2011/05/31



Wystawa Wojciecha Wilczyka robi wrażenie. Czuć wielki niedosyt po zaledwie 20 obrazach i spokojnie mógłbym na ścianach galerii zobaczyć ich setkę i nie czułbym znużenia, niemniej lepiej z wystawy wyjść z poczuciem pozytywnego niedosytu, niż z odbijającym się przesyceniem. Dolnośląskie Centrum Fotografii jest jednak w kilku miejscach fatalnym miejscem na wystawy (antresola i wielkie okna), które musiały by być produkowane pod to konkretne miejsce (choćby matowe wykończenie i żadnych szkieł w części od pl. Nankiera. Tę wystawę zdecydowanie lepiej się oglądało, niż poprzednią - Łodzińskiej i Kramarza. Może dlatego, że tam były tylko "próbki" z każdego cyklu, a "Niewinne oko nie istnieje" jest bardziej homogeniczna. Zresztą komu brakuje obrazów, ten chętniej kupi świetnie wydany album. Masa fotografii, bardzo dobre teksty. Recenzji w sieci jest wiele, więc nie będę się rozciągał nad tematem.

Znalazło się pewne "ale" dotyczące samego organizatora. Jeśli ktoś decyduje się na zapowiedź twórcy i jego dzieła przed publicznością, powinien mieć względnie duże pojęcie o tym, kto to jest i co ma do powiedzenia (w szerokim rozumieniu tego słowa). Pan Bortkiewicz niestety nie stanął wg mnie na wysokości zadania, co mnie dość smuci. Przy mojej wystawie w Galerii Obok ZPAF w marcu 2010 roku kurator Anna Wolska poczyniła szeroki i poważny wstęp nie zostawiając mi już niemal pola do manewru, co było o tyle dobre, że trema mnie zatykała. Ale też czułem, że nie trafiłem tam przez przypadek, ale dlatego, że ktoś (kurator) ma konkretną wizję i poprzez dobór twórców w galerii realizuje swoje wizje. Mnogość znaczeń prostych obrazów Wilczyka jest na tyle pojemna, że można zaserwować gościom galerii dobry wstęp do dalszej "pracy" z tym, po co tu przyszli (nie licząc stałych bywalców, którzy przychodzą po wino).

Wystawa powisi do 4 czerwca (!). Jak już wspominałem to bardzo dobry znak, że tego rodzaju fotografia (teraz Wilczyk, wcześniej Łodzińska i Kramarz) pojawiła się w tym miejscu. Przyjmuję to za dobrą wróżbę i czekam na kolejne. Może w końcu urodzi się program galerii?



A po wernisażu znalazłem piękną budowę/restaurację dla mnie. Jutro walka o pozwolenie na wejście na teren budowy.

2011/05/29

Nikt nie lubi mojej muzy.



Dzisiaj byłem w Opolu. Miasto się zamknęło na amen, bo zorganizowało sobie maraton. Po zdjęciach zarobkowych pojechałem po Groszka i razem pojechaliśmy na kawę nad Jezioro Turawskie. Nie byłem tam od 2 lat, kiedy to obiecałem sobie mój ostatni tam pobyt wakacyjny. Nie mogę się pozbyć sentymentalnego myślenia o tym miejscu. zanudzę każdego, każdym tam spacerem i opowiadaniem, co i gdzie przeżyłem, co tam było i jak mi źle, że tego już nie ma, a co było fajne, a teraz jest do dupy.























647











Właśnie wróciłem z kina. Byłem na Melancholii Larsa von Triera, ale nic nie napiszę na temat filmu. Mam mieszane uczucia. Nawet nie w kategorii dobry film/zły film, ale w materii próby ogarnięcia tego, czego tam doświadczyłem. Więc pod tym względem chyba warto zobaczyć.

A dzisiaj naświetliłem kilka szitek na budowie obwodnicy Wrocławia. I tej autostradowej, i tej energetycznej. O ile ta druga wiąże się z opłatami i to jest naturalne, o tyle ta pierwsza i opłaty to pewne novum w skali świata. Szkoda, że ktoś wpada na takie pomysły, już nie wspomnę o możliwości potencjalnej realizacji.

2011/05/27

646





Dość dziwnie. Klaruje się kilka rzeczy. Pierwsza to ul. Oławska nie będzie raczej robiona dalej ze względu na to, że tam, gdzie jest ciekawa lokacja - wszystko zasłoniły liście drzew. W sumie niczemu to nie przeszkadza, ale chciałbym jakieś minimum utylitarności zachować. No i wschód Słońca następuje teraz tak wcześnie, że nie chce mi się po prostu tak szybko wstawać.

Druga sprawa dotyczy budów i antybudów (czyli stadium, w którym wytwór pochłania natura). Ale tu jeszcze nie umiem zwerbalizować czego oczekuję.

Kolejna rzecz to to, że 27 lipca we Wrocławiu będzie koncert pewnego człowieka, który podpisuje się pod projektem Biosphere.

Jeszcze inna sprawa dotyczy najbliższego poniedziałku (30 maj), kiedy to Wojtek Wilczyk otworzy swoją wystawę we Wrocławiu w DCF Domek Romański. Aż dziw bierze, że jedna po drugiej pojawiają się w tej galerii takie rzeczy. Ledwo ściany uwolniły się od Łodzińskiej i Kramarza, a tu Wilczyk. Obie wystawy charakteryzuje to, że wcześniej tego typu fotografia nie gościła w tym mieście. Co więcej, nadchodząca wystawa wydaje się być "wkładaniem kija w mrowisko". Po pierwsze dlatego, że Wilczyka odbieram jako osobę o spolaryzowanych poglądach w temacie czystości dokumentu (co ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne), po drugie że jego cykl odbieram jako dowód na to, że jako naród jesteśmy prymitywnymi egoistami. Zniszczyliśmy skutecznie wszystko, co było obce, a mogło nas pchnąć do przodu (materialnie i/lub kulturalnie).

Na koniec coś innego, niż do tej pory. Przestałem się zanurzać za Porcupine Tree, ale solowa płyta Wilsona jest świetna, a i ten bardzo fotogeniczny klip bardzo mi się podoba.



Aha, i z Łukaszem Biedermanem myślimy nad wspólną wystawą gdzieś koło jesieni 2011. W niedzielę jadę oglądać galerię, wystawa będzie przygotowana pod jedno miejsce, raczej wielkoformatowe obrazy (w sensie B1 i B0).

2011/05/24

wysokie progi



Upał i wirusowa infekcja. Plusem chorowania w lecie jest mnie więcej stała temperatura. Ale są tacy, którym to i tak obojętne. Dzisiaj z Piotrem Komorowskim zaczęliśmy dość ciekawą dyskusję na temat niedawno zmarłego Miroslava Tichego (jego prac). To dość dziwna postać, bo z jednej strony to outsider, z drugiej jego życie to nie do końca świadomy wybór, ale pewna konieczność. Z jednej strony wielkie namiętności czy wręcz obsesje, z drugiej deprymująca niemożność. Czy Tichy był tym w czeskiej fotografii, czym Nikifor w polskim malarstwie?

2011/05/22

tydzień zleciał

































Dzisiaj tak się zamyśliłem, że jadąc już kolejną godzinę rowerem przestraszyłem się znaku, bo z daleka wyczytałem ("wydomyśliłem", że widzę) miejsce o 35 km dalej, niż byłem. To znaczyło by też, że muszę wrócić drogą o 35 km dłuższą, czyli jakieś 70km więcej, niż założyłem, czyli dwa razy więcej, niż planowałem. Plan zbudowałem na bazie wiedzy z sieci, która okazała się złą wiedzą, bo promu nie było w tym miejscu i musiałem wracać tą samą drogą.

Ubiegłej niedzieli jeszcze bylem na Wielkopolsce. Nie licząc rozłąki z rodziną - to wydarzenie nie miało wad.

Nauczyłem się też wykorzystywać ważną rzecz - jeśli jestem w nowym miejscu i trzeba poznać otoczenie, mentalność - trzeba zacząć od końca. A koniec jest na cmentarzu.

2011/05/20

i jeszcze Noteć



















Pierwszego dnia zauważyłem pewną panią w podeszłym wieku, która mieszka gdzieś na środku rzeki, w drewnianym domku otoczonym kanałami. Dwa małe kundelki rzuciły się na mnie sprawiając wrażenie, że one kontrolują teren. Starsza pani porozmawiała ze mną i nie miała problemu z pozowaniem. Ja odłożyłem aparat od oka, ona wróciła do zajęć.

Drugiego dnia nie robiłem zdjęć niemal wcale. Obserwowałem.

Trzeciego dnia, na innej śluzie, pan powiedział mi, że ta pani trzy miesiące temu straciła syna. Zaginął. Ciała nie ma, przepadł jak kamień w wodę. Inny człowiek dodał, że raczej jak kamień w wodę i to w sensie dosłownym. Bo jak się tu utopisz, to prąd rzeki ciała nie wyrzuci, ale wtedy były wystąpienia z koryta, więc może być gdzieś wokół.

Pierwszego dnia jedna z pierwszych rozmów z mieszkańcem Zofiowa dotyczyła wydobycia torfu z doliny rzeki. Budowało się wieżę, podwieszało bloczek i ciężkie stalowe ustrojstwo z impetem spadając w dół wycinało kolejne porcje mokrego torfu. Głębokie doły czasem zarastały i nie raz, nie dwa ludziom ginęły zwierzęta czy sami ludzie, bo taki dół to śmiertelna pułapka. Ale opowiadający tę historię nie dał się namówić na sfotografowanie, bo wyglądał wg niego niewyjściowo.

Inną rozmowę z soboty pamiętam dość dobrze. W miejscowości na północnym brzegu na przystanku spotkałem grupę cyklistów. Malownicze miejsce i ten przystanek. Zatrzymaliśmy się ze Sławojem i 0 szykując się do fot - pogadaliśmy. "Kierownik" wycieczki powiedział, że jego rower był w Rzymie i on sam był wszędzie, a jego to interesują nie ludzie, a przyroda, i że książki napisał o przyrodzie i w Ameryce Południowej był i tę przyrodę badał.

Czwartego dnia znowu nie zrobiłem za wiele, bo myślałem. Albo myślę, albo pracuję. Trudno pogodzić jedno z drugim. Niby wiem co robić, niby ok, ale czasu jednak mało. Nie opiszę tego miejsca w sposób inny niż odwołania do konkretnej estetyki, i obrazów, i samego miejsca. Opowieść wydaje mi się być dobra, gdy przeniosę ją w inną warstwę. To może być każda rzeka każdego kontynentu i każdego narodu.

2011/05/19

bobrze żniwo - preludium











Dzisiaj częściowo ogarnąłem efekt pracy po minionym, pięciodniowym plenerze w doborowym towarzystwie. Dziękuję w kolejności uściśniętych dłoni: Sławojowi, Tomaszowi, Sławkowi, Grzegorzowi, Maciejowi, Michałowi i Magdzie.

Na Noteci bobry robią kawał roboty, a ja piję Ciemnego Gniewosza i staram się nie zasnąć na siedząco.