2011/02/28

sześćset jeden - Syposz zgłoś się











W nawiązaniu do poprzedniego wpisu - dzisiaj kontynuuję wpis o wyjeździe do Kotliny Kłodzkiej. Niestety tak mi się chce spać, że boję się wspinać na intelektualne wyżyny, ponieważ mogę z nich spaść z hukiem. Ważne jest to, że na fotach powyżej jest jakiś fragment portretu Pawła Syposza. Druga rzecz to to, że to bardzo mały fragment całości i do tego jeszcze nie całkiem zarejestrowanej planowanej całości. Kolejna rzecz ważna to to, że nie ma, ale absolutnie "nie ma" drugiego miasta tak pięknego, jak Bystrzyca Kłodzka. Paweł pokazał mi sklep mięsny z oryginalną, secesyjną ceramiką na ścianach. A takich rzeczy jest tam masa na każdym kroku. W sobotni poranek miasto było puste, słoneczne i mgliste, więc połaziliśmy trochę. Potem poszliśmy do dawnego kościoła ewangelickiego, gdzie teraz mieści się Muzeum Filumenistyczne, a na piętrze Paweł ma wystawę. Innym razem dorzucę nieco czystych notatek.

Dzisiejszy wpis jest sześćset pierwszym.

2011/02/27

w Kotlinie Kłodzkiej





Intensywny weekend w okolicy Bystrzycy Kłodzkiej. Przejazd koleją przez piękną trasę, walka z hipochondrią przez małą chwilę i spotkanie z człowiekiem, który uważał, że Bóg go wybrał, aby zbawił naród egipski. Niebawem szersza relacja. Teraz idę spać.

2011/02/22

to nie jest tak, jak to wygląda.



Wejście na ten plac budowy wymagało wiele czasu. Dzień w dzień jadąc tramwajem z pewnej wysokości ponad parkanem - widziałem to miejsce i tylko je chciałem. Finalnie okazało się, że obiektyw za wąski i nie jest to to, co chcę. Było mi głupio przed samym sobą, że tak wiele sobie obiecywałem i dla spokoju ducha zrobiłem ekspozycję na filmie, którego już nie powinienem użyć. Wracając do wyjścia zobaczyłem inne miejsce i okazało się doskonałe. Fragment pokazał wszystko to, czego nie mógł pokazać ogół. Coś jakby nagle wszelkie drogowskazy pokazały jeden punkt, bez wątpliwości. Ale z roztargnienia również użyłem filmu, którego nie powinienem. Ale wszystko się udało.

2011/02/21

ul. Oławska



W zeszłym tygodniu pisałem o tym, że zacząłem zdjęcia do nowego (kolejnego nowego, kolejnego rozpoczętego) zestawu - link. Cykl jest z założenia banalnie prosty i poniekąd w konstrukcji podobny do Autobiografii. W Polsce 18 miejscowości posiada ul. Oławską. W Niemczech - 5 miast ma Ohlauer Strasse. Czekają mnie podróże od bliskich (20 metrów) do dalekich (2000 km). Czeka mnie próba pozyskania środków na publikację. Czeka mnie - tego się spodziewam - kawałek przygody, bardziej określonej - mam wyraźny początek i koniec. Zobaczę, czy da się zbudować portret miasta bez miasta. To pierwsza i ostatnia opublikowana fotografia do momentu ukończenia prac nad całością.

Koncept starałem się trzymać jak najdłużej w tajemnicy, ale nie wytrzymałem.

Będzie wystawa, będzie album. Albo nie będzie.

2011/02/20

Opole


wyjechałem o 8.05 z Oławy




około 8.20 byłem w Brzegu




Około 9.30 Sławoj Dubiel wyciągnął z koreksu pierwszy wywołany negatyw w moim kolejnym zaczętym cyklu


Chwilę po około 9.30 Sławoj powiedział, że negatyw wygląda bardzo dobrze. A jemu można wierzyć.


Około 11.30 w Opolu wciąż świeci Słońce i pada śnieg.


W południe na opolskiej starówce jest pusto. Ale pusto - pusto. Nie ma nikogo.


Ta wystawa jest taka sama od 27 lat albo mi się tak przynajmniej wydaje w związku z poszukiwaniem jakiegoś punktu "constans".


To idiotyzm - te tablice o tym, że coś zostało wyremontowane, ale tablicą zasłonięte, więc efekt marny.




Od dzieciństwa pamiętam, że tu jest sklep tej marki i od dzieciństwa musiałem z mamą tu chodzić, choć wolałem ten bogaty i egzotyczny świat Pewexu.


Trochę gołębi.




W lecie 1992 roku smutny trzynastolatek i jego mama szli między tymi kolumnami. Usiedli na ławce i czekali godzinę na pociąg. Trzynastolatek był smutny, bo nie lubił wracać do domu z wakacji. Nie lubił wracać do domu w ogóle. Mama smutnego trzynastolatka kupiła mu w budce lody w plastikowym kubeczku z drewnianym patyczkiem do ich wygrzebania. Lody były seledynowe i nazywały się "Pistacjowe". Rok później znowu smutny - tym razem czternastolatek - szedł tu z mamą, bo na wakacjach poznał dziewczynę o imieniu Edith. Była Polką, jej mama była Polką, a jej ojciec był ryżo-blond-0-różowej-skórze-i-rudym-wąsie-posiadaczem-E30 na blachach z Hannoweru i nienawidził mnie za to, że nie byłem tej samej narodowości, co on. I myślał, że nie znam języka, którym się posługiwał wyzywając mnie od szmat.


W drodze powrotnej męczyłem Dziewięć Stasiuka. Albo to raczej dziewięć męczy mnie. Pytanie kto kogo pierwszy zmęczy.





Już prawie w domu. Mroźno.

2011/02/18

istnieje tylko B



Przestaję ogarniać ten kraj. To Polska jest "stanem umysłu". Oglądana przez 550 km od Dolnego Śląska do Małopolski i z powrotem. Trudno mi jest pogodzić się z takim stanem tej pięknej krainy w środku Europy. Wróciłem do domu i po raz pierwszy od dawna włączyłem telewizor, a w nim - na kanale turystycznym - program o Bawarii. Ten kontrast zabija radość wyglądania przez okno samochodu. Ekrany akustyczne stają się ekranami przeciwdepresyjnymi.