2011/11/28

plener plener








Baryt.













Zjazd koło Dobromierza. I już będzie raczej płasko.


Koniec drogi po 150 km. Karkonoszy nie widać, ale Góry Sowie jeszcze tak.

Weekend spędziłem w Przesiece, gdzie byłem gościem pleneru na zaproszenie MFF Kwadrat. Tylko dwa dni. To o jednądługość życia za krótko. Przesieka to bez wątpienia jedno z moich ulubionych miejsc na Dolnym Śląsku. Sam plener - intensywny. Dziękuję za wspólnie spędzony czas. Sama Przesieka ewoluuje. Budynki, które do niedawna stały w riunie - albo są wyburzane, albo restaurowane. Nowe - to już nie bylejakie, ale całkiem zgrabne konstrukcje. Może bez super polotu, ale za to nie niszczą krajobrazu. Przynajmniej nie bardzo.

A to podkład muzyczny całego wyjazdu. Genialny.

2011/11/20

Stygmaty


Wczoraj

Wczoraj

Wczoraj



Dla Fundacji DOC zrobiłem katalog wystawy, która właśnie trwa w galerii Muzeum Warszawskiego Druku w budowie, na Marszałkowkiej. Ironia losu - też - jakby nie było to dosłownie - robię fotografię uliczną.

Dzisiaj rano, Warszawa - Bemowo. fot. Rafał Siderski

Dzisiaj rano. W marcu Rafał zrobił dla mnie foty poglądowe, i choć nie wybiorę tego kadru do zestawu, to bardzo polubiłem ten układ i tak czy siak - zrobiłem go.

Dzisiaj - południe. Powrót.

Teren między Skierniewicami a Koluszkami. Chciałbym tu pojeździć rowerem.

To królowało wczoraj w słuchawkach.

To w samochodzie.

To dzisiaj w słuchawkach.

Dziękuję.

2011/11/18

dwie lokalizacje bez stylu





W ramach uprawiania fotografii bez upragionego przez niektórych krytyków "stylu" - dzisiaj w końcu udało mi się rano złapać idealne warunki, kompletnie nie wiało, kompletnie było pochmurno, jest kompletnie idealnie. Zimno tylko. W niedzielę rano czeka mnie ul. Oławska w Warszawie. Nie uda mi się za jednym razem po drodze zrobić częstochowskiej ul. Oławskiej, ale trudno. Dobrze, że udało się znowu ruszyć. Nigdy nie myślałem, że oszaleję na punkcie tych pór roku, gdy jest szaro i nie ma liści.

Dowiedziałem się też o pewnym wynalazku w stodole odalonej o kawałek drogi od mojego domu. Otóż niemiecka rodzina, która tam mieszkała, w stodole, wyryła w tynku epitafium dla głowy rodziny, która to głowa należała do SS i która poległa na froncie wschodnim. Prawdopodobnie to jedyny ślad po tym człowieku. Jego syn był tu kilkanaście lat temu, szukał w domu dokumentów, które miały być ukryte, ale nie znalazł. Ci ludzie mieszkli tu razem z Polakami jeszcze przez jakiś czas po wojnie.

A dzisiaj byłem w miejscu, gdzie Oława (Ohlau) łączy się z dzielnicą Zwierzyniec (Tiergarten). Wyjątkowy, betonowy most nad kanałem, który wpada do elektrowni wodnej, która wciąż produkuje prąd, ale już na innym zespole generatorów, jednak stare urządzenia hydrotechniczne są dla niej w dalczym ciągu kluczowe. Odra wpływając do Oławy rozbija się a trzy kanały, jeden to kanał elektrowni, dwa kanały żeglugowe (jeden ze starą śluzą i jazem, drugi przy elewatorze i z nową śluzą). To jedno z ładniejszych miejsc tego miasta.

2011/11/15

na dworzu nieco pizga


Przeworno, sierpień 2011


Południowe zbocze Gromnika, sierpień 2011


Biały Kościół, sierpień 2011

To naturalne, że wędkarze siedzący na jednym brzegu rzeki zazdroszą tym, którzy siedzą po drugiej stronie. I vice versa. Jak jest upał, to większość tęskni za szronem, jak jest szron, to zamykamy oczy i czujemy, że oślepiający blask samochodowych reflektorów, które o 17.00 są już jedynym źródłem światła, jest tym samym blaskiem, przed którym chroniliśmy oczy leżąc na plaży.

W tym roku lato było takie, że było i lato, i długie dni i nieomal był szron. Ale teraz mam do siebie pretensje, że tak odbierałem to lato, gdy jeszcze było, a teraz mi źle, gdy rano w płaczącycm Synem idę do auta, trzeba pryskać jakimś płynem po szybie, żeby rozmarzła. Autem trzęsie, zimno, mgła, szron. Z auta nawet tak to wszystko wygląda, że chętnie bym wsiadł na rower po prostu przeszedł się z aparatem po loklacjach, które mnie interesują. Ale w mig skóra na dłoniach przypomina tarkę i boli jak cholera, nie wiem, jak ogarnąć wszystkie pokrętła i dźwignie w moim Toyo. Nie chce mi się.

I jak sobie teraz przypomnę wycieczkę wokół Gromnika, przejazdy przez dzikie szlaki, szutry, komary, długie podjazdy i szybkie zjazdy - to aż mi źle. I wtedy trochę byliśmy z Tomkiem nie zadowoleni, że dość yło chłodno. Jak na środek wakacji.

2011/11/10

20 minut to strata wiary

http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,10620582,Kuria_odrzuca_nowoczesny_projekt_gdanskiego_kosciola.html

W ramach porannej toalety merytorycznej odpalając się do pracy zaglądam, co dzieje się na świecie. Czytam, że paliwo idzie w górę, zaglądam na serwis społecznościowy, by pocieszyć się, że nie jestem pierwszym wśród znajomych, który już pracuje i dowiedzieć się, że 3 kolegów ma dzisiaj urodziny, a ja i tak nie złożę im życzeń w postaci wpisu na ich ścianę. Bo nie.

Na gazeta.pl uderzył na pierwszą informację artykuł o kościele, który nie podoba się wladzom kościelnym. No mi też się nie podoba, ale pewnie nasze podowy są inne. Ja nie lubię manifestacji wiary w nowym stylu. Za dużo dużych krzyży. W moim rozumieniu wspołczesne budowle sakralne powinny być maksymalnie skromne (co nie znaczy, że nie zbudowane z rozmahem czy po prostu duże, choć zasadność ich wielkości budzi teraz co raz większe wątpliwości). Jednak rozbawił mnie argument, dla którego kościół ma być budowany na tej działce o wartości 2.8 mln zł (zakupionej za 1% jej wartości) - "bo koleny kościół jest 20 minut marszu stąd".

Po piewrsze cały czas z wiadomości i słuchać, że maleje ilość powołań, maleje ilość czynnych wiernych. Rośni ilość aut, a pod wiejskimi kościołami w niedzielę nie ma jak przejechać rowerem, bo stoi masa aut.

To zbiegło się w czasie z propozycją wycięcia przydrożnych symboli zaświadczających o tragedii w tym miejscu. To fakt, że odwracają uwagę. Ale nikt nie myśli, żeby wyciąć reklamy z trawników (we Wrocławiu jakaś nowa moda), z pól, ze ścian, bilboardy, rusztowania. Wszędzie jest powierzchnia reklamowa. Może zająć się tym, co jest faktycznym problemem, a jak już będzie czysto, to wycinać resztę? Może wyciąć te, które mają betonowy fundament i same mogą stać się śmiertelnym zagrożeniem, gdy ktoś ze śliskiej drogi wpadnie do rowu i takie betonowe wotu rozpruje mu dach auta i głowę pasażera? Może do tego powołać komisję?

Ale wszystko to, co jest tak śmiertelnie poważnie brane przez kościelnych dostojników i polityków z lewa i z prawa staje się powodem kpiny ogromnej części narodu. Kilka dni temu w pewnym serialu telewizyjnym uśmiercono jedną z postaci istotną dla calej realizacji. Na portalach społecznościowych krążą tysiące akcji o powołaniu komisji śledczych, fankluby pudeł, które zabiły ową postać (w wyniku wypadku samochodowego), miejsca znane przed rokiem z wędrujących krzyży przerobione na ołtarze poświęcone bohaterce. Po ilości wpisów i odwiedzin stron, idącej w miliony, można wywnioskować, że jesteśmy spoko narodem szyderców i generalnie wyluzowani. Śmiejemy się z naszych nowych ikon, stałych ikon, jednocześnie drwimy z własnych wyborów (np parlametarnych).

Mam pytanie, czy my w takim razie, jako naród, nie cierpimy na jakieś zaburzenia dwubiegunowe? Myślę, że tak. W dniu tragedii, czy śmierci istotnej w kulturze postaci - naród jednoczy się, a drwiny stanowią cichą opozycję, bo nie wypada. Wraz z narastaniem rozliczenia linia drwin przenosi się na drugą stronę, powodując, że powaga przeradza się w śmieszność.

2011/11/06

AL Fünfteichen



Nie ma problemu ze znajomością obozów zagłądy, które są filarami wiedzy z zakresu histrii w podstawówce. Każde dziecko niemal było na wycieczce w Oświęcimiu czy Rogoźnicy. Oczywiście mowa o nazistowskich obozach, nie po polskich czy niemieckich. Mało kto wie, że Jelczańskie zakłady samochodowe powstały na terenie (i w halach) po zakładach, które miały mroczną historię. Co bardziej mnie dziwi - wielu mieszkańców regionu nie ma o tym zielonego pojęcia. Jeszcze bardziej dziwi fakt, że nikt nigdy w szkole podstawowej czy średniej nie powiedział ani słowa na ten temat. Pani od histroii ze szkoły średniej jakoś w 1995 roku była załamana wybormai prezydenckimi, że co nasi rodzice robią, że to źle, że Kwaśniewski wygra (to był pierwszy dzień po wyborach, ale nie pamiętam, czy była wtedy druga tura), że to jest problem. Ale nie uświadomiła nas, że nie chodzimy po chodnikach, po których jako małe dzieci biegali nasi dziadkowie i babcie. Nie istaniło nic takiego, jak lekcje o tym miejscu i jego minionych 50 latach. Pustka, dziura. Nie mam pretensji to pani od historii, realizowała program. Ale wydaje mi się to mocno sterowane, że cały ten okres został jakoś przemilczany. Niedawno udało mi się to odnieść do stanu np polskiej fotografii, tj tego przedłużonego piktorializmu z jednej strony, a konceptualnej z drugiej. W przytłaczającej ilości przypadków chodziło o sztukę, nie o podejście dokumentalne. A jeśli dokument, to przez sztukę. A tu jest tyle do odkrywania. Tylko teraz trzeba tę historię dorabiać, restaurować, a nie bardzo czasem wiadomo, jak?

Dzisiaj robiłem zdjęcia na tererenie dawnego obozu (i mam ten transformator, i sam obóz, a raczej marne po nim ślady), gdy podszedł do nas około 70. letni mężczyzna (byłem tam ze Szwagrem) i zaczął opowiadać historię, że tu w dołach to dzieci kosztowności znajdowały, bo przecież nic im nie wolno było mieć. To brak absolutnie jakiejkolwiek wiedzy z tematu, bo tu nie trafiali ludzie z łapanek, tylko z innych obozów (był to obóz pracy, męski). Kto i w czym miał tu przynieść kosztowności? Jaką ilość? Jakie złote zęby wydłubać ze znalezionych czaszek?

Za wikipedią: Podczas II wojny światowej dla potrzeb budowy i prowadzenia produkcji nowej fabryki zbrojeniowej Kruppa "Berthawerke",Niemcy wybudowały na skraju wsi obóz pracy przymusowej i niewolniczejwzięteych do niewoli Polakow , Żydów, Rosjan i innych narodowości - Arbeitslager Fünfteichen, podobóz męski. Założony 15 października 1943, a zlikwidowany 21 stycznia 1945 r. Tegoż dnia zwołano w obozie ostatni apel więźniów. Rozdano im po kawałku chleba i kiełbasy i zmuszono 6 tysięcy więźniów do wymarszu do obozu Groß-Rosen. W trakcie tzw. Marszu śmierci Fünfteichen - Gross Rosen Niemcy zamordowali około 2 tysięcy więźniów. Oprócz tego w obozie pozostało 800 więźniów, którzy byli w szpitalu. Część z tych osób zmarła i została pochowana w sąsiednim lasku, resztę oswobodzili żołnierze sowieccy (wg. [1]) został zajęty przez Armię Radziecką 23.01.1945 r. W lasku opodal byłego obozu znajduje się masowy grób ok. 8000 jego więźniów zamęczonych przez okres funkcjonowania obozu. Miejsce to upamiętnia skromny pomnik z płytą pamiątkową.

Teraz nie ma tam spektalularnych widoków, ale mając minimalną wiedzę - jest tam poczucie ogarniającej rozpaczy, które pozwala zrzumieć, dlaczego Arnold Newman popełnił taki, a nie inny portret pana Kruppa

fot: Arnold Newman, Alfred Krupp, Essen, 1963 r.
źródło: http://iconicphotos.wordpress.com/2009/05/05/alfred-krupp/

Ten portret, o ile dobrze pamiętam sytuację opisaną w Kwartalniku Fotografia (nr 10, art. Bogdana Konopki, ale gdzieś mi zaginął ten numer) sprzed ponad 8 lat - powstał w intrygujących okolicznościach. Arnold Newman - czego łatwo się domyśleć - był Żydem. TIME zamówił u niego portret Alfrieda Kruppa. Newman bronił się przed tym zleceniem, nie pamiętam, jak się stało, że zlecenie doszło do skutku, ale skutek ten jest oczywisty. Dla mnie to jeden z najlepszych prasowych portretów, jaki w życiu widziałem. Co lepsze - ja nie widzę tu nienawiści czy pogardy (choć mogę tylko domyślać się, jak było w rzeczywistości), tylko doskonale zrealizowany obraz strachu, zmaterializowane zło. Warto poczytać w sieci o tej fotografii, nie napiszę nic nowego, a nie chcę wywarzać otwartych drzwi.

Warto odwiedzić linki:
http://historiajzs.bloog.pl/kat,506463,index.html?ticaid=6d558
http://miloszyce.republika.pl/funfteichen/1fa.html


2011/11/05

nowe stare - jeden grzyb





































Niemal każdy wpis zaczynam słowami: "dzisiaj to..." albo "dzisiaj tamto...". A dzisiaj miałem kolejową sobotę. Pojechałem z Synem do Wrocławia, zobaczyć remont Dworca. Jakoś idzie. Dużo zmian w ciągu miesiąca. Na nowym wyposażeniu pojawiają się już stare nawyki nowych ludzi. Znaczą wszystko. Trasa z Wrocławia do Miłoszyc nieco się zmienia. Pierwszy raz jechałem nią nie-latem, co pozwoliło zaglądnąć wgłąb lasu - muszę tu przyjechać rowerem, starorzecza Odry wiją się między lekkimi pagórkami, porozrzucanymi bunkrami i masą wiaduktów, mostków itp. Obwodnica też nabiera rozpędu. Aż dziwne, że w taki ciepły dzień nie widziałem rowerzystów, bo trasy aż proszą się o jakąś eksplorację xc.

Jutro wracam do Miłoszyc, chcę zrobić zdjęcie jedynego murowanego śladu po tamtejszym obozie pracy (filia obozu Gros Rosen) - w polu stoi ruina trafostacji. Jutro opiszę, jak tam było. Może poszukam innych śladów. Zobaczę, jak będzie z czasem. Fajnie by było poznac kogoś, kto dysponuje na ten temat (obozu i fabryki w Jelczu) jakąś szerszą wiedzą.

W Miłoszycach udało się wejść do poczekalni w budynku dworca. Jest tam chyba jakieś wejście do piwnicy. Piękny zapach starej, drewnianej galanterii pokrytej setką warstw olejnej.