2012/03/07

61/365@33 siedzę w domu i myślę

Czasem.

Myślę o zakupie aparatu na potrzeby rozwoju jednego z cykli - po prostu nie zawsze chce i się targać wielki format. Szukam więc czegoś jak Mamiya 7, ale fajniejszego. No i Fuji chyba daje mi taka opcję.

No i tak siedzę i teraz czekam, żeby wziąć tabletkę i kopię w sieci szukając tego Fuji i trafiłem po wyszukiwarce na flikrze, jak łatwo jest poznać kompletnie inne miejsca i świat przez poprzez obrazy ludzi, którzy używają konkretnego sprzętu. Ciekawi mnie, kiedy ktoś wymyśli taką wystawę. Na bank będzie to (albo już był) rozgarnięty kurator.

A skoro już przy kuratorze jestem, to dzisiaj przeczytałem dużo tekstu K. Jureckiego (na portalu o.pl) i było tam o tym, że Bogdan Dziworski to raczej reportażysta, niż dokumentalista (link). No ja się z tym nie zgodzę. Z drugiej mańki w ten sam sposób można określić Natalię LL jako dokumentalistkę, bowiem efektem jej pracy była np fotograficzna dokumentacja z akcji. Wiem, to parodia, ale skoro już tak bardzo potrzeba szufladek, to nie rozumiem wiecznego czepiania się stylu lub jego braku? Na cholerę komuś styl? A tekst traktuje o tym, czy Andrzej J. Lech jest klasykiem polskiego dokumentu. Z tym też nie bardzo się zgodzę, chociaż wywody autora poprzez skomplikowane wiraże udowadniają, że tak, to ja jednak jestem na nie i to wcale nie jest ujma dla bohatera artykułu p. Jureckiego. Dla mnie nazwanie czegoś "klasykiem" to raczej ujma - sprowadzenie do średniej formy - do postaci, w której wszystko jest przewidywalne i nic już nie może zaskoczyć (no w dolnośląskim, gdy jedziesz autem i na drodze ktoś robi głupoty, to myślisz "standard, pewnie kierowca z Opolszczyzny, klasyk" i mija cię auto na blachach spod Opola - to taki dowcip; albo "klasyczny grafik reklamowy pracuje na maku i ubiera się brzydko bo i tak jego praca jest anonimowa"). Ja nie chciałbym być klasyczny, bo choć nie oznacza to tego samego, co przeciętny, to jednak w jakiś sposób podsumowuje kawał czyjegoś życia jako zamknięta klamra. Nie chodzi też o to, żeby być docenianym, albo słuchać o sobie dobrych rzeczy - robić swoje. Twórczość to nie olimpiada - statystyki są tu niepotrzebne. Ważniejsza wydaje się droga, niż cel. Cel jest jeden, wspólny dla wszystkich i nikt nie wie dokładnie, kiedy go osiągnie. A szkoda, że tak niewielu to rozumie, albo boi się nazwać rzecz po imieniu.

11 comments:

Wojtek Wilczyk said...

Z całkiem sporej liczby idiotyzmów, jakie tekst Jureckiego zawiera, nie wiem czy nie najbardziej, lubię to zdanie: "Atget był zawieszony między „starym” a „nowym”, wskazując na nieznane aspekty dokumentu, co do tej pory jest bardzo ożywcze."
;)))

Wojtek Sienkiewicz said...

Ja zdaję sobie sprawę ze swoich braków wiedzy, ale mam wrażenie w paru miejscach, że p. Jurecki chciał być "bardziej artystyczny niż sam artysta". Dobra, przespałem się z tymi myślami i niech będzie - To, co robi (w zamierzeniu) ma sens - niech systematyzuje, niech opisuje. Ale dobrze by było, aby w swojej pracy przybliżał "sztukę", a nie zwiększał dystans. Moim zdaniem właśnie przez zwiększanie dystansu leży u nas rozumienie potrzeby dokumentu.

Wojtek Wilczyk said...

To już zabrzmiało jak "wypowiedź dyplomatyczna"... ;)
Nasz dzielny krytyk zwykle pierdoły wypisuje, mało merytoryczne, a do tego jeszcze ma beznadziejnie drobnomieszczański gust (i tak też rozumie "sztukie"). Weź choćby te wszystkie "gumy", którymi się niedawno tak zachwycał...

Wojtek Sienkiewicz said...

Nie nie, co najwyżej popełniłem eufemizm;) Nie odpuszczam za to użycia zwrotu o "tonowaniu w herbacie" - ktoś, kto opisuje i decyduje o jakości fotografii również w kwestiach technicznych, raczej nie powinien strzelać takich gaf (mając jednocześnie samoświadomość swojej powagi). CO do gum - ja znam kilka, które bym sobie w domu powiesił (np od p. Wielgosza). Jednak to nie guma była problemem, tylko sposób opisu, jaki Jurecki popełnił. Osobiście w wielu przypadkach uważam jego działania za słabe, pełne patosu, a nie konkretu. Kilka. Znam trochę literatury (bez ironii, trochę znam), wiem jak piszą Birgus, Kunes, Mlcoch, Szarkowski czy Galassi, albo nasza Czartoryska czy choćby Kuba Dąbrowski - wszędzie da się pisać, mówić o fotografii bez napięcia, z którego drwił Eggleston w poświęconym mu dokumencie.

Wojtek Wilczyk said...

On ma zwykły i typowo polski zresztą problem z "rzeczywistością" i kwestią dystansu do niej.
W przypadku zajmowania się dokumentem fotograficznym, może to stwarzać dość istotne kłopoty... ;)

Dwa Osiem said...

musimy sie kiedys przejechac, ja prowadze. groszek

Krzysztof_Jurecki said...

Z inwektywami i prostactwem intelektualnym, prymitywnego manipulatora, jakim jest od lat Wojciech Wilczyk nie będę dyskutował. Nie ma z kim! "Whielki" młody fotograf, jakim jest od lat Wilczyk, powinien też mieć w sobie odrobinę pokory, bo jego dorobek blogersko-krytyczny przepadnie w odmętach historii, m.in. ze względu na "brak taktu" mówiąc bardzo delikatnie.

Wojtek Wilczyk said...

Coś mi się wydaje, że jednak zabolało...
I popatrz Wojtek kto czyta Twojego i mojego bloga? ;)))

Wojtek Sienkiewicz said...

No ładnie. Na chwilę wystarczy wyjechać z kraju i takie rzeczy. Nie będę komentować braków taktu, obaj Panowie jesteście dorośli i odpowiadacie za swoje słowa. Co do upomnienia o pokorę - tej zabrakło również w słowach p. Jureckiego wobec mojej osoby na niedawnej dyskusji na blogu p. Joanny Turek, podobnie jak bezpodstawne oskarżenie mnie o bycie klakierem, co sugeruje brak wolnej woli i niezależnej myśli, co oczywiście było i jest bzdurą. Cenię sobie dorobek Wojtka i wiele jego tekstów, które znam, co nie znaczy, że zgadzam się na wszystko, co on proponuje, a i zdarza mi się nazwać jego działania jako skrajne, czy czasem radykalne i czasem wydaje mi się, że jego wypowiedzi są nacechowane agresją, z którą na swój sposób on sam walczy. Co nie znaczy, że muszę się na niego obrażać czy go dyskredytować. Po prostu mam swoje zdanie, którego - o ile pamiętam - p. Jurecki nie to, że nie podzielał, ale dyskredytował przy pomocy nieprawdziwych zarzutów. Jeśli więc pokora - to w obie strony.

Wojtek Wilczyk said...

Pokora - cnota chrześcijańska. Posypywanie głowy popiołem, zapierniczanie na kolanach wokół ołtarza... etc. Jako ateista od urodzenia nie bardzo się w tym odnajduję ;)

Anonymous said...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.