2008/05/25

Liberski kontrwizytuje

fot. Marcin Liberski

Fot. Lokalny Artysta

Marcin Liberski - serdeczny człowiek, który kiedyś ugościł Lokalnego Artystę podczas pobytu na GOPie, co oczywiście było odnotowane na tym blogu mniej więcej tu. Lokalny Artysta doczekał się po 5 miesiącach rewizyty. Był obiad, co wprawda nie kuchnia śródziemnomorska, ale L.A. to eksperymentator w temacie kuchennym. Czasem coś wyjdzie. Na zdjęciu powyżej M.L. na tle dawnego młynu położonego nieopodal Oleśnicy Małej, tuż przy autostradzie A4 przy zjeździe na Oławę/Strzelin.

2008/05/21

LA News - Wrocław 20 V 2008 r. godz 19.00

fot. P.B. Syposz dla LA News

Jak podają źródła zbliżone do Lokalnego Artysty wczoraj, 20 maja 2008 r. na ul. Kościuszki wybuchł pożar. Niestety nie znamy liczby ofiar ani skutków tego incydentu. Podobno efektem pożaru była duża ilość dymu i wysoka temperatura. Możliwe, że miał on (pożar) bezpośredni wpływ na dzisiejszy chaos komunikacyjny.

News ten dedykujemy wszystkim portalom niusowym, oraz:
pudelek.pl, nasza-klasa.pl, fotka.pl, grono.net, poczta-kwiatowa.pl

2008/05/20

Co ma Wiązów do Lokalnego Artysty

Lokalny Artysta to typ cichego wojownika, co wkrada się po cichu do serca małego miasteczka gdzieś w południowo-wschodniej części woj. Dolnośląskiego. Wkrada się i nic nie robi. Zawsze przelicza siły wroga. W centrum takiego miasteczka jak to jest pięknie. Lokalny Artysta jest wniebowzięty ilością zabytków, klimatem, zaułkami itd. Jednak nie zatrzymuje się wobec dominujących sił wroga, który zawsze demaskuje go jako obcego. Może dlatego, że przygląda się budynkom, może dlatego, że lubi przystanąć i pogapić się i powyobrażać, jak tu kiedyś wyglądało życie (bo to jedno z ulubionych zajęć L.A.). Potem, gdy wróg zaczyna się dziwnie przyglądać i dochodzi do przetasowań w jego oddziałach pod lokalnym sklepem z piwem, L.A. odkręca manetkę gazu (lub naciska na pedał silniej w zależności od typu pojazdu zwiadowczego) i znika w sinej dali, choć umysł został tam. Umysłu mi wróg nie ruszy - tak opowiada naszemu dziennikowi Lokalny Artysta, po czym dodaje - Ja mam duży problem nie wiem z czego wynikający. Ja po prostu chyba tych ludzi drażnię w jakiś sposób, nie wiem czym. Tym, że mam ładny rower czy skuter? Nie wiem. Ale niemal w 90% czuję się w tym źle, najchętniej widziałbym te miejsca bez ludzi. Ale tak jest tylko tu. W innych częściach nie spotkałem się tym, lub to ja tracę swoją wyimaginowaną fobię.

2008/05/16

Początki fotografii





Kolejne z cyklu Początki Fotografii. Ku przypomnieniu link do informacji o cyklu jest tu. Wszystko jasne, proste i klarowne. Lokalna Sztuka rozpoczęła inwazję. Prosta, szczera i prawdziwa. Bez drugiego dna. To jest najczystsza forma dokumentu, tak czysta, że wymaga teorii. I tak powstał nowy gatunek: dokument konceptualny. Absurd straszny. No ale cóż. W końcu to Wrocław. Wolno mi.

2008/05/15

ósmy dzień tygodnia

Kolejne spektakularne odkrycie z mojej strony. Okazuje się, że istnieje ósmy dzień tygodnia, nazywa się "korkownik". Korkownik średnio trwa od poniedziałku do piątku i występuje tylko na terenach silnie zurbanizowanych.Czasem korkownik potrafi przedłużyć się o weekend (np sobotnie/niedzielne zakupy lub tzw. kaufweekend) co daje nam sumarycznie długi weekend praktycznie co tydzień (sobota + niedziela + korkownik). Ponieważ siła nabywcza i możliwości kupna wszystkiego o praktycznie dowolnej porze wzrosły odwrotnie proporcjonalnie do ilości wolnego czasu, tak też sobota i niedziela stały sie dniami głównie handlowymi.

Skąd się wziął korkownik? Korkownik wziął się stąd, że na podstawie zaawansowanych obliczeń wyliczyłem, że dziennie w aucie spędzam 3 godziny życia na dojazd między domem a pracą. 3 godziny to ósma część doby. Z rachunku wychodzi, że w taki sposób mamy piękny, dodatkowy dzień tygodnia, którego próżno szukać w kalendarzu, ale jest bardziej denerwujący od poniedziałku.

Dzisiaj mały fotokonspekt z zapisem korkownika. W sumie najlepszy dzień tygodnia na fotografowanie, mam najwięcej czasu, dużo możliwości przemyśleń. No, czasem są ograniczenia w kadrowaniu, ale nie owijajmy się w bawełnę. Cudów nie ma.

2008/05/14

Bliskie spotkania III stopnia.

Miniony weekend 10-11 maj 2008 r. był dla Lokalnego Artysty bardzo lokalnie zaskakujący. Otóż pierwszy raz od kiedy L.A. rozpoczął krucjatę pamięci po gminach i powiatach Dolnego Śląska, nawiązał w nieco zaskakujący sposób kontakt z ludnością tubylczą.Historię Arka co chciał mieć zdjęcie opisaliśmy wczoraj. Dzisiaj przyszła kolej na Zidane'a, którego L.A. napotkał we wsi Owczary i pana w kufajce z Wawrzyszowa.


Lokalny Artysta sfotografowany przez Zidane'a we wsi Owczary. fot. Zidane


Lokalny Artysta po tym, jak doładowany mocą opuścił Oleśnicę Małą udał się nową dróżką, której nie znał, w nieznane. Nieznanym okazała się wieś Owczary, którą mijał wielokrotnie, jednak nie wiadomo czemu nigdy do niej nie zawitał. Jak powiedział Naszemu Dziennikowi, wieś urzekła go swoją dawną architekturą i miłymi ludźmi. Jeden z nich to jeździec na żółtym rowerze typu "góral" na małych 24" kołach ubrany w granatową koszulkę piłkarską z napisem na plecach "Zidane". Dogonił L.A. jadącego skuterem, który właśnie wykonywał tą fotografię, i grzecznie zapytał: Czy mogę panu zrobić zdjęcie? Ja jutro mam komunię i chciałbym zrobić panu zdjęcie, bo ja bardzo lubię aparaty (fotograficzne - przyp.red)". Lokalny Artysta urzeczony szczerością małego mieszkańca Owczar udostępnił mu aparat wcześniej ustawiając wszelkie niezbędne parametry służące poprawnemu naświetleniu materiału filmowego. Dzięki uprzejmości L.A. dzisiaj możemy publikować tą fotografię, co jest pewnym sukcesem z uwagi na skąpą ilość materiału zdjęciowego, na którym udało się go zarejestrować w sposób nie zniekształcający jego rys w stopniu rozpoznawalnym. Ale to nie był jedyny kontakt Lokalnego Artysty z otoczeniem. Jego marzenia o pełnej interakcji między nim a jego otoczeniem spełniały się właśnie po raz drugi w ciągu jednej eskapady, ale to jeszcze nie miał być koniec na ten dzień.

Widok w kierunku Jeseników i Javorników ze wsi Wawrzyszów. fot.L.A. (NG Society)


Po około 2 godzinach i zrobieniu około 80 km Lokalny Artysta dojechał do wsi położonej niedaleko Grodkowa na Opolszczyźnie. Wieś położona w ciekawym miejscu, na lekkich pagórkach. L.A. postanowił skręcić z głównej drogi i dotarł do kościoła, a u jego boku poniżej znajdującego się pałacu (link). Ponieważ kościół znajduje się na wzniesieniu (jakieś 40m ponad poziom równiny) a tego dnia widoczność była doskonała, tak więc Lokalny Artysta przystanął i właśnie patrząc się przez to miejsce, którego zdjęcie zamieszczamy powyżej sycił oczy widokiem na pasma górskie, które w linii prostej znajdują się 25 km od tego miejsca. Po chwili podszedł do L.A. człowiek, ubrany jak typowy rolnik (jak przekazuje jeden z nielicznych świadków zdarzenia): drelichowe spodnie granatowe, kufajka, gumofilce i beret. Dość już starymi, ale ciekawymi oczami przygląda się Lokalnemu Artyście i w końcu pęka balon napięcia ukłuty przez Lokalnego Artystę słowami:
- Dzień dobry, w pięknym miejscu ta wasza wieś, chyba najładniejszym, w jakim dzisiaj widziałem
(a L.A. odwiedził tego dnia przynajmniej 30 osad). Na co rolnik idąc z wnukiem(?) z entuzjazmem towarzyszącym nowej znajomości odrzekł:
- E tam, wieś jak wieś. O krowa, kościół...
- No ale o to chodzi, macie tu wszystko, co potrzebne, ciszę i widoki, które zapierają dech w piersiach... (no, tu L.A. przesadził, ale może nie)
- Jakie widoki? Chodzi Panu o krowy i rzepak?
- Nie, góry. O tam, na horyzoncie widać chyba Jeseniki i Opawskie...
- hmm..... - i zapadła chwila ciszy, po której rolnik przemówił:
- mieszkam tu 65 lat, w życiu nie zauważyłem, że stąd góry widać...

Jednak to nie było powiedziane tonem rezygnacji i zażenowania, lecz fascynacji i żalu, że dopiero teraz widzi, gdzie mieszka.

Lokalny Artysta uznał, że spełnił swoją misję. Nie dość, że przełamał w sobie opory wstydu przed kontaktem z napotkanymi ludźmi, to jeszcze potrafi przekonać ich do bardziej wrażliwego postrzegania świata. I nawet do fotografii. No mógłby temu panu zrobić zdjęcie i mieć portret tak naturalnego człowieka. Ale nie.

Film mu się skończył.

2008/05/13

Początki Fotografii (nowe)

Każdy szanujący się Lokalny Artysta musi do światowej sztuki wnieść swoje, ale odkreślam: SWOJE trzy grosze. Swoje, czyli nie pożyczone. Ale nie można mieć pewności, czy ktoś tych 3 groszy nie pożyczył. Przekopałem skarbnice wiedzy (Internet) i nikt mi chyba tego nie pożyczył. Nikt nie zrobił wysokiej sztuki z tego, co rejestruje się na pierwszych klatkach nawijanego właśnie nowego filmu w aparacie. A przecież ile to daje informacji. Jaki to niesie za sobą potencjał nieprzekłamanego dokumentu, nie ubarwionego. Ile to mówi o autorze, o jego otoczeniu. Narodził się poniekąd samoistnie i bez kontroli nowy cykl, który będzie można znaleźć klikając tu, pod tytułem: początki. Będzie go można odfiltrować używając etykiet.

Arek mieszka koło autostrady A4


Arek mieszka w miejscowości pod Oławą, którą Lokalny Artysta odwiedza tak często, jak to możliwe. Lokalny Artysta to człowiek, który ma strasznie za złe powojennemu krojeniu świata, że Dolny Śląsk przypadł Polsce, która go totalnie olała. W Oleśnicy Małej jest piękny, okazały pałac, przyległy do niego park z mauzoleum rodziny von Yorck (rodzina ta miała strategiczne znaczenie w tworzeniu antynazistowskiego podziemia w czasie II Wojny Światowej), które oczywiście - podobnie jak setki podobnych obiektów w tym kraju - zniszczał jako jakiś tam ośrodek, najczęściej związany z rolnictwem. W Oleśnicy Małej pałac chyba tylko dlatego jeszcze "żyje", że tym ośrodkiem nie była rolnicza spółdzielnia, a jakiś ośrodek badawczy. Jednak to nie usprawiedliwia zapuszczenia pałacu i otoczenia. Gdybyście widzieli ogromną oranżerię, pomniki... ehhh... fotografując jeden z tych pomników (pojawi się on na odpowiednim blogu) podszedł do L.A. dziwacznym krokiem człowiek około 30 lat z łagodnym usposobieniem, i zapytał, czy L.A. może mu zrobić zdjęcie. Przedstawił się jako Arek i powiedział, że bardzo lubi jak mu się robi zdjęcia.

Jest z tego pewna konkluzja łącząca te dwa tematy, tj portretowania nieznajomych i niszczejących zabytków. Lokalny Artysta widzi to tak: Dlaczego ja mam problem, żeby fotografować ludzi zupełnie przypadkowych? Inaczej jest w górach, tam większość turystów ma świadomość, że są ludzie, którzy lubią góry itd. Wchodząc w ich prywatność na górskim plenerze, jest mi łatwiej nawiązać kontakt jako "ziomkowi", człowiekowi, który ich rozumie itd. Nie oszukujmy się, że ludzi Ci z reguły są bardziej wrażliwi na świat niż przeciętni. Łatwiej też rozumieją sens mojej pracy lub po prostu rozumieją, że go nie rozumieją. Z mieszkańcami wsi jest gorzej. Czy dopiero człowiek, który jest upośledzony umysłowo może rozumieć sens udostępniania swojego wizerunku? Czy tylko ktoś w potocznej mowie nazywany "nienormalnym" może wprost stanąć bez dodatkowych pytań przed obiektywem? W takim razie kto jest nienormalny?

Może gdyby wszyscy byli tak łatwo dostępni, jak ludzie upośledzeni, to była by większa społeczna wrażliwość na piękno, na historię, na zwykłe przejawy życia.

A może po prostu to ja jestem nienormalny, bo nie potrafię sam, bez obstawy pomocników od światła itp podejść do pierwszy raz w życiu widzianego człowieka i go sportretować? Na pewno. Ale przynajmniej jest o czym napisać.

2008/05/12

Lokalny Artysta na krańcach (starego) Świata


Jak donosi "Gość Sobotni" z niedzieli 11 maja 2008 r. Lokalny Artysta przesłał za pomocą MMS'a dowód poświadczający o tym, że koniec starego świata znajduje się na północ od miasta Brzeg, w północno-zachodniej części województwa opolskiego, gdzieś tu. Lokalny Artysta znany jest ze swoich weekendowych w-siną-dal-zapadnięć, po których potrafi zdobyć materiał prasowy na wagę złota, łamiący wszelkie stworzone przez człowieka teorie. Oto krótka wiadomość tekstowa od L.A. dołączona do otrzymanego przez nas MMS'a:

To, co do tej pory każdy z nas miał okazję przeczytać w podręcznikach historii w szkole podstawowej (nie licząc mojego rocznika i starszych, wychowanych na komunistycznej historii, która była zupełnie inna), to czyste brednie. Otóż najprawdopodobniej Krzysztof Kolumb budując statki na swoja wyprawę datowaną na 1492 r. przyjechał po drewno na ich budowę właśnie na Dolny Śląsk, gdzie wg niego było już wystarczająco pięknie, by nie mieć potrzeby szukania lepszego, ładniejszego świata. Do Chin i tak było 3000 km bliżej stąd, niż z Półwyspu Iberyjskiego. Jednak królowa nie zgodziła się na taką opcję mając chęć dowieść, że hiszpańską koronę stać na drogą ekspedycję w nieznane. Na cześć tej malej osady na nikomu nieznanym w świecie Dolnym Śląsku, Krzysztof Kolumb nazwał odkryty ląd Nowym Światem.

2008/05/09

nie mam tytułu, bo za wiele spraw - coś o cyrku


Lokalny Artysta czasem odwiedza Sosnowiec. Nigdy w życiu by tam pewnie nie trafił, gdyby nie rodzina jego żony. Sosnowiec to najbrzydsze miejsce na świecie jakie widziałem. Czerwionka Leszczyny jest brzydka, ale fascynująca przez ogromne hałdy. Katowice są interesujące przez ludzi i architekturę (oczywiście w oczach L.A., by nie generalizować). Sosnowiec nawet nie jest nijaki. Jest dziwny. Większość ludzi na ulicach nie ma żadnego uroku, żadnego uśmiechu, przypominają trochę mieszkańców pewnej enklawy z filmu Pamięć Absolutna. Jednym słowem na ulicy jest brzydko. Co ciekawe, czasem w tym brzydkim jak noc miejscu pojawia się coś, co ma je rozweselić, ale czy cyrk jeszcze potrafi śmieszyć? L.A. nie ma pojęcia, czy po 20 latach nieobecności w cyrku, gdy ma już lat prawie 30, cyrk będzie go śmieszyć, czy może smucić? Niemal pewne jest, że w cyrku nie ma nic śmiesznego. Smutny Klaun, który dochodzi emerytury ma zmarszczki na twarzy zakryte grubą warstwą białego pudru. Koń ozdobiony w pióropusze, który tydzień spędził w wozie transportowym... małpa, co siedziała na sztucznym fikusie teraz z portkach biega po arenie, a papuga w życiu nie latała w gąszczu drzew? Nie, cyrk obwoźny nie rozśmieszyłby Lokalnego Artysty. Nawet nie w Sosnowcu. W Sosnowcu w połowie kwietnia nie było jednej śmiesznej sytuacji. Był pogrzeb. Był bardziej przygnębiający niż pogrzeb matki Lokalnego Artysty blisko 4 lata temu. Był ksiądz, co spieszył się tak ze swoją powinnością, że wyprzedził oczekiwania pogrążonej w żalu rodziny o całe 40 minut. Przekroczył też oczekiwania finansowe tej rodziny inkasując 700 zł za powinność, która nazywa się "powinnością", czyli powinna być przez samo powołanie do kapłaństwa wykonywana za darmo. Ksiądz oczywiście w duchu Sosnowieckim, ubrany w polar o jaskrawych barwach. Był organista ubrany w nylonowy dres niebieski w paski, co się darł i myślał, że darciem ukoi ból bliskich. Ponoć cudem było, że był trzeźwy. Był upośledzony umysłowo pomagier, co się kręcił w jedną i drugą stronę trzaskając drzwiami od kaplicy. Nie można mieć do niego pretensji, ale od jego opiekuna tak. Przy zakopywaniu trumny L.A. miał starcie z najcięższymi idiotami na świecie. Ponieważ L.A. ma dość niską odporność na bół psychiczny stał z boku. Z boku też stały 3 najbrzydsze osoby na świecie, brzydki 60-latek i dwie brzydkie panie podobnego wieku, jedna miała nos jak po ciężkiej walce bokserskiej. Ludzie (?) Ci mieli kompletnie w dupie to, po co są w tym miejscu, na co L.A. - mimo nie deklarowania przynależności do jakiejkolwiek wiary, ale za to po prostu ludzki - nie mógł pozwolić. Niestety w parze z brzydotą szła niska inteligencja, więc brzydale nawet nie wiedziały, o czym mówię. Było ciężko jak cholera. Po pogrzebie stypa rozdarta między dwa fronty rodziny: front emocjonalny i front "nic się nie stało". Znowu ciężko jak cholera. Cyrk jak cholera.

2008/05/08

Gdyby Jan Serce był gołębiem....


Gdyby Jan Serce z serialu Jan Serce był gołębiem, jak na przykład idąc za przykładem masowych filmów animowanych o różnych zwierzakach (np. Sierżant Dolot), to gdyby doznał największej od miłości krzywdy, to pewnie tak by wyglądała scena to przedstawiająca. Oto cukrówka, która w miejscowości Lipki po zderzeniu z autem (co pewnie nie jechało wolno) zgubiła serce. Serce to ta mała czerwona owalna bryłka po lewej stronie. Nie zrobiłem tego zdjęcia bynajmniej dla zabawy, nie ma w tym nic śmiesznego. Smutne to jest. Ona wygląda sama w sobie jakby spała, pewnie zasnęła, gdy jej własne serce opuściło jej małe ciało i jeszcze chcąc żyć pompowało w szale krew. Smutne. Zawsze bardzo lubiłem te ptaki. Generalnie szkoda mi wszystkich zwierząt ginących przez nasze (ludzkie) wynalazki.

2008/05/04

Lokalny Artysta vs Lokana Burza


Lokalny Artysta ma - między innymi - pasję poruszania się za pomocą jednoślada napędzanego małym silnikiem i mającego płozy. Innymi słowy skuterem, ale lubię, jak początek postu niesie ze sobą nieco patosu. Normalne jest to, do czego wielu z nas zdążyło się przyzwyczaić, że występują pewna prawidłowość. Otóż w 99% przypadków, jeśli na miesiąc pracy przypada dzień wolny od wszelkich zajęć, a czasie pracy jest piękna pogoda, to w dniu wolnym od myśli roboczej następuje oberwanie chmury. Majowy długi weekend nie był tu wyjątkiem. Na zdjęciu powyżej możecie zauważyć burzę, która usilnie próbowała odebrać mi radość z jazdy skutem gdzieś na drodze między Bystrzycą Oławską a Brzegiem (opolskim), czyli gdzieś tu, widok w kierunku północnym. Raz unieruchomiła mnie - całe szczęście - gdy byłem z wizytą (no, rewizytą po środowej imprezie) u kuzyna Olka. Pobłyskało, pokrzyczało z chmur, i potem dalej jazda. Nie mam zbyt wielu zdjęć, nie była to megaprzygoda, ale czułem się dobrze z myślą, że to ja jestem górą i mogę sobie mijać tę burzą jak mi się podoba.

O, jedna fajna sprawa w miejscowości Psary (między Brzegiem a Oławą). Nie mam jeszcze pełnych informacji na jej temat, choć to bardzo blisko mnie. Jak przyjadą posiłki to trzeba spenetrować fotograficznie. Nigdy nie widziałem w budynkach pomajątkowych (oczywiście w okresie 1945 r. do 1989 r. - a może i dalej - służącej za PGR lub inne RSP) takiego rodzaju zabudowań z kolumnami, a tu piękny przykład kolumn w stylu doryckim. Do tego niesamowity kościół i gdzieś w parku stary pałacozamek.

2008/05/02

majowe grillowanie w świetle artystycznego nieładu - o węglu


Nadszedł maj i majowa tradycja grillowania w kręgu rodziny nie ominęła także Lokalnego Artysty. Tak, Lokalny Artysta jest mięsożercą. O zgrozo! Je mięso! I nie jest pedałem! Nie jest pedałem?? No nie jest. Jest jak najbardziej zdrową według poglądów prawicowych jednostką. Nie wiem tylko, kto w zasadzie ma ustanawiać kryteria normalności. Kiedyś robił to Kościół, ale czy o normalności może decydować ktoś, kto świadomie wyrzekł się swojej seksualności? Kto odrzuca wszystko to, co naturalne? Nie mam jakoś przekonania w tej materii. Powiedzmy, że Lokalny Artysta nie jest homo, ale też nie ma dowodów na to, że jest normalny. No, normą jest ogół, a nie margines. A skoro większość mieszkańców powiatu oławskiego siedzi właśnie w strugach deszczu na wejściowo - wolnym koncercie majowym i słucha Sidneja Polaka (::)) to ja jestem nienormalny, bo siedziałem na ogrodzie przy grillu z teściami i rodziną od strony żony, co przyjechała z Zagłębia (czyli Zagranica Śląska). Lokalny Artysta jest marginesem. Lokalny Artysta nie jest ogółem.

Nie jestem normalny. Nie! Jednak muszę być normalny, bo nienormalny nie zdaje sobie sprawy ze swojej nienormalności.

Koniec końców deszcz spadł na ziemię i z nim moje rozważania o normalności wsiąkły w murawę.