2012/01/31

28/365@33







Powoli wracam do lepszej kondycji. Chciałbym już wsiąść na rower. W celu rozruszania się, albo raczej odstresowania - poszedłem sobie na chwilę na kriospacer. Jedenaście kresek poniżej zera. Do tego w głowie gra Biosphere, płyta Insomnia.

Zaczynam bać się linków do Youtuba. Podobnie jak 99% tych, którzy protestują przeciw ACTA - zaczynam się bać, chociaż nie przeczytałem tej cholery. Nie wiem o czym ona jest. Ale to tak jak z kosmitami - każdego to jara, ale raczej większość by się bała.

27/365@33



Wczoraj packshoty w Wałbrzychu. Wzór talerza nie mój, więc go zasłoniłem. Ręka jest Zbyszka.

2012/01/29

26/365@33







Trochę dzisiaj było zimno - wytrzymałem 3 foty. Nie wiem, jak bracia Bisson z dużo mniej poręcznym sprzętem radzili sobie wchodząc na Mount Blanc w 1962, z zestawem do mokrego procesu kolodionowego (wtedy to służyło precyzji obrazu, a nie jak teraz - spierdolizmowi).

Dzisiaj zabrałem się za obfocenie resztek oławskich murali - mało ich już, a i te, które pozostały - już raczej mogą służyć do zabawy w skojarzenia. Ale lepiej późno, niż wcale. Dwa już mam, na pozostałe dwa - trzeba poczekać na inne światło.

2012/01/28

25/365@33



Naświetliłem dzisiaj 3 negatywy. Jutro rano może też kilka naświetle.

2012/01/27

23/365@33 i 24/365@33



fot. Zbyszek Kordys. Szklarska Poręba, okolice Zakrętu Śmierci, marzec 2011.

Dzisiaj rodzina już w komplecie w domu. Dzisiaj też pan Fotonaprawa wyczyścił mi matrycę w aparacie, więc straciła ona swój indywidualny charakter na jakiś czas. W poniedziałek będę focić miliard porcelanowych elementów, więc jej indywidualizm mi nie pasuje. Chwilowo.

2012/01/25

22/365@33





Lubię z moim synem oglądać pociągi. Jak byłem łepkiem, jedną z niewielu form rodzinnej aktywności była działka. Na działce stałem na "tarasie" dziadkowej altany (dziadek był uparty człowiek, a wszystko co wytworzyły jego ręce, miało być niezniszczalne, to i altana stoi do teraz) i salutowałem pociągom. Głupi człowiek był, że jasna cholera. Mój syn nie salutuje. I dobrze.

2012/01/24

21/365@33





Dzisiaj pojechałem do laryngologa, bo od bardzo wczesnego rana nie mogłem spać z bólu, jaki męczy mnie od zatok. Ponieważ Wikipedia umożliwiła mi skończenie fakultetu z laryngologii, to wiedziałem o tym wcześniej sam. Ale Wikipedia niestety nie da mi recepty. Co ciekawe, jakoś tydzień temu tez byłe mu lekarza, i ten nie dał mi antybiotyków, bo jeszcze byłem w dobrym stanie. Kazał kupić fajne krople do nosa bez recepty i miały one działać. Pełen ufności pobiegłem do apteki, ale złapałem ciężkiego wkurwa, bo apteki zrobiły sobie strajk. Co mnie obchodzi apteczany (aptekowy) strajk - ja chcę leki i móc dalej spokojnie pracować, a nie potem znów sie wyrywać, żeby kupić te cholerne medykamenty. Zły jak pies jadę na rajd po aptekach - wchodzę do jednej, drugiej, piątej - nigdzie nie ma tych cholernych kropli. W szóstej geniusz farmacji mówi mi, że nie ma, ale ma inne - krople to krople, powiedzenie o leczeniu kataru każdy zna (leczony trwa tydzień, nieleczony - siedem dni). Kupiłem co było, leczę się sam. A z dnia na dzień gorzej. Dzisiaj lekarz zobaczył moją dość nieciekawą facjatę wykrzywioną w bólu i pierwsze co rzekł zaraz po tym, że bez antybiotyku się nie obędzie to to, że muszę kupić te krople, że mi uratują nos w mig. No kurwa mać. Aptekarka wiedziała lepiej. Dzisiaj wydałem 16 razy więcej kasy, niż wtedy.

To dobry przykład do dzisiejszych spostrzeżeń dotyczących zaufania. Wszystkie media trąbią o ACTA. Niektóre nawet protestują. Fest protest, skoro da się wyłączyć zaczernienie. Trochę się portale jednak scykorzyły, że jak ktoś zobaczy, że nie działa, to pójdzie gdzie indziej. Ja dzisiaj też zaprotestuję z równie istotnym skutkiem. Otóż dzisiaj umyję zęby stojąc tyłem do umywalki. Albo bardziej ekscentrycznie - umyję je nad wanną. Panie Premierze, słyszał Pan?! Ja nie żartuję.

Już nawet protesty w tym kraju są głupie. Mniejsza o cel. I tak zapewne 99% przeciwników ACTA nie przeczytało tego tekstu, tylko idąc owczym pędem sprzeciwia się mu. Sam go nie przeczytałem. Ale ufam innym. I będę dzisiaj myć zęby stojąc tyłem nad wanną. Taki jestem zajebisty.

2012/01/23

20/365@33





Leci z nosa, leci z nieba. Za oknem właśnie przestałem widzieć światła miasta, bo tak sypie. W uszy płynie Labradford. Cieszmy się linkami, jeszcze za nimi zatęsknimy.



2012/01/22

19/365@33



Bez zmian. Chcę na rower.

2012/01/21

18/365@33



Kolejny dzień niby zimy.

2012/01/20

17/365@33






jakoś mniej więcej trzydzieści lat temu (z dokładnością do miesiąca) wylądowałem w szpitalu. Miałem wtedy 3 lata i to wydarzenie traktuję jako moment od którego moja świadomość trwa do dzisiaj. Pamięć absolutna, wydarzenie jedno po drugim, z małymi wyjątkami. Ponoć niewiele ludzi tak ma. Od 3 lat bardzo czekałem na moment, w którym mój Syn będzie mieć 3 lata, bo jakoś sobie wmówiłem, że on też tak może mieć. Jeśli tak, to też zacznie swoją świadomość od szpitala.

Ale teraz można być z rodzicem non stop. Wtedy nie.

Ważny obraz wyrył mi się w głowie, jak przez okno i zasłonę z sypiącego śniegu obserwowałem mężczyznę, który szedł na dworze. Miał jedną nogę, opierał się na dwóch kulach, miał kaszkiet, szarą marynarkę i palił papierocha. Miał twarz taką charakterystyczną (no i ten brak nogi), że poznawałem go jeszcze jakoś do końca lat 80 ub. wieku. Ponieważ miałem chorobę, która wymagała wysokobiałkowej diety, to jakimś cudem mojej mamie udało się załatwić twaróg (to było jakoś miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego) i czekoladę. Pamiętam, jak weszła do sali, gdzie leżałem, dała mi słoik, w nim twaróg z rodzynkami i kawałkami czekolady. Jak poszła, to zacząłem go jeść na spółę z koleżanką z łóżka obok, nie pamiętam niestety już jej imienia, ale była Cyganką, miała czarne loki i była bardzo ładna. Jak zobaczyła to pielęgniarka, to nam to zabrała, że niby nie wolno i potem przez szyby (wszystkie sale były przeszklone, aż do dyżurki) patrzyliśmy, jak ona to wcinała. Oczywiście było nam smutno. Zemsta była słodka - najpierw w czasie wolnym od kłucia nas igłami (mieliśmy tę samą chorobę), poszliśmy "na telewizor" i rozsiedliśmy się w pielęgniarskich fotelach i wcinaliśmy "mózgi" - takie brązowe, orzeszki arachidowe przywożone z Czechosłowacji. Zapewne były fantem dziękczynnym za opiekę lub coś innego - wtedy to było normalne - koniak, kwiaty, bomboniera, etc. Oczywiście zostaliśmy przyłapani. Znowu było smutno. Wesoło było, jak co dzień rano przy pobieraniu moczu do próbówki (co dzień trzeba było dać mocz do badania), a trzylatek raczej sam nie nasika do szklanej próbówki. Akurat była "ta" pielęgniarka, więc mocz trafił wszędzie, ale nie do probówki.

Teraz jest zupełnie inaczej. Pielęgniarki są miłe, choć spotkałem dwie, które pamiętam z dzieciństwa, ale to inne, niż tamta. Te były spoko.

Spoko pielęgniarka to była taka, która po krótkim czasie leczenia, w moim ciastowatym od hormonów ciele potrafiła znaleźć igłą żyłę w czasie krótszym, niż wieczność (jak masz do 6 lat, to każda minuta to wieczność, tym bardziej, gdy to cholernie boli). I do tego ważne, żeby być precyzyjnym i miłym.

2012/01/19

16/365@33



Ponieważ pierwszy miesiąc tego roku upływa pod znakiem chorowania, szpitali, aptek i generalnie nie tego, co się da lubić - to lecą linki. Powyżej Sławek Tobis mówi o swojej wystawie, w której udział brali: Sławoj Dubiel, Magda Hueckel, Grzegorz Jarmocewicz, Bogdan Konopka, Maciej Kuszela, Tomasz Michałowski, Wojtek Sienkiewicz, Waldemar Śliwczyński, Sławomir Tobis oraz Michał Zieliński.

Niestety nie widziałem jej, a nie wiem, czy wrzucałem tu foty z materiału (na bank nie wszystkie), ale odkopię i wrzucę w wolnej chwili.

2012/01/18

14/365@33 & 15/365@33

Dzisiaj przyszedłem do domu po całym dniu. siadłem w fotelu, nałożyłem słuchawki i nie włączam muzyki.

Albo nie:

Roll the Dice - Undertow (live Norberg festival 2009) from Ruben Broman on Vimeo.







drugi raz to wlepiam, ale to są moim zdaniem tacy geniusze i tak niezwykły utwór, że mogę to wklejać w sumie co dnia. Oni, Jóhann Jóhannsson, Gus Gus - wszystko na Północy. Geniusze jednak.

2012/01/17

trzynastydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia i czternastydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia



Za oknem wyczekiwany śnieg właśnie dosypuje kolejne milimetry do 5 cm, które już leży, na które czekałem. I ja i mój Syn. On czekał na sanki i bałwana, ja na zamarznięte błoto i szaleństwo rowerowe. Za to przybywa nam warstwa chusteczek, ubywa syropów i tabletek. To już wykracza poza granice zwykłego przypadku - to musi być uknute gdzieś "wyżej".

2012/01/15

dwunastydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia



Kiedyś u Grudzińskiego poznałem jeden z moich ulubionych cytatów o życiu, który w przełożeniu na prace grafika mógłby brzmieć tak: "W konfrontacji projektu wstępnego z produktem finalnym, ten pierwszy zawsze przegrywa". Ale i tak jest dobrze.

2012/01/14

jedenastydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia


Dzisiaj obudziłem się zdrowy, potem się rozchorowałem, a robiąc porządki znalazłem płytę z fotami z mojej pierwszej cyfrówki z 2004 roku. Powyżej - chyba ostatnie zdjęcie, które zrobiłem mojej mamie. A i to chyba była nasza ostatnia wspólna wycieczka. I masa innych zdjęć z 2004 roku. To był bardzo trudny rok.

2012/01/13

dziesiątydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia

Rychlebské stezky - Official Movie 2011 from Slavik Petr on Vimeo.

W skrócie - dzisiaj okazało się, że mam swoją Mekkę. 80km od domu. Prawdopodobnie tam będzie mnie można spotkać, gdy będę mieć wolny czas. Możliwe, że nie będzie to codziennie.

2012/01/12

ósmyidziewiątydzieńtrzydziestotrzyletniegorokużycia



Wczoraj byłem w kinie na nowym filmie Agnieszki Holland - "W ciemności". Wydaje mi się, że to jeden z najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek widziałem. Więckiewicz jest geniuszem.

Polecam DCF. Wchodząc do kina można poczuć zapach kina - wykładziny, tapicerki foteli, a nie popkornu. Ale jest bar i jest wódka. Wódka przyda się po tym filmie.

2012/01/10

siódmydzieńtrzydziestotrzyletniegożycia



Dzień siódmy. Dzisiaj zaprojektowałem spożywczemu potentatowi: key visual, plakat, 2x wobbler, niestandardową zabudowę półpaletową, listwę półkową, trzy tła do prezentacji. Potentatowi od rowerów zaprojektowałem piękną reklamę prasową. Potentatowi od energii zaprojektowałem kolejną kartę produktową. A dla kolegi zrobiłem właśnie packshoty.

A Lili się znalazła. Cała i zdrowa. Uff.

szóstydzieńtrzydzistotrzyletniegożycia




Wczoraj oglądałem STALKERa, od 2 tygodni gram w S.T.A.L.K.E.R.'a. Jeszcze trochę i będę stalkerem. Zonę już mam.

2012/01/08

trzecidzieńtrzydzistotrzyletniegożycia czwartydzieńtrzydzistotrzyletniegożycia piątydzieńtrzydzistotrzyletniegożycia



























Byłem w Górach Sowich trochę odpocząć. Nie mogę się jednak uwolnić od wrażenia, że dałem ciała. Pies poszedł za nami na spacer(nie nasz, gospodarzy) i przepadł.



Lili w sobotę (7 stycznia) poszła zielonym szlakiem w towarzystwie mężczyzny i dwójki dzieci. Zielonym z Lasocina na Kozie Siodło. Potem szukałem jej tam do zmroku, ale wróciłem do wsi, gdy zaczęła się śnieżyca. Rano przeczesaliśmy autem drogę od Rzeczki do Walimia, ale nic. Może miejscowe akcje się powiodą. Lili strasznie lubi dzieci, jest super fajnym, siedmiomiesięcznym psem. Choć nie wiem, czy powinienem, czy nie, ale mam poczucie winy. Nic innego w głowie nie pozostało mi po tym weekendzie.

2012/01/05

drugidzieńtrzydzistotrzyletniegożycia



W drugi dzień bycia w wieku chrystusowym poszedłem na wernisaż do oławskiego Ośrodka Kultury. Na chwilę zajrzałem do innego miejsca, niż docelowe (powyżej). No i o tym nie napiszę.





Ale w drugiej galerii (właściwie w pierwszej) była fajna wystawa Adam Szkudlarka. Fajnie być fotoamatorem, który po roku pracy robi takie dobre rzeczy. Zbyszek Kordys, opiekun fotoamatorów w oławskim OK, bardzo dobrze dba o to, by fotoamatorstwo było czymś dobrym, a nie kiepskim, synonimem tandety. Chociaż przy aktualnym poziomie tzw. zawodowstwa - fotoamatorstwo brzmi nad wyraz pochlebnie. Adam póki co nie ma profilu na fb, nie widzę bloga, ani www. Oławski OK leży przy drodze nr 94, więc każdy może wystawę zobaczyć. O ile cieć wpuści:)

2012/01/04

33



dzisiaj rano wstałem bardzo wcześnie. Wsiadłem do auta na niemal około 4h przed moimi 33 urodzinami. Pełen byłem chęci, by dzisiejszy dzień uczynić jakoś spektakularnym, ale mi się nie chce. Grunt, że idę już spać. Najpierw kąpiel, sesja z gazetą o podróżach rowerem i trzeba się ogolić. Od pracy samemu zaczynam czuć się jak hikikomori... a niedawno byłem roninem.

Jaki ten świat cały japoński, co nie?