Wczoraj byłem zbyt zmęczony na jakąkolwiek inną aktywność, niż robienie niczego, co i tak było dość męczące. Wycieczka rowerowa, która miała być małą - czterdziesto kilometrową - okazała się ponad dwukrotnie dłuższą. To dobrze. Po sobotniej sesji produktowej miałem w końcu czas przemyśleć to, co się działo w piątek. Dużym problemem jest jednak mówienie o tym, co się robi. O swojej pracy. Tym trudniejsze, o ile dotyczy to własnego życia, a taką moja praca jest. Ten blog, te głupoty i obrazki, które nie są ładne. Nie są nawet wysoką sztuką. Nie mają być. Chyba, że rozważę swoje życie w kategoriach bliskich wrocławskim artystom lat 70. XX wieku. Ale o tym innym razem. Zbyt wiele rzeczy pominąłem, a rozwlekałem się na nieważnych, choć pewnie psycholog uznałby, że skoro o tych moim zdaniem mniej ważnych mówiłem dużo, to może one tak naprawdę stanowią istotę? Być może. Poznałem kilka fajnych osób i z tego miejsca dzięki Groszkowi i Sławkowi Mielnikowi.
W sobotę wpadłem w kolejny wir pracy i wydarzyło się wiele, ale roboczo.
A z wycieczki w kierunku Strzelina i okolic (strzelińskich okolic) osiemnaście obrazków poniżej.

Gromnik - 393 m n.p.m. - już raz tam byłem. Jak zobaczyłem ten widok będąc 15 km od domu, zmieniłem punkt docelowy podróży. Nie pierwszy raz tego dnia.

Wiązów nieczynna stacja kolejowa. Od dawna korci mnie - nie wiem skąd - długi spacer wzdłuż nieczynnych szlaków kolejowych. Może dlatego, że jak byłem bardzo mały to salutowałem pociągom.

Biedrzychów - pomnik, kiedyś ku pamięci ofiar I Wojny Światowej. Teraz jak widać na załączonym obrazku.

Misja pokojowa z karabinami na plastikowe kulki. Znowu Gromnik i ludzie z bronią. Ale nie było dzików.

i dom.
W tym miejscu chciałbym pogratulować tym, którzy zawiadują drogą nr 396 między Oławą a Strzelinem. Pięć ubytków asfaltu na całej szerokości jezdni, takie po 4-6 metrów. Dziury po 20cm głębokości, że spokojnie powstrzymały by szturm czołgów. Tubylcy (czyli np ja) o tym wiedzą, ale biada obcemu jadącemu nocą, np z autostrady do Oławy lub Strzelina (lub okolic). Nie ma nawet znaku. Jeden ubytek załatany, ale przypomina on bardziej ułożony w poprzek drogi krawężnik.
A jeśli już jestem przy wrednych klimatach, to w październiku ubiegłego roku zadzwoniła do mnie jedna kobieta podając się za potencjalną klientkę i umówiła się na sesję na czerwiec. Dzisiaj się okazało, że to po prostu konkurencja w ten sposób walczy między sobą. Czy można na rozwój tak rozumianej konkurencyjności dostać jakąś dotację?
2 comments:
Ja bym chciała taka dotację na takie wypady, jak ten Twój rowerowy.
Jakiś pesymistyczno-zmęczeniowy ten Twój post.
Ja tez ostatnio zmęczona jestem całym "hałasem" dokoła i nic nie chce mi się wrzucać na bloga.
Dziwne, bo im więcej się dzieje tym mniej o tym mówię, piszę, publikuje.
nie nie, nie pesymistyczny. po prostu wredny.
:)
Post a Comment