2017/03/15

Sztuczne kwiaty - z zaskoczenia

Brożec/Brosewitz 1/3, 15.03.2017
Brożec/Brosewitz 1/3, 15.03.2017 r.

Brożec/Brosewitz 2/3, 15.03.2017
Brożec/Brosewitz 2/3, 15.03.2017 r.

Brożec/Brosewitz 3/3, 15.03.2017
Brożec/Brosewitz 3/3, 15.03.2017 r.

Pojechałem do Brożca, bo chciałem sfotografować i remizę (choć to mi już nie jest potrzebne, ale skoro zacząłem i ona i tak tam była, to nie zaszkodzi ją mieć w archiwum) i - a właściwie przede wszystkim - kriegdenkmal. Losy pomników upamiętniających poległych podczas Pierwszej Wojny Światowej są bardzo różne - wiele z nich to wspaniałe, modernistyczne obeliski, które spektakularnie "ujezuskowiono", zdejmując (odtłukując) pruskie krzyże i zbyt oczywistą symbolikę, niepasującą do "ujezuskowienia". W Brożcu udało się usunąć część, ale miecze zostały, więc pomalowano je na błękitno. Niestety ze zdjęć nie byłem zadowolony. Po pierwsze dlatego, że ktoś tak zaparkował auto, że najlepsze miejsce do fot było stracone, a po drugie - zza chmur dawało o sobie znać Słońce i strasznie psuło mi światło przez to. Zrobiłem sobie spacer wokół kościoła i doznałem lekkiego szoku - zrobiono porządek z epitafiami poniemieckich nagrobków, które stanowiły elementy chodnika wokół kościoła. Wygląda na to, że umieszczono je w jednym miejscu, ale w możliwie kulturalny sposób. Wróciłem na centralny plac, ale nic się nie zmieniło w temacie obelisku, więc zrobiłem zdjęcie remizy, potem jeszcze jedno podejście do obelisku i wsiadłem do auta, żeby pojechać kawałek wybrukowaną, boczną drogą w kierunku na Częszyce. I nagle dup! Mur zamigotał tak mocno, że zatoczyłem jedno, potem drugie kółko. Zaparkowałem borę i zacząłem się krzątać wokół domu, który stał idealnie - "na wyspie" otoczonej srebrzystą fosą bruku. Od południa plac zabaw, ale od zachodu - szok szoków. Suprematyzm level hard. Nie uda się być niewidzialnym na wsi - duży czarny mieszaniec zaczął szczekać, ktoś się ruszył w drzwiach "Dora cicho, cicho..."
- Dzień dobry, to pana dzieło?
- Tak, ja to zrobiłem (wyraźnie z dumą).
- Mogę zrobić temu zdjęcie (wiem, że mogę, ale tak samo mogę też zapytać).
- A rób pan!

Wiedziałem, że będzie dużo mówione i wiedziałem, że czegoś zapomnę. Zapomniałem, że mam przy sobie cyfrowy dyktafon. Zapomniałem, żeby pana spytać o imię chociaż. Ale umówmy się, że od tej pory do końca wpisu to będzie Starszy Pan. No więc Starszy Pan udzielił mi pozwolenia i gdzieś zniknął. Ustawiałem się do pierwszego zdjęcia i wytężając wzrok starałem się na ekranie ustawić dobrze ostrość i pozostałe parametry. Swoja drogą jestem o krok od tego, żeby zacząć używać czarnej szmaty jak w wielkim formacie. O krok.

Starszy Pan wrócił. Ewidentnie chciał pogadać:
- Się narobiłem przy tym, kurwa, strasznie. A moja kobita to się nagadał, ale zrobiłem. Tylko tam w kilku miejscach mi dzieciaki kamykami otłukły". Tyle umiem zacytować. A szło dalej, że miał kontrolę z gminy, ale przecież nie zniszczył, że to kupa pracy, że nawet, jeśli to z opadów, to koszty były, że dom też remontuje, ile może, że cokół zrobił wokół, że altanę dobudował, a potem oszklił. I że jak przyjeżdżają Niemcy, to robią zdjęcia. W międzyczasie ja zapytałem Starszego Pana, czy mogę zrobić mu zdjęcie na tle jednej z rozet i jeszcze chwilę pogadaliśmy.

Nie wydaje mi się, żebym tu szydził. Nie taki jest mój cel i zrozumiałem to dzisiaj na bardzo poważnie. Oczywiście, że gdy się jest na wsi pod Dreznem, która przecież wygląda niemal identycznie, tylko jest zadbana i "oryginalna", to nasze wsie wyglądają jak swoje własne karykatury. Często, bo już nie zawsze (choć gazon z uciętego na pół Fiata 126p stojący obok klinkierowej kapliczki to jest jednak ultra-festyn). Tacy tutaj mieszkają ludzie. Udawać, że nas tu nie ma, takiej a nie innej kultury to jak próby wymazywania zawiłej historii tego i podobnych miejsc. Ewidentnie nikt nie ma pomysłu na tę część kraju. Nie mamy lokalnej kuchni, nie mamy lokalnych strojów i legend. Ale mamy to. Chyba dlatego to dokumentuję. Nie powinno się odcinak grubą krechą czasu "wtedy/teraz". To jest płynne. Tak myślę.