2011/08/28

28.8 Opole

























Trochę pamiątek z Opola. Zoo i Muzeum Śląska Opolskiego, w którym w październiku "zawisnę" w ramach Opolskiego Festiwalu Fotografii, razem z innymi twórcami. Szykujemy z Lukaszem Biedermanem wspólną rzecz, będzie dziwnie. Ale prosto i z jajem. Opole na mapie Polski jest tak inne od pozostałych miast, że dziw bierze, że nie sprawdza się paszportów na wjeździe do miasta.

W Zoo jest miło. Bilety tanie jak barszcz, sam ogród znacznie bardziej kompaktowy, ale i dobór zwierząt dopasowany do wybiegów. Syn był zawiedziony, że nie było słoni. Słonie zapewne się cieszą, że mają większe wybiegi, choć pewnie najbardziej cieszą się te, które nie wiedzą, co to jest zoo, lub co to jest człowiek. A człowiek w zoo to najbardziej różnorodna forma. Czasem, szczególnie ostatnio, zaczynam zastanawiać się, co w zoo jest bardziej dzikie - zbiór czy widz. I nie tylko w zoo.

Dzisiaj nie biegałem.

2011/08/26

87.5 kg





Trochę zwariowałem. Biegam od kilku dni, zaczynam czerpać z tego przyjemność, dzisiaj biegałem dłużej, niż suma wszystkich biegów w życiu razem wziętych. Może dlatego, że omal nie palę papierochów. Kondycja skoczyła w górę o przedział, którego nie znałem od 16 roku życia. Może to lęk przed kolejnymi urodzinami. Cel jest prosty - bez ukończyć maraton mtb (rowerowy) w przyszłym roku. To też wymaga nowego roweru, ale zakochałem się w XC, trwają przygotowania do zakupu. A cel numer dwa to 78 kg do wiosny.

Fotograficznie czuję jesień. Czekam na jesień, bo teraz czuję, że każda szitka będzie zmarnowana. Zaczynają chodzić kolejne pomysły, ale muszę je "dojeździć" na rowerze. Tę budowę na powyżej załączonym obrazku pamiętam w takim stanie jakoś w 2000 roku, gdy chodziłem do pracy, już wtedy nic tam się nie działo. A miała być pierwszą tego typu w mieście. I bardzo potrzebną. Inwestor niestety wplątał się w inwestycje w jednym z państw nad Zatoką Perską, pokonanym przy współudziale naszej armii i przez to (wg mediów) zaliczył bankruta.

Taki los zwycięzcy. Dlatego ja nie chcę wygrać tego maratonu, tylko go przejechać.

2011/08/21

tydzień zleciał na czekaniu







Znowu. Były chrzciny w niedzielę, świetlica wiejska i byli Goście. Ci sami, co w połowie czerwca.











Każdy dzień, wtorek, środa i wciąż i wciąż to czekanie. Z tego czekania mam nowy dowcip: co to jest termin płatności faktury? to termin niemający nic wspólnego z rzeczywistością.















Moja wysłużona już Merida. Dzisiaj do reszty rozsypał się wkład supportu. W zimie przybędzie - mam nadzieję - kolejny rower, mniej asfaltowy, ale może dużo szybszy. Meridę czeka remont.

Dzisiaj jak jechałem rowerem to zastanawiałem się, czym zapisać to, co się dzieje w głowie, gdy jadę. Generalnie rower / jazda rowerem daje niezwykłe poczucie absolutnej wolności. Ważne słowo to "poczucie", nie wolno go zastąpić słowem "pewność". Gdy już po kilkudziesięciu kilometrach zaczynają doskwierać niewygody, brak siły, wiatr - mobilizuje mnie to, że to tylko mięśnie stawiają granice (wobec innych granic, których wtedy nie widzę) owemu poczuciu wolności. A że wolność jest wartością samą w sobie - to staję się jej niewolnikiem i dalej - uruchamiam rezerwy i jadę. I te zapachy. Dzisiaj gdzieś między Lipkami a Szydłowicami, w lesie, zaraz po tym, jak widziałem lisa - poczułem zapach koszonej trawy. W dzieciństwie ten zapach oznaczał chwilę zabawy, a potem noc na pogotowiu z podawanym dożylnie hydrokortyzonem. Teraz jest nowoczesność, nowe leki i czuję już tylko zapach, ale wspomnienia są. Nie straszne, bo to kiedyś było normalną koleją rzeczy. Wszystko, każdy widok, każdy bodziec to - na tym się przyłapuję - odwołanie do czasu dzieciństwa To jakaś dziwna gra między wyobrażeniem dawnej rzeczywistości, a próbami jej odtworzenia we współczesności. Np muzyka - teraz, wybierając świadomie mogę zakodować pewne stany w sobie i kiedyś, po dowolnym czasie słuchając ponownie jakiegoś utworu - mogę przywołać wszystko to, co zakodowałem. Oczywiście to tylko iluzja, jakiś fragment, ale nic więcej nie mam.

Dzisiaj ten:

2011/08/13

powrót do Hali Stulecie - wsześniej Hali Ludowej - jeszcze wcześniej Jahrhunderthalle






fot. Łukasz Biederman x4





Dzisiaj od rana powrót na stare śmieci. Hala zmienia się i widać, że te zmiany dobrze jej wyjdą (mając na uwadze to, co się działo z obiektem po 1945 roku). Kilku rozwiązań "nie łapiemy" (w sensie ja i Łukasz), ale to nie jest jeszcze finał, więc nie czas jeszcze na komentarze.

Wpadły nam do głowy nowe lokalizacje, więc załatwiania pozwoleń i dyskusji może być wiele.

2011/08/12

powrót do Kina Lwów - dawniej Kino Przodownik - jeszcze dawniej Roxy Filmpalast - jeszcze jeszcze dawniej Odd Fellows Lodge











Dzisiaj z Łukaszem Biedermanem wróciliśmy na chwilę do Kina Lwów. Ja miałem jeden cel i cel ten znajdował się na pustym pomieszczeniu gdzieś na górze. Czułem się trochę jakbym na własne oczy zobaczył Kosmitę, ale nie z ukrycia, ale tak - jak stał. Nie chodzi o czary, nie o aurę, ale po prostu o kawał historii, której ślad znikał przez lata, niszczony przez kolejne ustroje. Ile się udało, tyle starałem się uratować na negatywie 4x5.

Pisałem już o pochodzeniu i przeznaczeniu budynku, dokładne informacje już są, więc nie będę wywarzać otwartych drzwi. Wszystko jest tu. A tu link do Hydralu - a tak musiała wyglądać ta sala wcześniej:


Aż żal.

2011/08/07

wybitnie


Taki był projekt, ale tak wyszło finalnie: http://www.bikemap.net/route/1170200 - wiele pięknych widoków, wiele ciekawych miejsc. Dystans głowy nie urywa, ale różnorodność widoków, miejsc, tras - powala. Od teraz dobre ścieżki zaczynam w Strzelinie.










Wiadukt nieistniejącej linii kolejowej w Przewornie. Warto zwiedzić to miejsce, w całej okolicy, aż do Henrykowa, bardzo charakterystyczne są mury właśnie tej konstrukcji.




Zbiornik retencyjny w Przewornie niestety był pusty. Ale widoki i tak ładne.








Apogeum męczącego, rozciągniętego podjazdu niemal pod szczytem Gromnika.














W Białym Kościele pięknemu budynkowi odpicowano fasadę. Tynkiem strukturalnym do pierwszego piętra.


Gdzieś między Białym Kościołem a Dębnikami. Cicha szosa, dużo zakrętów. I kamieniołomy.


Ponoć w okolicy jest trochę czeskiej ludności. Czyżby od XV wieku?




W Strzelinie nie ma budynku ratusza. Jest wieża i od roku przynajmniej trwają prace nad przywróceniem jej kopuły.

To bez wątpienia jedna z najfajniejszych tras, jakie do tej pory przejechałem. Wiele razy jeździłem tędy autem, ale jakoś rower daje więcej swobody i bardziej pozwala cieszyć się drogą. Dobrym pomysłem było odjechanie w bok z zaplanowanej wcześniej drogi (w Jegłowej). Jak ktoś tam kiedyś będzie jechać, to w samej Jegłwoej warto zapuścić się w pola do miejscowości Żeleźnik. Były piękne, wielkie sady niczym w te, które widziałem w Turyngii, były skały jak w poważnych górach, jeziora, kamieniołomy.

I na dzień dobry, gdy tylko z Tomkiem wysiedliśmy z auta - podeszło do nas dwóch wczorajszych typów, jeden do drugiego mówił:
- No chodź, no chodź, teraz załatwimy.
Po czym już do nas:
- Panowie, dzień dobry, my tu nie ściemniamy - uściskał nam dłonie - mamy pasek dizla na sprzedaż.
- My tam paska nie chcemy, ale jak zbieracie na piwo to mogę dać dwa złote.
- Dobra, może być.
- Super, masz i smacznego.

Miałem dużo lepszy tekst, ale jestem tak zmęczony, że go nie mam siły pisać.