2010/11/30

lo-fi





LO-FI to nie spierdolizm, to po prostu brak skanera, podświetlarki, i paru innych rzeczy. To lenistwo i niechęć do zabrudzenia slajdów, więc nie wyciągałem ich z pergaminu. Skoro i tak jest źle, to tak jest jeszcze bardziej źle. A jutro będzie skaner. Będzie lepiej. Ale efekty tym razem nie wejdą na blog. A na pewno nie za dużo. Czas powściągliwości.

Mój kolega dzisiaj zwolnił się z pracy. Wszyscy mu zazdrościli. To jest lo-fi.

2010/11/28



Wszystko źle. To nowa droga w moim małym dolnośląskim mieście. Jeszcze nie jest otwarta, nawet nie wiem jak się będzie nazywać (póki co jej okolica jest niezabudowana, ale pewnie w ciągu 2 lat będzie szczelnie opatulona budynkami). W każdym razie było zimno i nie udało mi się ustawić kadru. Powód: nie było jednej prosto stojącej latarni. Sprawdziłem ich ponad 8 w obszarze, który dawał założoną kompozycję, ale nic się nie udało. Jedna ekspozycja zrobiona tylko dlatego, że żal mi było składać wszystko bez naświetlenia.

A potem zrobiło się tak ślicznie-słonecznie-szronowo, że tylko silna kompresja (spierdolismus) pomogły oddać lekki zawód.

2010/11/26

Zmarł Peter Christopherson



Dzisiaj przeczytałem, że Peter Christopherson zmarł przedwczorajszej nocy. Tworzył jeden z najważniejszych dla mnie zespołów - COIL, ale także historyczne grupy Throbbing Gristle i Psychic TV.

2010/11/24

brzydcy





Byłem dzisiaj na akcji w Studio BWA na Ruskiej. Dowiedziałem się, że niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy. Mało tego. My jesteśmy brzydcy, a ci, którzy nam mówią, że jesteśmy ładni - to oni prawdopodobnie mają zaniżoną samoocenę. Wszystko jest absolutnie względne. Im bardziej zaczynam to rozumieć, tym mniej chce mi się zdobywać nowe doświadczenia do analizowania. Z czasem zaczynam rozumieć to, że w pewnym momencie następuje pewne zabetonowanie - ilość wiedzy, albo bardziej pewnych doznań jest już tak wielka, że nie mam ochoty na śledzenie rozwoju wypadków. Resztki przytomności używam jako noża, którym odcinam zdobyte doświadczenia i zaczynam je analizować już przez nie same. Nie odnoszę do nowych lub możliwych nowych ekscytacji lub emocji (ekscytacja to emocja).

Nie chce mi się już nic rozpatrywać. Jutro mogę podważyć dzisiejszy dzień. Każdą wyprowadzoną teorię, każdą treść mogę obrócić w głupstwo. Dlatego tak ważne jest to co "tu" i "teraz". Bez tego zrozumiem nic. Ale tego, co "tu" i "teraz" nie zrozumiem bez obalonych "tam" i "wtedy".

2010/11/21

Spierdolizm jako nurt końca pierwszej dekady XXI wieku

Spierdolizm - nurt zapoczątkowany w końcu pierwszej dekady XXI wieku przez użytkowników internetowych galerii i for fotograficznych. Jego cechą rozpoznawczą jest uzyskanie efektu archaiczności na obrazach uzyskanych z kamer fotograficznych opartych o media cyfrowe. Jakość obrazu rejestrowanego aparatami doszła do momentu, w którym niemożliwe stało się indywidualne opracowanie jakościowe. Ze względów sentymentalnych, amatorzy rozpoczęli dodawać za pomocą programów graficznych efekty plam, przebarwień, przepaleń i zadymienia, cech charakterystycznych dla archaicznych technik (autochrom, kalotypia, papier solny), lub ramki czy selektywna ostrość (np. udające materiał Polaroid 55 naświetlony w wielkoformatowej kamerze z zastosowaniem pokłonów). Spierdolizm to nie tylko działania w oprogramowaniu graficznym, to także odpowiednie obiektywy lub urządzenia rejestrujące, których niedoskonałości zaczęto podkreślać lub łączyć je wraz z efektami pracy w programach graficznych.

Jednym zdaniem:
"Im chujowiej, tym lepiej."
Powiedział Paweł w Górnej Beczwie (Czechy), w październiku 2010 r.

Użyteczne linki: TU KLIK

tylko tam nie chodźcie, bo zbrojarze dzisiaj robią


20 minut samego prostowania. Okazało się, że kładka ma specjalną krzywiznę. Ja ja frustrację, że mam pofalowaną matówkę.


To jest encyklopedyczna ilustracja określenia turbo. Tu turbo-fotograf. Zbyszek.






Polski landszaft.


Koniec mgły. Początek herbatki.



Jest cień szansy jednak. Po październikowym wynalezieniu lokacji byłem przekonany, że już nigdy nie uda mi się zastać w tym miejscu mgły (Łany nad Odrą w okolicy Kamieńca Wrocławskiego - fragment obwodnicy Wrocławia). Wczoraj wieczorem napisał do mnie Łukasz Biederman, że jest mgła. U mnie też była. Była szansa. Dwa tygodnie temu widziałem, że przenieśli rusztowanie na drugą stronę i zaczynają tam budować kładkę w kierunku osi rzeki. Widok - choć wzorcowy nie był - zaskoczył mnie. Mgła, światła, wszystko takie, jak trzeba. Martwi mnie, że coś to wszystko zbyt łatwo.


Ja, Łukasz i Zbyszek. Łany, 21.11.2010 r.

Mógłbym pomyśleć, że złą stroną było to, iż zostały mi tylko dwie klisze, czyli jedna kaseta. Zrobiłem dwa kadry, czyli nie mam dubla. Mam nadzieję, że mój laborant nie zadzwoni z informacją: "Panie Wojtku, nie uwierzy pan, co się stało...". Jeszcze może się wszystko stać. Trzeba wyjąć klisze z kasety, wsadzić do opakowania, zawieźć na pocztę, wysłać. Jeszcze paczka musi bezpiecznie dotrzeć... O rany, tyle potencjalnych zagrożeń. Czeka mnie nerwowy tydzień.

I tak najbardziej bałem się tego, że na tych dwóch kliszach zrobię cztery ekspozycje.

Najbardziej niezwykłe (nie licząc tego, że udało nam się dorwać mgłę, czas i zdrowie) było dzisiaj to, jak w kompletnej ciszy słychać "prąd". Tego dźwięku nie da się pomylić z żadnym innym, więc i porównanie nie jest łatwe. Najbliżej im do odgłosu łąki, takiej skąpanej w słońcu, z masą "grających" świerszczy, ale z obciętymi wysokimi rejestrami dźwięku. Tuż nad nami wisiały przewody 110 kV, które w tej mgle i chłodzie dawały jakieś wspomnienie lata.

A i przeszła mi choroba na Bessę. To taki chyba wirus jakiś pokrył się z infekcją górnych dróg oddechowych. Teraz na topie jest Fuji GS645S.

2010/11/20

być jak Gursky





Wrocławskie lotnisko od wczoraj ma nowy terminal w stanie surowym - zamkniętym. Gdy w maju tego roku widziałem makietę tej konstrukcji, byłem absolutnie zachwycony. Nie spotkałem w tym kraju ani jednej tak dużej bryły o takiej urodzie. Gdy jechałem na miejsce jakiś czas temu, towarzyszyła mi jakaś ekscytacja jak bohaterom filmów science-fiction. Jak naukowcowi, który kilkadziesiąt lat badał jakąś hipotezę, a właśnie ona się urzeczywistniła gdzieś w polu, ochroniona zasiekami. Jak Kurt Russel idąc przez Gwiezdne Wrota, jak Richard Dreyfuss w Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia, jak Jodie Foster w Kontakcie. Obiekt strzeżony, choć każdy wie, że jest (jak Kosmici w tajnych laboratoriach). Obiekt jest monumentalny, a przy tym niezwykle lekki. I tak fantastyczny, że Jestonowie na latających spodkach nie byli by tam niczym niezwykłym.

Mam nadzieję, że obiekt ten nie skończy jak Czarny Ser (Serowiec), gdzie ktoś powstawiał plastykowe doniczki z dracenkami i innymi roślinkami (nie mam nic do roślin, ale od doniczek) i zrujnował ascetyczne, ale dziwnie przytulne wnętrze. Oby ktoś dobrze stworzył wizję wnętrza z umowami z ajentami...

2010/11/19

wspomnienie znalezione w szufladzie













Mniej więcej w lutym zeszłego roku, tuż po tym, jak urodził się Mikołaj, udało mi się wyjść na poranny, niedzielny spacer po mieście. Zapomniałbym o nim niemal całkowicie, gdyby nie to, że w ferworze miłości do Bessy odnalazłem swojego Fed'a, w którym film trochę przeleżał. Wczesne niedzielne poranki to i wczesnoporankowe niedzielne spacery to to, co lubię w spacerowaniu najbardziej.

Więcej zdjęć nie ma, bo znalezieniu filmu towarzyszyło otwarcie Fed'a, a ja nie miałem świadomości, że on - ten film - w nim jest. Bez tych zdjęć nie pamiętałbym całego dnia, jaki wtedy przeżyłem, a tak już pamiętam kiedy wróciłem do domu, kogo spotkałem po drodze, i dlaczego musiałem się pospieszyć z powrotem. Dostałem jeden dzień życia więcej.

Rachunek jest prosty:
5 zł na film w markecie
+
11.99 zł za wołanie i parszywe skany w markecie
=
jeden dzień z życia więcej
=
Za 16.99 zł fotografowanie przedłuży Ci życie. Wstecznie.

2010/11/14

turysta na wolności























Kolejny ciepły, listopadowy dzień, a ja siedzę w domu. Chory. Grzebię po archiwach i mam nadzieję, że znajdę coś, o czym zapomniałem. Za oknem gradient nieba od granatu po lekką szarość i róż tuż nad horyzontem. Słońce jest już tak nisko, że byle krzak rzuca kilometrowy cień. Zanim skończę to pisać, to pewnie zajdzie. W głośnikach Portishead - Sour Times.

Jakoś dwa wpisy wcześniej pisałem o tym, że byłem kiedyś w Grecji. Z drodze był ze mną Fed. I filmy, które się ugotowały i dostały udaru. Kurz widać wszędzie. Przewijaniu klatek towarzyszył taki fajny, lepki dźwięk. Później okazało się, że to napęczniała od wilgoci emulsja sklejała się z powierzchnią filmu.

Wylądowaliśmy z Gosią po 46 godzinach jazdy autobusem w najpaskudniejszym miejscu w całej Grecji. Turyści w najgorszym wydaniu. Strasznie bawiły mnie dziewczyny, które jechały na podryw namiętnych potomków Pitagoresa, a kończyły na tylnych kanapach starych merców na albańskich blachach.

2010/11/13



Miało to być zmontowane w czerwcu. Ale jest teraz.
Czasem powroty są bardzo, bardzo smutne.

nie jarają mnie otworki



Dawno dawno temu... Paczków, czerwiec 2003 r.



Dawno dawno temu... Henryków, czerwiec 2003 r.



Dawno dawno temu... Grecja, Meteory, sierpień 2003 r.



Dawno dawno temu... Grecja, Paralia, sierpień 2003 r.



Dawno dawno temu... Grecja, Meteory, sierpień 2003 r.

Dzisiaj kulminacyjny punkt toczenia przez przeziębienie. To już drugie w tej jesieni. Sypię się. Jutro chciałem pojechać w dwie lokacje. Nie dość, że tak mało czasu (zawsze za mało), to jeszcze uziemienie. W sumie jestem tak zły, że nie mam ochoty usiąść do konsoli i dokończysz Uncharted 2. Siedzę w swojej izolatce i przeglądam sentymentalne foty. Swoje i nieswoje. Oglądam kolejny film i kombinuję. Zakochałem się niedawno, ma na imię Bessa R2A. To chyba coś poważnego. Nigdy nie podejrzewałem siebie o takie łatwe zauroczenia, ale to jest coś innego. Zawsze używałem aparatów pod konkretne realizacje. A w Bessie, w Bess - o tak, w Bessssss... w niej się zadurzyłem. To taki aparat, który jest jak najtańszy model legendarnej marki ze Stutgartu, Boxter. Jak go kupisz - to wg. pewnego dziennikarza z popularnego programu motoryzacyjnego BBC - to dajesz wszystkim do zrozumienia, że w życiu ci nie wyszło. Wiadomo, że ta marka ma jedną legendę o imieniu Carrera. Wszystko inne to albo przerośnięte SUV, albo zabiedzone tańsze modele. Posiadacz Bessy to jest jasne, że wolałby mieć Leicę MP, albo M7. Ale w życiu mu nie wyszło i musi się zadowolić jeszcze tańszą wersją, która ma wspólnego z niemiecka legendą nic, bo jest zaprojektowana i produkowana w Japonii... Ale jest piękna i niczego jej nie brakuje. A mi brakuje jej. Fed, którego mam od dawna - jest zbyt oporny. Obiektyw mi się rozleciał od nieużywania, przy wyciąganiu z kieszeni korpus wynicowuje jej zawartość i czasem coś rozszarpie. Choć Fed nigdy nie zawiódł. Kupiłem go za 20 zł równo 8 lat temu. Dokupiłem do niego 35/2.8 za jakieś 15 zł. W 2003 roku odbył kilka misji w piasku, słonej wodzie i solankowym aerozolu. Jest niezniszczalny.

Ale Bess... zaczynam być jak Adaś z Dnia świra... Wszystko było by inaczej, gdybym miał tu swoją Bess...

Fota powyżej ma silny związek z powyższymi słowami. Jakoś niemal dekadę temu zobaczyłem, jak Jacek Lalak zbudował kamerę z kasety od Kieva, taniej osłony przeciw słonecznej i domontował gniazdo statywowe i tak zbudował poręczną kamerkę. Trochę części z giełdy foto i ja zbudowałem swoją, super kamerkę. Prosta, szybka, wszędzie można ją wstawić i na tyle jasna, że można foty z ręki robić. Było można, bo już jej nie mam. Ale potem zbudowałem jeszcze kilka innych kamer. Ale wszystkie były budowane pod konkretne zastosowania. Nie dla nacierania się nimi i gadania w ekstazie, że: "ja pierdolę, ale mam zajebiste otworki". Używałem ich cech, których nie dawała optyka, a i wady mi nie przeszkadzały. Nigdy nie chwaliłem się, że te oto foty są produktem archaicznej technologii... ble ble ble...

Twórczość to twórczość. Medium jest to samo, co w moim Toyo, Fedzie itd. To wciąż światło generuje takie, a nie inne rysunki. A cała heca w tym, na ile chce się kontrolować to, co wyjdzie, i na ile brak lub pełnię kontroli jestem w stanie uznać za swój zmaterializowany efekt. I to chyba tyle na dzisiaj.

PS. Jak robiłem foty w Paczkowie w czerwcu 2003 roku, pojechałem tam z moją żoną i łaziliśmy w tłumie (był jakiś festyn) i masa ludzi patrzyła się, co to ja mam za sprzęt i dlaczego robię zdjęcia czymś, co nie wygląda i aparat, a jeśli nawet, to dlaczego ma zatkany obiektyw. Ja mówiłem, że ten aparat nie ma w ogóle obiektywu, to łapali to jako dobry dowcip i w śmiechu szli sobie dalej ciągnąc za ręce dzieci wcinające cukrową watę. To był dobry rok.

2010/11/11

spacer nad rzeką z nosa














Trudno mi cokolwiek pisać, choć leje mi się na klawiaturę. Dzisiaj dzień domowy. Mój syn ma już 21 i pół miesiąca. Mówi: przepraszam, proszę, dziękuję, halo, słucham. Liczy do dziesięciu. Dzisiaj zauważyłem, że łóżeczko, do którego niedawno mogłem go położyć w poprzek i było miejsce jeszcze na 8 takich jak on, teraz jest już na styk. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Znowu jest ten moment, kiedy dorosły odnosi wrażenia przyspieszenia czasu, a dla młodego kwadrans to wieczność.

Jeszcze śpi w ciągu dnia. Czasem to wykorzystamy i idziemy z naszymi kudłatymi pociechami na spacer. Sunia to foxterrier z odzysku. Przed spacerem ją wyczesałem. Puchate futro idealnie przyjęło cuchnącą substancję, z której w trakcie tarzania Sunia zrobiła sobie nową plamkę. Baster - czekoladowy labrador - to petarda. Pies z dobrej hodowli, z tradycjami, wszyscy jego bracia i siostry ciężko pracują. Baster nie. Jest postrzelony, głupkowaty, szkodnik, samo zło. Ale nie widziałem nigdy istoty o tak anielskiej cierpliwości. Nigdy.

Rano bolało gardło, teraz już boli wszystko. Ledwo patrzę na oczy. Dobranoc.

do posłuchania: http://www.youtube.com/watch?v=Ipg69IA-e78


2010/11/10

a teraz mgła się nie kończy.



Dzisiaj mam obniżenie wszystkich wskaźników. Kiedyś mówiłbym o obniżeniu nastroju. Mam nadzieję, że to już nigdy nie wróci. Ani to słownictwo, ani ten stan. Dzisiaj trafiłem na małego bloga o objętości chyba trzynastu wpisów. Nie zdradzę, który to blog, ale jest.. hmmm... dużo wnoszący. Mi dał wiele dzisiaj, po ciężkiej nocy.

Mam nadzieję, że mgła będzie też jutro. Na wszelki wypadek nie nabiję kaset.

2010/11/09

zadyszka





U Filipa na blogu jedna z osób komentująca jego wpisy dokonała mniej lub bardziej żartobliwego i mniej lub bardziej śmiesznego wyrażenia opinii o kolejarzach, którzy rzekomo jedyne o czym marzą w czasie pracy to upić się po pracy. A potem pisze o współodczuwaniu itp. Dla mnie to dość dziwne, bo ktoś wrażliwy nie dokonuje w ten sposób takiej selekcji. Jednak ja w tym momencie staram się narzucić swoją myśl, przez co również zamykam przed sobą jakieś drzwi. Stanowczość wydaje się tu być bardziej hamująca we współodczuwaniu, niż nie-stanowczość.

Sprawa jest o tyle ciężka, że wszystko to, co jest napisane w sieci, trafia do wyszukiwarek. W czasie zajęć w szkole kilkoro dzieci wpisze w przeglądarkę (szukając odpowiedzi na pytanie nauczyciela: kim chcesz być jak dorośniesz?) "kolejarz" (bo głupio od razu powiedzieć, bo być może jest w tym obciach). W dalszej części wyników wyszukiwania pokaże się zdanie o tych marzeniach kolejarzy, i już żadne dziecko nie doczyta dalej, tylko zrazi się i może nie będzie jednego wspaniałego maszynisty więcej?

Gorzej. Pójdą szeptane plotki, że ojciec np. Stasia na bank jak wróci do domu, to już jest podchmielony, a matka musi zaraz po odejściu od garów lecieć do marketu po browar, bo tatuś jak nie wypije, to i w mordę da. Przykładowy Staś sam zaczyna wątpić w to, czy tato faktycznie nie jest w porządku, że nie widzi się z ojcem tyle nieraz dni i w sumie to śpi, kiedy on wraca z pracy. Rośnie frustracja, bo pamięta, że cztery miesiące temu byli w Kołobrzegu, ale tam było życie plażowe i piwo i bułki z jagodami, a wieczorem spanie i zapach grillowanej kiełbasy. Przykładowy Staś idąc do domu wzdłuż torów, które tak lubi, bo zna je z opowiadań taty (dawnych) już nie marzy o prowadzeniu potężnego elektrowozu ET-22, bo słyszy głosy rówieśników obijające się po młodym i wstrząśniętym umyśle, że jego tato to na bank chleje jak pijak, że na jego linii musieli mu dać trzecią szynę, bo taki ojciec napierdolony jak meserszmit.

Przykładowy Staś traci zapał do życia, staje się apatycznym chłopcem i przestaje chcieć żyć. Do końca życia będzie puszczać losy na loterii w oczekiwaniu na wielką kasę i spełnienie poojcowskich marzeń.

2010/11/07

onewayvision








Wszystko dzisiaj było idealne, gdyby nie deszcz. Czekałem na mgłę. Już teraz może jej nie być w ogóle, budowa mostu przeniosła się na drugą stronę. Może to i lepiej? Teraz już nie muszę wyczekiwać mgły, a za każdym razem, gdy się pojawi, to ja nie będę się denerwować sam na siebie, że nie mogę właśnie teraz zrobić "tej" foty. Chociaż nic straconego. Od drugiej strony też może być ciekawy ten most. Byle we mgle. Czyli dalej będę jej wyczekiwać.

Poranny widok z okna mojej pracowni był obiecujący, ale deszcz skutecznie mi przeszkadzał. Dwie lokacje, ale też wiele "obadanych" i rozwojowych. Odwiedziłem kilka dawno nieodwiedzanych miejsc. Mam masę takich lokacji, które od dziecka mnie intrygowały - wyłapałem je gdzieś jadąc w aucie i obiecywałem sobie, że do nich wrócę. Do tej pory tak mam. I wiecznie odkładam ich odszukanie, ale gdy już do tego dojdzie, to i przyjemność większa. Nawet, gdy wcale nie jest ciekawie, to jest ciekawie. Zawsze jest ciekawie.

Warto zwrócić uwagę na 4 fotę. Tak się w tym kraju dba o ładny widok na głównym skrzyżowaniu ulic. Może w końcu dojdzie do sytuacji, w której ktoś weźmie odpowiedzialność za wygląd miast? Może nawet będzie to ktoś z odpowiednim wykształceniem? Może reklamy będą mogli robić zawodowcy? Ten kraj, to miejsce - choć bardzo je lubię - zaczyna zamieniać się w koszmar. Wszystko da się okleić folią albo siatką łan-łej wiżyn.

Szkoda, że takie samo gówno jest obecne w miejscach, które mogły by być narodowym skarbem, albo maszynką do robienia kasy na naturalności. Nawet Karpacz nie może już wyglądać jak należy. Albo niby alpejskie chaty w polskim rozumieniu lat 60. i 70., albo szpetny hotelowy moloch producenta tanich ciastek z brzydkim logo.