Arek mieszka w miejscowości pod Oławą, którą Lokalny Artysta odwiedza tak często, jak to możliwe. Lokalny Artysta to człowiek, który ma strasznie za złe powojennemu krojeniu świata, że Dolny Śląsk przypadł Polsce, która go totalnie olała. W Oleśnicy Małej jest piękny, okazały pałac, przyległy do niego park z mauzoleum rodziny von Yorck (rodzina ta miała strategiczne znaczenie w tworzeniu antynazistowskiego podziemia w czasie II Wojny Światowej), które oczywiście - podobnie jak setki podobnych obiektów w tym kraju - zniszczał jako jakiś tam ośrodek, najczęściej związany z rolnictwem. W Oleśnicy Małej pałac chyba tylko dlatego jeszcze "żyje", że tym ośrodkiem nie była rolnicza spółdzielnia, a jakiś ośrodek badawczy. Jednak to nie usprawiedliwia zapuszczenia pałacu i otoczenia. Gdybyście widzieli ogromną oranżerię, pomniki... ehhh... fotografując jeden z tych pomników (pojawi się on na odpowiednim blogu) podszedł do L.A. dziwacznym krokiem człowiek około 30 lat z łagodnym usposobieniem, i zapytał, czy L.A. może mu zrobić zdjęcie. Przedstawił się jako Arek i powiedział, że bardzo lubi jak mu się robi zdjęcia.
Jest z tego pewna konkluzja łącząca te dwa tematy, tj portretowania nieznajomych i niszczejących zabytków. Lokalny Artysta widzi to tak: Dlaczego ja mam problem, żeby fotografować ludzi zupełnie przypadkowych? Inaczej jest w górach, tam większość turystów ma świadomość, że są ludzie, którzy lubią góry itd. Wchodząc w ich prywatność na górskim plenerze, jest mi łatwiej nawiązać kontakt jako "ziomkowi", człowiekowi, który ich rozumie itd. Nie oszukujmy się, że ludzi Ci z reguły są bardziej wrażliwi na świat niż przeciętni. Łatwiej też rozumieją sens mojej pracy lub po prostu rozumieją, że go nie rozumieją. Z mieszkańcami wsi jest gorzej. Czy dopiero człowiek, który jest upośledzony umysłowo może rozumieć sens udostępniania swojego wizerunku? Czy tylko ktoś w potocznej mowie nazywany "nienormalnym" może wprost stanąć bez dodatkowych pytań przed obiektywem? W takim razie kto jest nienormalny?
Może gdyby wszyscy byli tak łatwo dostępni, jak ludzie upośledzeni, to była by większa społeczna wrażliwość na piękno, na historię, na zwykłe przejawy życia.
A może po prostu to ja jestem nienormalny, bo nie potrafię sam, bez obstawy pomocników od światła itp podejść do pierwszy raz w życiu widzianego człowieka i go sportretować? Na pewno. Ale przynajmniej jest o czym napisać.
1 comment:
Doskonale Cię rozumiem. Obcym ludziom robię zdjęcia bez skrępowania najwyżej na jakichś wiecach itp. Zdarza mi to się średnio 1 raz na 1,5 roku. Wtedy czuję się pewnie i wiem, że nikt nie będzie zadawał zbędnych pytań. Jednak ostatnio i to się zmieniło. Podczas kampanii [(nie)koniecznie buraczanej] przyjechał do Nakła nad Notecią kandydat Jarosław K. Wziąłem więc LOMO i zacząłem robić zdjęcia ludziom czekającym na wodza. W pewnym momencie jakaś kobieta, która nie zaliczała się do ludzi w "potocznej mowie nazywanych nienormalnymi" (nauczycielka!) krzyknęła do mnie "kto panu dał pozwolenie na robienie zdjęć?!". Długo się nie zastanawiając, bez słowa spojrzałem na nią wymownie, wskazujący palec przykładając do mojej piersi. Wydawało mi się, że zrobiłem dobre zdjęcia i czekałem na negatyw w napięciu. Okazało się, że wszystkie zdjęcia z wiecu zostały całkowicie prześwietlone...
Post a Comment