Poryty jest dzisiejszy - właśnie chylący się ku końcowi - dzień. Pełen sprzeczności. Z jednej strony klient od kotleta, który nie ma pojęcia o tym, czego wymaga, ma problem, by to w ogóle nazwać, a finalnie ma problemy wewnątrz swojego zakładu z komunikacją, siedziałem dzisiaj w studiu tłukąc kompozycję na desce z kropel wody, kredek, filiżanek, zmywacza do paznokci i markerów. Ale to nie jest nic, czego każdy pracujący dla kogoś nie doświadczył. Odebrałem slajdy szerokie z wyjazdu do Sypka z Wielkanocnego poniedziałku i się zeźliłem, że nie wyszły tak, jak bym tego chciał. I chyba wolę na negatywie robić. Taniej i jakoś ładniej. Do tego okazało się, że znam ludzi lepiej niż oni sami siebie i że potrafię przewidywać, komu z kim życie się pisze. I z tego jestem dumny, że poszło tak, jak wydawało mi się, że ma iść. Do tego zmontowałem na koniec dnia w cholerę drogą karuzelę nad wyrko mojego Synka, w cholerę dobrej firmy, a cholerna tandeta. I dalej boli mnie gardło. Kurwa no...
Co do kotletów, to byłem na weselu dobrego kolegi z dawnej pracy w miniony łykend. Zatrudnił sobie fotografa z byłej stolicy, i wbiły mnie pod biurko efekty jego pracy. Jeśli zacznę robić śluby, a pewnie zacznę, to właśnie znalazłem guru gatunku. Tu.
Co do kotletów, to byłem na weselu dobrego kolegi z dawnej pracy w miniony łykend. Zatrudnił sobie fotografa z byłej stolicy, i wbiły mnie pod biurko efekty jego pracy. Jeśli zacznę robić śluby, a pewnie zacznę, to właśnie znalazłem guru gatunku. Tu.
No comments:
Post a Comment