plfoto, robisz krajobrazy, oszuście!

- A tam, ale teraz akurat nie, tu czekam na typa, co właśnie zaraz tu przejdzie i robię portret i spadam.

No ręce to mi opadły. Portret? W taką pogodę? Z takimi zjawiskami? Taka szadź? Takie światło? Ech, co za ignorant. Teraz to mu dowalę:

- To, skoro robisz tu portret, to... - hmm, no nie wiedziałem, co na nim zrobi wrażenie - ...yyyyyyy... - dalej nic -...yyyaaaaayyy... - mam - ...to może potrzymać blendę? No Sienkiewicz, dałeś mu do pieca. Facet się rozsypie pewnie i w życiu już nie zrobi foty. W życiu nie będzie mieć już kolejnych dobrze ocenianych fot na forum.

- No toś pan dziki jest. Strasznie dziwnie pomoc oferujesz. Ale nie, dziękuję. Mam dzisiaj asystenta.

- Ale to portrety robić? Jak za plecami takie landszafty?

- Człowieku, dziwak jesteś. Ja jestem dziwak, ale Ty jest dziwakowatniejszy.

- Po prostu chciałbym w końcu być na pierwszej stronie plfoto. Już zrobiłem na prawdę wszystko Już nawet znam Pohrybnego, nawet mam średni format, kupiłem sobie filterki połówkowe i polaryzacyjne, na slajdach robię i nic.

- Ale co Ty pierdzielisz, człowieku, co mnie to obchodzi, rób se jak chcesz...

No tak, ale jak tu robić, jak mi ten Lokalny tu stoi, i ani się skupić, ani pomierzyć. Przecież ja tego nie lubię, wstydzę się. Nie wiem czemu, ale nie lubię widowni. Lokalny Artysta jednak ciągnął dalej.

- Wiesz, jesteś dziwak. Zamiast robić swoje, to czaisz się i rzucasz do innych, grzecznych i spokojnych ludzi. I wiesz co, w dupie mam to, co sobie kupiłeś i co chcesz. Nikt na kolanach nie będzie cię błagać: wróć, postaw statyw, pomogę ci. Chuj Ci w dupę. Powiem jeszcze coś. Zrobię to zdjęcie. A chuj. Zrobię...

- Nie waż się... - syknąłem. Nie miałem pomysłu, co mu odpowiedzieć, gdy zapyta "bo co", mam nadzieję, że nie zapyta.

- Bo co?

- Bo Ci wymoderuję każda kolejną fotkę, jaką tam dasz!

No to wymyśliłem! Myślicie, że nie zrobił tej fotki? Zrobił, jest na górze tego bloga, a nawet tu, na moim ulubionym forum. I nic. Ja chciałem zrobić swoją. Ale Lokalny przez moją głupotę i swoją porywczość zrobił ją pierwszy. I ostatni. Całe szczęście landszafty Lokalnego nie cieszą się takim uznaniem forumowiczów, jak portrety. Całe szczęście. Jest jeszcze nadzieja dla mnie.

* * *

Ha ha! Udało się! Nie będzie sobie Lokalny wielkim Artystą! Zgłosiłem jego fotkę do moderatora, że gówno daje na forum i zaśmieca nam nasz zakątek czystej fotograficznej sztuki. Lokalny dzisiaj wrzucił fotografię. Pierwszy ją zgłosiłem do moderacji, a admin nawet słowem nie zająknął, tylko uznał, że to się nie nadaje do naszego forum. Dobrze, że poza artystami są jeszcze trzeźwo myślący ludzie. Dzięki Bogu.

2009/01/05

Mariusz z Wrocławia

Mariusz jest pasjonatem fotografii. Spotkałem go na Przełęczy Walimskiej w Górach Sowich w trakcie fotografowania dramatycznie zmieniających się warunków pogodowych. Gdy ustawiał się do zdjęcia świeciło pełne słońce i niebo było niemal całkowicie bezchmurne. W ciągu 2 minut, w czasie których rozłożyłem statyw i dokonałem pomiaru światła, pogoda załamała się i było widać nic. Chwilę wcześniej Mariusz był na Ślęży. 28.12.2008 r.

* * *
Świeciła szczątkowym światłem Gosia.

Ważne: chyba źle zanotowałem mejla do Mariusza, jak ktoś z Was go zna, proszę, prześlijcie mi jego adres, bo nie wiem gdzie mam wysłać fotkę. Dziękuję.

2009/01/04

Trzydziecha

Trzydzieści lat oczekiwań ziściło się dzisiaj. Zakończył się etap młodzieńczy. Dorosłość otworzyła mi drzwi. Dolary przeciwko orzechom, że na Becvie znowu będzie mi bliżej szesnastki, ale pozory zobowiązują. Zaczęło się niewinnie tuż po północy z 3 na 4 stycznia. Siedziałem sobie - jako uzależniony od internetu - przy komputerze, gdy z kuchni cała w poświacie jednej świeczki weszła Małgosia z kawałkiem piernika i wbitą weń świeczką. 


Nie minęło kilak chwil, gdy rozdzwonił się telefon, Skype, iChat, Google Talk, Facebook, etc. Czad, na prawdę miło. Dzięki za to Małgosi, Rafałowi Świderkowi, Oleyneetschack'owi, Julkowi, Najmniejszej Ani Świata, Jędrzejowi, Jędrzejowskiemu Michałowi, Bartowi i innym z nocnej zmiany.

Dzień rozpoczął się od opadów śniegu, po internetowej nocy. O 10.00 miała przyjechać Katka z Cud Chłopcem i Martą. Mieliśmy jechać w Sowy. Przyjechała, wręczyła w swoim i Jara imieniu geszenk, który dość dużo wniesie do mojego dyplomu, ale o nim narazie sza. Bo boję się LPR'u. 

Od lewa: Monika, Szwagier Marcin, Teściowa Irena, Małgosia, Teść Mirek, Ojciec Jurek, Marta, Jaro, Katka.


Od 15.00 impreza w Rościszowie. Panoramka na górze to widok, jaki miałem przed sobą. Nie ma na niej jeszcze Ola i Agi, bo śnieg opóźnił ich przybycie. Ale mam ich tu: 


Po pstrągu i tort. Przed tortem dmuchanie. Dawno nie dmuchałem. Świec. Trzydzieści świec poleciało jak z płatka. Nie wiem czy to takie teraz liche świece robią, czy to jakiś głęboko zaszyty psychologiczny przekaz. Stawiam na liche świece, bo jak miałem trzynaste urodziny, to musiałem się zdrowo narobić, by je za jednym razem zdmuchnąć. Wszystkie. 


I tak na koniec Jarkowa impresja na temat odejmowania świeczek z tortu. Wpis dzisiejszy bez głębokiego (albo z) przekazu, ale na prawdę, nie czuję dzisiaj potrzeby. Może uderzy to tego, kto śledzi tego bloga, ale nie o to mi dzisiaj chodzi. Czasem muszą po prostu pojawić się pamiętnikowe wpisy. Ot tak. 

Dzisiejszy dzień sponsorowały: Literka M i liczba 30. 

2009/01/02

Cyberświnia



Byliśmy dzisiaj u Ola. Przyjechały Zusy. Na godzinę zebrała się stara dobra ekipa kreatywna. Dorwaliśmy świnię córy Ola, Amelii. Poddaliśmy ją ostrej indoktrynacji medialnej. Intermedialnej. Świnia nas ubiła.

2009/01/01

Józek co mimem jest - niezrealizowana fota 2008 roku

Józek jest mimem, choć w moich kategoriach nazwałbym go artystą wyrażającym się poprzez ruch w formie pantomimy i tańca butoh. Prowadzi Teatr Formy we Wrocławiu. Pod Oławą, we wsi Dżemlikowice w starym młynie kilkukrotnie w ciągu roku organizuje warsztaty z cyklu Europejskiej Akademii Pantomimy. 

* * *

Oczywiście tej foty - mimo kilku podejść - nie udało się zrobić, szkic powstał jeszcze w kwietniu. Miała być piękna - niemal prasowa - fota, Słońce z tyłu, kadr zamknięty z lewa i prawa kwitnącymi jabłoniami, w tle 2-3 sylwetki postaci ćwiczących układy pantomimy, a na pierwszy plan, jak we wszystkich fotach, poświecony Józek. Nie udało się. Może innym razem, a może nigdy. Ważne są też te prace, które nigdy nie powstały.