2011/09/25

weak week



Ten tydzień nie był super. Super, że dobrze się skończył. Źle, że idzie kolejny, którego zaczynam się bać, ale to tylko sprawy zawodowe budzą we mnie lęk, a przecież nie samą pracą żyję. Ale dzięki niej - trochę tak. Nie mniej nie ma tragedii, utrata głównego żywiciela to nie powód do paniki, trzeba będzie złapać kilku mniejszych (żywicieli). Generalnie liczę na poprawę, niż na pogorszenie, ale moje ulubione przysłowie mówi: Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach.

Ale dzisiaj żyję szybką wycieczką po najruchliwszej rowerowej trasie okolic Oławy [LINK]. Rowerzystów wielu, ale raczej trudno liczyć na "dzieńdobrowanie" i "cześć" od innych kierowców jednośladów, nie ten gatunek w tych okolicach. Raczej bez kasków, raczej rodzinnie. Zdjęć niewiele, bo cisnąłem na szybkość, a nie zwiedzanie. Ale nie zabijałem toczącego się procesu myślowego. Myślałem o wakacjach w Turawie (pod wpływem zapachów lasu i wody), o spacerze z mamą, który miał miejsce we wrześniu 1986 roku, gdy dostałem manto za kłamanie, że nie powiedziałem, że mam zadanie domowe (1 klasa podstawówki), a potem poszliśmy na spacer i spadały liście topoli, a topole generują taki piękny - dla mnie absolutnie magiczny - zapach. I wtedy też widziałem zaparkowanego Jelcza (ciągnik siodłowy) i pamiętam, że to był najnowszy model od Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Miał trzy wycieraczki szyby czołowej. I Szliśmy wtedy przez osiedle im. Chrobrego (w Oławie), którego chyba połowa mieszkańców pracowała w tych zakładach. Każdy znał logo, każdy miał coś z tym logo. Czapkę, saszetkę, torbę, koszulkę, plakietkę, naklejkę, kubek lub talerz (nie taki reklamowy, tyko pewnie wyniesiony z zakładowej stołówki). I to pewnie wyprodukowany w tych zakładach ceramicznych w Wałbrzychu, o których pisałem wiosną. Dzisiaj w Jelczu znalazłem jedno logo dawnego JZS. Kilka neuronów wybuchło mi w głowie, uruchamiając falę, która towarzyszyła mi przez pozostałe 25 km zmagać z błotem, wyrzuconym przez idiotów gruzem z dachówek, starych pieców kaflowych i cholera wie jeszcze czego.





No comments: