2011/09/29

Szukam roboty





Czas, by ten blog zaczął mi pomagać. Najfajniejsze jest to, że jest podpięty pod Google, więc niemal każda wpisana tu treść znajdzie się wysoko w wynikach wyszukiwania. Kiedyś była tego nawet jedna ofiara - mój przyjaciel. Jeszcze gdy pracowałem na Autobiografią, a na blog wrzucałem foty bez odręcznego podpisu - wpisałem, że ów człowiek zrezygnował z zawodowej pracy i zaszył się w dziczy. Oczywiście za jego pozwoleniem i akceptacją. Po 2 tygodniach opis musieliśmy zmienić (znowu po naradzie) na taki, który nie będzie wywoływał u jego klientów paniki. Do tej pory - jak czasem sprawdzę, to szukając właśnie tego przyjaciela - ludzie trafiają na ten blog. Podobnie jak na wpis z lutego 2008 roku, wpisują "stan wody w Odrze", bo wtedy pisałem o niskim stanie wody w tejże rzece (opis do foty). Czasem jak patrze, co ludzie klikają, to aż dziw bierze. Nie dlatego, co znajdują, ale jak trzeba ważyć słowa, żeby niechcący kogoś nie skrzywdzić, a przynajmniej by nie zaszkodzić.

Stąd dzisiaj z premedytacją wrzucam taką treść:
dobry grafik Wrocław, Oława Polska, freelancer, przyjmę zlecenia, doświadczenie, ponad 160 brandów w portfolio, identyfikacja wizualna, SIW, CI, BI, ATL, BTL, POS, DTP, tani druk, krótkie terminy, dobre ceny, fotografia produktowa, fotografia reklamowa.

Od poniedziałku jestem Roninem.

2011/09/25

weak week



Ten tydzień nie był super. Super, że dobrze się skończył. Źle, że idzie kolejny, którego zaczynam się bać, ale to tylko sprawy zawodowe budzą we mnie lęk, a przecież nie samą pracą żyję. Ale dzięki niej - trochę tak. Nie mniej nie ma tragedii, utrata głównego żywiciela to nie powód do paniki, trzeba będzie złapać kilku mniejszych (żywicieli). Generalnie liczę na poprawę, niż na pogorszenie, ale moje ulubione przysłowie mówi: Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach.

Ale dzisiaj żyję szybką wycieczką po najruchliwszej rowerowej trasie okolic Oławy [LINK]. Rowerzystów wielu, ale raczej trudno liczyć na "dzieńdobrowanie" i "cześć" od innych kierowców jednośladów, nie ten gatunek w tych okolicach. Raczej bez kasków, raczej rodzinnie. Zdjęć niewiele, bo cisnąłem na szybkość, a nie zwiedzanie. Ale nie zabijałem toczącego się procesu myślowego. Myślałem o wakacjach w Turawie (pod wpływem zapachów lasu i wody), o spacerze z mamą, który miał miejsce we wrześniu 1986 roku, gdy dostałem manto za kłamanie, że nie powiedziałem, że mam zadanie domowe (1 klasa podstawówki), a potem poszliśmy na spacer i spadały liście topoli, a topole generują taki piękny - dla mnie absolutnie magiczny - zapach. I wtedy też widziałem zaparkowanego Jelcza (ciągnik siodłowy) i pamiętam, że to był najnowszy model od Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Miał trzy wycieraczki szyby czołowej. I Szliśmy wtedy przez osiedle im. Chrobrego (w Oławie), którego chyba połowa mieszkańców pracowała w tych zakładach. Każdy znał logo, każdy miał coś z tym logo. Czapkę, saszetkę, torbę, koszulkę, plakietkę, naklejkę, kubek lub talerz (nie taki reklamowy, tyko pewnie wyniesiony z zakładowej stołówki). I to pewnie wyprodukowany w tych zakładach ceramicznych w Wałbrzychu, o których pisałem wiosną. Dzisiaj w Jelczu znalazłem jedno logo dawnego JZS. Kilka neuronów wybuchło mi w głowie, uruchamiając falę, która towarzyszyła mi przez pozostałe 25 km zmagać z błotem, wyrzuconym przez idiotów gruzem z dachówek, starych pieców kaflowych i cholera wie jeszcze czego.





2011/09/23


fot. Sławoj Dubiel


fot. Katarzyna Sagatowska

Właśnie przed 20 minutami wg planu otworzyła się wystawa, która jest owocem majowego pleneru w Czarnkowie. A mnie tam nie ma. Ale są moje foty. A wszystko w ramach 7 Biennale Fotografii w Poznaniu.

2011/09/21

dużo rzeczy









Symbolika tak czytelna się mi ukazuje, że komentarz staje się prymitywnym dodatkiem. Martwię się trochę więcej, niż zwykle. Ot co.

2011/09/18

Gromnik











Tydzień przerwy we wrzutach, a tu na pierwszej focie ekipa do złudzenia przypominające pierwszą fotę zeszłego wrzutu. Dzisiaj poddał nam się Gromnik (392 m n.p.m.). Baza w Białym Kościele, jechaliśmy trasą wczorajszego 7 Rajdu Strzelińskiego. Jednak podjazdy w terenie są ciężkie. Wszystko jest ciężkie, gdy nie jest to cienka oponka na gładkim asfalcie. Ale zapał wielki i najlepsze - po każdym podjeździe jest zjazd. A jak się ma poskładanego pięknego full'a, to przyjemność ze zjazdu wielka. Pogoniliśmy dzisiaj ładnie. I miałem glebę na podjeździe. Nie zdążyłem wypiąć buta:)

Foto z gleby ma Zbyszek, jak mi prześle, to dorzucę tu.

2011/09/11

bajkerzy













W piątek byłem przekonany, że w niedzielę nie wsiądę na rower. Zaczynam być bardziej uzależniony od kręcenia korbą niż fotografowania, chociaż czynię większą ilość fotografii wprost do mózgu (Fotograf - Bruszewski). Udało się wykurować jako tako i w miarę doprowadzić do stanu używalności. Niecałe 40 km, ale było dobrze, w dobrym towarzystwie. Z przerwą w maku przy autostradzie. Poranek - ganz gut.

Popołudnie to rodzinny spacer po Brzegu. Wybitnie zaczyna mnie to miasteczko wciągać. Niezwykła architektura, bardzo dobrze zachowana jak na warunki, o których tu często piszę. Dużo śladów po mieszkańcach sprzed 70 lat. W samym runku chyba z2 dwie strzałki kierujące do restauracji. Obok rynku też kilka do kilku innych. Jest na co patrzeć.

Jutro czeka mnie mały stres. Ale mały.

2011/09/10

Kino Lwów, Kino Przodownik, Roxy Film Palast, Odd Fellow Lodge









No i stało się. Kino Lwów już ponoć od 2 tygodni oficjalnie zniknęło z mapy wrocławskich kin. Drąży mnie ciekawość, co się stanie z tym obiektem, czy ktoś zalepi go styropianem i tynkiem strukturalnym. Albo wyburzy? Przebuduje? Wydaje mi się, że każde działanie na tym budynku po 1945 roku powodowało to, co teraz z nim się stanie. Powyższe fotografie powstały między czerwcem a sierpniem 2011.

2011/09/09

dzisiaj byłem w Czechach








Nie zabrakło smażonego sera i wiśniowej kofoli.

2011/09/07

bohater szatersztoka




Dzisiaj znalazłem na bilbordzie gwiazdora tanich sztoków*. O tu jest jedno (link). Jedno z ogromnej masy z tym człowiekiem. I jak tu się nie dziwić, dlaczego duża kasa uciekła z małych miast? Bardzo łatwo - dekadę temu najtańsze zdjęcie z jednego z kilku sztoków kosztowało - tak dla przykładu 10 tyś zł. I było tylko jedno i z ograniczonymi prawami. Agentura z małego miasta jechała do biura promocji jakiegoś miasta i account manager mydlił urzędnikom oczy rozbudowaną prezentacją, makietami, wydrukami naklejonymi na gustowne kartoniki. Wielki szoł na zakończenie 2 tygodni przygotowań do przetargu, gdzie kreatywni (wg mojego kolego z dawnej pracy: "gdybym umiał w życiu nic, to bym został kreatywnym") mielili brief (przygotowany najczęściej na tym samym szkielecie z netu, ale musi być rozbudowany, żeby szefowie szefów wiedzieli, za co podpisują się pod premiami). Jak już go wymielili i po masie wewnętrznych spotkań wypluli zbity, zawsze ten sam i według tego samego szkieletu brief kreatywny, to graficy to mielili dalej, ale mieli tylko dwa dni i dwie noce (czemu zawsze to były weekendy?) i potem account siedział z jednym wiernym grafikiem i rzeźbili prezentacje w pałerpoincie. Niewyspany account wsiadał w auto, rozlewała mu się kawa, bo przecież nie zdążył zrobić kupy, bo tuż przed wyjazdem zepsuła się drukarka i ledwo się wszystko udało. I papier się skończył, a jeden wydruk pognieciony. Chuj z tym, jedzie na szoł. Na szoł okazywało się, że bez sensu jest kupować zdjęcia ze sztoka, lepiej zrobić sesję, bo i więcej zdjęć będzie, a model podpisze to i większe pole manewru z fotami będzie i bez widma późniejszych dopłat. I tak taki klient słyszał wyceny za kreację, potem misz masz i wychodziło pół bańki.

Teraz fota ze sztoka. Layout ze sztoka. Sztok po 200$ za miesiąc. 25 pobrań na dobę. Na aukcjach logotypy po 50 zł, za 150 zł kompletne mini systemy identyfikacji wizualnej. No i jak tu teraz żyć?

2011/09/04

687 z od piątku do dzisiaj


Wrocław, przedwczoraj.


Wrocław, przedwczoraj.


Wrocław, przedwczoraj. Takie smutne to było. Gołąb patrzy na martwego gołębia.


Siechnice, wczoraj.


Oława, wczoraj. "Nie warto ryzykować!"


Wiązów, dzisiaj. Wsiadłem rano na rower i wykręciłem 66 km, z czego 45 z bardzo niefajnym wiatrem. Było by więcej, ale po 30 km skróciłem trasę, bo już wtedy miałem dość. trasa bardzo ładna, przez kompletnie magiczny Wiązów z gwoździem programu - wieś Wawrzyszów, o tym kilka zdjęć niżej.


Wiązów, dzisiaj.


Głęboka, dzisiaj. Jedno z urokliwych miejsc wzdłuż zlikwidowanej linii kolejowej (na google mapach wciąż zaznaczonej). Poważne pagórki, zapach skoszonego siana i specyficzna woń topoli, którą można poczuć dwa razy w roku - wiosną, gdy kwitnie i jesienią - gdy zrzuca liście. Dzisiaj znalazłem już jesień.


Głęboka, dzisiaj.


Wawrzyszów, dzisiaj. cmentarz za wsią, dojazd pięknym zjazdem, masa pagórków, piękny teren.


Wawrzyszów, dzisiaj.




Wawrzyszów, dzisiaj. Pałac, obecnie szkoła.



Wawrzyszów, dzisiaj. To miejsce jest tak ciekawe ze względu na położenie i widoki na okoliczne pasma górskie, że mogło by być doskonałym punktem wypadowym z okolicznych miast. Wystarczyło by pozatykać na słupkach znaki dla rowerzystów i można poprowadzić idealne ścieżki dla amatorów niedzielnych i dla bardziej zaawansowanych rowerzystów. Nie wiem, dlaczego nikt nie próbuje.


Dzisiaj przybłąkała się do nas młoda suczka foksterriera. Ale pani się znalazła. Dziwne, że zawsze terriery się do mnie przybłąkają.


Brzeg, dzisiaj.


Brzeg, dzisiaj.


Brzeg, dzisiaj. Wyszedłem z zamkowego dziedzińca i usłyszałem hałas o sile syreny alarmowej. Szpaki odlatują. Idzie jesień.