2009/01/08

zimoterapia

Choroba nie chce osłabnąć, osłabiając jednocześnie mnie. Nie ma dla mnie lepszego sposobu na zamydlenie objawów, niż przenieść się w najcieplejsze i najbardziej słoneczne miejsce, w którym kiedykolwiek byłem. Ciche i spokojne wyspy. Z nieba biały żar, białe tynki, biały beton pod stopami. Z jednego pęknięcia wyrasta bardzo stary pęd winorośli. Jedyna ożywcza wilgoć to wiatr od portu, który ma tylko kilkadziesiąt metrów do tego miejsca, więc nie zdąży w żarze wyschnąć na wiór.

I plaże. Nie cierpiałem leżeć na plaży i robić nic. I teraz wiem, że mam 30 lat, bo na tę chwilę nie marzę o czymkolwiek innym. Nudne nic nie robienie, nudne wybrzeże, nudni turyści snujący się od jednej strony widnokręgu do drugiej. W dali hałas tych, co lubią w tłumie ściskać się na gorącym piachu.




Jeszcze troszkę i FED ze swoim obiektywem z soczewkami pełnymi baniek gazu znowu zaszaleje w śródziemnomorskim wzduchu. Znowu spleśnieją filmy w wilgotnym powietrzu, znowu rozszczelni się korpus aparatu, a piach porysuje film. I całe szczęście. Grecja 2003.

No comments: