2010/04/30

trzydziesty kwiecień



Rok temu z Katką, Bogusiem i Michałem logowaliśmy się na Unigeo na Becvie. Tydzień temu w nocy w lesie na Becvie Krzysiek schował się za drzewami i udając nocnego leśnego stwora wyskoczył na nas z wrzaskiem. Za tydzień zaczną się komunie. Sprzedawcy wszystkiego zacierają ręce. Kiedyś tato powiedział mi, że dzieci nie powinny iść do komunii, bo nie rozumieją tego, po co idą i machinalnie wykonują to, co im ksiądz każe, tylko po to, by biec po prezenty. Ja prezentów nie dostałem prawie nic (5$ od babci, kupiłem klocki Lego - marzenie, helikopter policyjny za 4.50$). Dzisiaj stwierdzam, że to dorosłym lekko w głowach się powaliło, gdy widzę, jak komunia zamienia się w taki niby ślub, a kupowanie prezentów umożliwiają szybkie gotówkowe kredyty. Pięknych czasów doczekałem. Trudnych czasów doczekały nauki moich rodziców w opozycji do aktualnej sytuacji.

Pamiątka sprowadzona z obrazka na ścianie do opakowania czekoladek. Zjedz słodycze, baw się konsolą. Najzabawniejsze są te obrazki, gdy dzisięciolatek, czasem młodszy człowiek w maju goni na o wiele za dużym rowerze kupionym przez zapobiegliwego wujka - "dziecko w końcu urośnie". Tak, o ile się nie zabije, lub o ile rower dożyje odpowiedniego wzrostu swojego kierowcy.

Strasznie jesteśmy zabawni.

2010/04/29

Nie lubię pani z polaka



Zostało mi kilka stron do końca książki, której czytanie znacznie się przedłużyło. Miałem dużo pracy niewyjazdowej, stąd nie było czasu do zabicia. Choć wcale nie zależy mi na jego zabijaniu. Po prostu potoczność języka. Od wczoraj w słuchawkach króluje COIL - Music to play in the dark. Pięknie komponuje się z widokami miejsko-wiejskimi, sarny, żule, kwitnące krzewy. Pięknie komponuje się ze smutnym kończeniem się Popiołu i diamentu. Podwójnym kończeniem. Obrazy opisywane przez Andrzejewskiego są bardzo sugestywne, opisy scenerii dokładniejsze niż fotografia, a przy mniejszej ilości detali. Rewelacyjna książka. Całkowicie inaczej czytałem ją i odbierałem z przystawionym do głowy dziennikiem lekcyjnym z języka polskiego. Może dlatego, że nasza wychowawczyni i pani o ww przedmiotu była okropna. Nikt jej nie lubił. Nawet kujony i klasowe łamistrajki.

Kiedyś zadała hitowe pytanie podczas odpytywania z treści Lalki: "Na którym piętrze mieszkał Rzecki?". Oczywiście usiadłem z pałą, bo kto na to zwracał uwagę. Nikt. Każdy w stresie czytał książkę poznając absurdalne detale, a nie rozumiejąc sensu.

Szczęście całe, że na trzy miesiące przed maturą poszedłem na korepetycje i tam zrozumiałem to, czego pani polonistka nie wyłożyła nam przez 4 lata. Zrobiła strasznie wielkie oczy, gdy na maturze ustnej mówiłem o jednym z opowiadań obozowych, w którym więźniarka znajduje w ziemniaku gniazdo myszy i rozważa, czy dać je kotu na pożarcie. Odłożyła je jednak litując się nad nimi, by nie stać się takim samym oprawcą jak ci, którzy doprowadzili ją do obozu.

Pani polonistko moja z lat 1994 - 1998 - strasznie zły z Pani pedagog.

Foty oczywiście "po-drożne". Nic więcej.

2010/04/28

kwitnie się





Wrocław rozkwitł. Potrzebuje mały aparat. Nie chce mi się nosić wielkiego grzmota, ani nawet tak dużego jak mju. muszę mieć coś maleńkiego. Telefon idealny, ale za wolny. No i nazbyt zakurzony, lecz perfekcyjnie spełnia swoje zadanie. Przydało by się coś tylko ciut szybsze i bardziej chętne do rejestracji w nocy. Cóż.

Zapomniałem dodać o odniesionym niedawno wrażeniu, że jeśli jakikolwiek polski fotograf zaistnieje w świecie dzięki swojej pracy - nie przez WPF czy inne, nie przez zdjęcia informacyjne (czyli jak nie użyć słowa: "artystycznej") - to będzie nim Tomek Ratter. Mało go jeszcze w sieci. Ale jak się pojawi...

2010/04/27

piętnaście lat muru


Jeden dojazd jednego poranka. Dwa akty twórczego wandalizmu. Pod wiaduktem - na pierwszej focie - gdy jako nastolatkowie smołą w spray'u napisaliśmy nieprzychylne słowa o skinach, na drugi dzień pojawiło się: memento mori. Jeden z kolegów tak się ucieszył możliwością napisania czegokolwiek, że namalował klocki jak z pewnej znanej gry o spadających klockach. I źle napisał będącego wtedy na topie Liroya. Nikt z nas nie przypuszczał, że te bazgroły doczekają naszych dzieci. Tym bardziej ludzie pierwotni nie domyślali się, że po 20 tyś. lat ktoś odkryje ich malowidła. Czas jest niesamowity, całkowicie inaczej widzi się jego perspektywę mając 15 lat i patrząc w przód, inaczej mając 31 i patrząc 16 lat do tyłu.

Ciekawe ile przeżyje na murze Świebodzkiego postać Mr. Bean'a?

Swoją drogą w niedzielę strasznie źle wracało mi się ze szkoły. Jakoś było naprawdę optymistycznie i po prostu dobrze na tym wyjeździe. Może Genius Loci szkoły naprawia zły smak po grudniowym zjeździe. Dowiedziałem się o ciekawej opcji. Otóż istnieje zjawisko dwutorowości życia. Niektórzy mają tak, że jadąc w swoim codziennym pociągu wysiadają na pewnej stacji i przesiadają się do pociągu obok i jadą od czwartku do niedzieli w innym, niby równoległym, niby nie pociągu. Potem wracają na odwiedzoną wcześniej stację i wsiadają do codzienności. Przy czym w ich odbiorze gdy jeden pociąg jedzie, drugi stoi w miejscu, a pasażerowie się nie widzą.

To smutne.

2010/04/20

Niebawem będę w Opolu


Jego magnificencja rektor warsztatow 2.8 Michał 'groszek' Grocholski zaprosił mnie na pogadankę na temat mojej twórczości (za co mu wielkie dzięki) i w ogóle na rozmowę ze mną o mnie i o tematach pokrewnych. Słowem - można się spodziewać wszystkiego. Na pewno tego, że będę ledwo żywy ze stresu. Za każdym razem to mam.

Oczywiście jak w większości przypadków, kiedy mam coś do wpisania, a nie mam pod to zdjęcia to wrzucam coś odgrzebanego. No bo co ma wyjazd do Opola (7 maj 2010 o godzinie 19.00) do zdjęcia z Drezna, kolejnego zresztą z wakacji sprzed 5 lat. Otóż wiele. W 2005 roku nie prowadziłem jeszcze bloga. Może dlatego musiałem na tę fotografię wpaść, żeby sobie przypomnieć o jej istnieniu. Co lepsze, przywołała ładne wspomnienia. Choćby dlatego warto prowadzić bloga. Gdy byłem młodszy, wydawało mi się, że pamięć jest nieskończenie pojemna i umożliwia dostęp do każdego wspomnienia. Guzik. Nie mam takiej opcji. Czasem nawet jak czytam jakieś wczesne wpisy, to robię wielkie oczy. Blog, czy wcześniej pamiętnik to rewelacyjna opcja dla mnie.

Siliłem się na jakieś ładne słowa, historie itp. Im bardziej się wysilałem, tym gorszy był rezultat. Aplauz tylko dołował w takich momentach. Czułem się tak jak musiał czuć się projektant BMW, który stworzył model X6, ale marketingowcy wypuścili go na rynek, zanim ten skończył prace nad jego tyłem.

2010/04/19

ostatnia krew



Tak zatutyłowałem wczoraj teczkę z fotkami na ostatnie zajęcia (ostatnie na jakiś czas, nie "że na zawsze"). Ponieważ cały miniony w żałobie narodowej tydzień spędziłem na ciężkiej pracy, podobnie jak wcześniejszy i tak jak właśnie rozpoczęty, miałem dość niewiele czasu, żeby przygotować materiał do zajęć. A mam taką zasadę, że każde zajęcia robię na "jeszcze ciepłym" materiale, każde zajęcia są inne i tak już od 4 lat mojej (właśnie przerwanej) kariery wykładowcy. Bardzo lubię to, co robię i nigdy nie robiłem tego dla pieniędzy, tylko dla idei i własnej przyjemności.

Wczoraj było o ostrzeniu bardzo zaszumionych zdjęć. A później o tym, co sobie wymyśliłem wcześniej, czyli o fotografowaniu rzeczy tak nudnych dla większości, że pomijanych, czyli socjalistycznej architekturze. Na załączony powyżej obrazek gapiłem się od 3 roku życia (na pewno wcześniej). Na przeciwko tego bloku mieszka moja babcia, która pełniła rolę przedszkola. Z każdego z trzech okien z jej mieszkania był ten sam widok: na ten blok i plac.

Fajne jest to, że przygotowując się do zajęć samemu za każdym niemal razem odkrywałem nowe rzeczy. Oczywiście było o prostowaniu zdjęć, o korygowaniu wad optycznych, o tym, jak focą architekturę ludzie związani z tym zawodem lub jakoś w koło architektury się obracających. Nie ominąłem więc Jędrka, Sławoja Dubiela i mojego guru Wojtka Zawadzkiego. Musiałem także wspomnieć o Georges Rousse'o (mały wybór, ale to zajęcia w końcu z obróbki fotografii, a nie tendencji we współczesnej fotografii).

To były udane zajęcia.

Z innej beczki - przy filarze tego bloku dostałem jako kilkulatek pierwszy raz w życiu tzw. "wpierdol". Chyba dlatego, że nie wiedziałem co to znaczy, bo jakiś inny - znacznie twardszy - kilkulatek zapytał mnie: "chcesz kopa wpierdol?"

Wtedy była komuna i w sklepach było nic, więc wizja otrzymania czegoś, choćby nieznanego, była wielką nadzieją na cokolwiek. Bez wahania odpowiedziałem: "Chcę".

No i dostałem.

2010/04/18


To były ostatnie zajęcia. Przynajmniej na jakiś czas.

2010/04/17


Dla wszystkich tych, którzy mieli kiedykolwiek wątpliwości. Dotyczy także haseł: "Piękni i Bogaci", "Dobra Praca" i pewnie sporo innych.

2010/04/13

Kuba Ce u mnie.




Kuba Ce na dolnośląskiej wsi z mariażem karbonowego cudu japońskiej techniki i niemieckiej optyki wielkiego formatu.

Od dwunastu lat jestem niemal codziennym pasażerem pociągu relacji Oława - Wrocław - Oława. Z małą pięcioletnią przerwą na dojazdy autem. Przez ten czas - choć czasem bardzo żarliwie się o to modliłem - nikt nie zaciągnął hamulca awaryjnego. Kuba wczoraj jechał pierwszy raz w życiu tą linią i proszę. Stanął w polu 3 km przed stacją w Oławie.

Czy wobec powyższego to jeszcze szczęście czy już pech?

2010/04/12

sarnie oblężenie



Mroczne oblicze morderczych 9 kilogramów. Tak wygląda mój pies po dziesięciominutowym pościgu za sarnami. Zaczynam się bać, bo im Sunia jest starsza, tym na mniejszą odległość potrafi się do saren zbliżyć. W biegu.

2010/04/11

niedziela



Trwa żałoba. Jak zwykle w tragicznych momentach płynął kondolencje i gesty solidarności. Tym razem na niespotykaną jak do tej pory w historii kraju skalę. Choć nie głosowałem na zmarłego wczoraj Prezydenta, to jednak został on wybrany na swoje stanowisko poprzez głos narodu, a więc i mój. Ale piastowany urząd to jedna strona. Druga to ta, że niemal każdy z pasażerów to postać publiczna, w jednej chwili wydaje się, że są niezniszczalni i na stałe obecni w świecie mediów, a tu nagle trach. Poza wszystkim jest to, że każda z tych osób to po prostu człowiek. Żal mi dzisiaj było córki Prezydenta, żal mi było jego brata. Słowa wymawiane w mediach puszczam mimo uszu. Jakoś nie jestem w stanie zrozumieć ich obłudy wobec przeszłych zdarzeń i prawdopodobnych przyszłych. Chciałbym wierzyć w deklarowaną solidarność, w pojednanie.

Mniej więcej pięć lat temu, po śmierci Papieża, krakowscy kibice - wrodzy wobec siebie - zapowiedzieli, że kończą z przemocą. Wytrzymali do pierwszego meczu. Tydzień. Za chwilę ruszy kampania wyborcza. Trwała już od jakiegoś czasu, ale teraz nabierze tempa. Nie dbam w tym momencie o to, kto wygra, jednak jestem ciekaw ogromnie, czy uda się zachować jakiś pozór choćby człowieczeństwa. Chciałbym, aby pojednanie płynące przez wszystkie granice wytrzymało do kolejnej inwestycji energetycznej Wschód - Zachód, Północ - Południe.

Koniec końców wszyscy walimy na oślep na jednym wózku. I ja, i zarząd sieci marketów, i politycy. Wszyscy i wszystko.

2010/04/10

zapisują się karty historii

Ostrów Tumski dzisiaj pełen ludzi.

2010/04/09

powoli.




miał być autorski blog pod tytułem wojteksienkiewicz... nic. nie, to nie to. nie umiem sobie poradzić z minimalną formą prowadzenia notatek z własnego życia. są inni, którzy potrafią tak zakląć w proste formy to, co ich gryzie czy szczypie. ja niestety muszę się podpierać. albo stety. lubię jednak ten syf, miks wysokich lotów z wiejskim festynem. tamten blog nie był w stanie umieść ciężaru własnych - nudnych wydawało by się - przeżyć i przemyśleń. narazie nie będę go niszczyć. niech wisi, niech czeka. tak też tam napisałem. wiele się zmienia. zacząłem wycofywać swoje długofalowe projekty z sieci. nie chcę, by ci, którzy chodzą na wystawy wiedzieli z góry, co zobaczą w galerii. nie chcę, by kontakt z fotografią ograniczał się tylko do zimnych pikseli. ten blog jest też moim tworzywem. pozwala mi na wiele, ale jak się iakzało kilkukrotnie, działa jak obosieczny miecz. wolność słowa nie istnieje. to utopia. nawet jeśli nikt nie chce innej osoby podać do sądu, to można niechcący wyrządzić komuś szkodę. trzeba ważyć słowa i tak.

najgorsze jest to, gdy próbuję zmienić na siłę coś, co działa. działa dla mnie - bo blog jest dla mnie. czytelnik jest tu przez przypadek i działa często jak zapalnik. i to jest dla mnie istotne.