2010/12/27

żyletka kosi żniwo

















Wczoraj polazłem na spacer, powłóczyć się po moim mieście. Pomyślałem, że fajnie było by coś zrobić z największym budynkiem w tym miasteczku - jedenastokondygnacyjnej superjednostce, czyli super super biorąc pod uwagę proporcje między superjednostką katowicka a Katowicami, a superjednostkę oławską a Oławę (ok 40 tyś. mieszkańców).

Foty ot tak zrobione, żadne tam studium. Są do bani właściwie, ale może kiedyś szarpnę się na jakiś esej w tym temacie. Traktuję je jako szkic.

Idee budowy wielkich bloków są znane, a jak ktoś nie zna, niech wpisze w wyszukiwarkę Le Corbusier i poświęci kilka minut i zostanie specem od blokowisk. Ten blok nie miał być zapewne inny. na samym dole jest tunel, który był używany do zaopatrywania sklepów i innych instytucji z pierwszej kondygnacji. Powyżej jakieś 11 kondygnacji mieszkalnych. 6 klatek schodowych, na każdym piętrze jednej klatki - 5 mieszkań. Plus minus - 1200 mieszkańców. Za komuny w galerii handlowej (wtedy nie było takiej nazwy w użyciu) były najlepsze sklepy. Pamiętam ja, bo mieszkałem w bloku obok. Najważniejsze były składnica harcerska i apteka, ale był też fryzjer, biura spółdzielni mieszkaniowej, meblowy, tekstylny i duża księgarnia. Krawiec chyba też. Na poziomie zerowym od ulicy jeszcze jakieś drogerie i kiosk z gazetami. Te sklepy były tak ważne, że trudno opisać je jednym tchem i nikogo nie zanudzić. W składnicy w każdym razie była szansa na kontakt z materiałami modelarskimi. Tam widziałem pierwszy raz w życiu kompaktory aparat marki Wizen. A autofokusem, co mój Tato podkreślał za każdym razem, gdy przyklejaliśmy gęby do szyb lady, za którą stał. Tam też widziałem zdalnie sterowane modele (część jako ozdoba wisiała pod sufitem) czy inne - do sklejania z tworzyw sztucznych. Pamiętam bardzo dobrze sklep spożywczy - były tam piękne długie półki na których jedynym produktem przez jakiś czas były puszki z zielonym groszkiem i - Bóg wie dlaczego - rambutany w zalewie (pewnie z zaprzyjaźnionego wówczas Wietnamu). Ocet pewnie też, ale ja go nie pamiętam. Kiedyś jak miałem sześć lat, to mama wysłała mnie po zakupy: puszkę groszku i proszek do pieczenia. W lodówce widziałem margarynę więc wziąłem kilka(naście?) kostek. W domu nie było euforii, bo ponoć już od tygodnia była na półkach, a ja wróciłem bez reszty, bo za wszystko kupiłem margarynę. Dobrze, że wypłaty nie były dawane w jednym banknocie. Dopiero kilkanaście miesięcy później wydano banknot 10.000 zł, a Wojciech Reszczyński w Teleekspresie powiedział, że "wkrótce dostaniemy wypłaty w dwóch banknotach". Teleekspres też wtedy raczkował.

Wnętrza sklepów to przede wszystkim lakierowany beton z powtykanymi otoczakami (pewnie z Odry). Ja strasznie lubiłem to wykończenie. Fota z bloku obok, ale identyczne były wszędzie w Oławie. Wieżowiec widać już z dala od miasta, więc to taki symbol. Symbol moich powrotów z wakacji itp.

Le Corbusier miał wizję, w której ludzie żyli by w budynkach jak termity w termitierach. Tu się rodzisz, chodzisz do żłobka, potem przedszkola, szkoły, potem możesz tu pracować, chodzić do kina, restauracji i możesz tam umrzeć. Wydaje mi się, że musiało mu przez głowę przelecieć coś na kształt cmentarzyka blokowego. Nie ma siły. U nas to się poniekąd spełniło. Od kiedy budynek stoi, kosi ludzi. W tym roku wiem o dwóch skokach z wysokości na beton. W 1997 roku skoczyła moja koleżanka z klasy. Kiedyś słyszałem, że liczba ofiar tego budynku to ponad 20 osób. Drugie tyle wybiera tory. Raczej nie słychać o innych metodach.

Od dziecka pamiętam, że tunel pod wieżowcem był wiecznie zalewany wodą, która tworzyła fantazyjne fontanny wytryskując ze studzienek burzowych przy byle deszczu. Od nastolatka pamiętam, że tam było miejsce spotkań na "szybkie obalenie wermuta". A teraz widzę tam coś interesującego.

6 comments:

gorniczy said...

Bardzo przyjemnie poczytać osobisty - wspomnnieniowy wpis z własnej okolicy. Pozdro z krainy masowej wielkiej płyty:)

Sara said...

Wyobraziłam sobie PRL-owskiego robotnika z całym bagażem stereotypów, że tak powiem, jak wtyka artystycznie po jednym te otoczaki w mokry beton...

Bo said...

dzieki za podzielenie sie wspomnieniami

Rzaba said...

heh
już nie pamietam jak trafiłam do Ciebie
ale jak zobaczyłam naszego "Zyletkowca" to do razu banana na twarzy dostałam
Autor to mieszkaniec Oławy :)
I w dodatku nie podlotek, skoro pamieta moje czasy:)
Wyobraź sobie ze nawet wyprodukowałam posta o tych skokach z wiezowca..
fajnie poczytac i pooglądac zdjęcia znanym mi miejsc

pozdrawiam
oławianka:)

Wojtek Sienkiewicz said...

nie podlotek - to mi się spodobało, coś jakby "jak dobrze, że jesteś stary", ale w ten deseń, że "szklanka jest do połowy pełna" :))

Rzaba said...

bo ja nie lubie dzieciaków sieci. Do starosci to jeszcze musisz poczekac ..pare latek:)