Pobudka o 5.00, śniadanie, leżakowanie, potem przebieranie i jechanie. Dzisiejsza trasa jakoś mi się ułożyła tak, że jechałem przez dwie dość mocno niedocenione miejscowości. Jaworów położony na zakręcie w kształcie długiego skobla, a dalej, bo Bryłowie i Bryłówku są Miechowice Oławskie. Miechowice znam już długo - często tędy jeżdżę rowerem i często zabieram tu przyjaciół, żeby im pokazać ruiny kościoła i powoli stający się ruiną pałac o arcyciekawej i niespotykanej tu formie. Ale o nim innym razem. W każdy razie kiedyś przez Miechowice jeździły pociągi. Linia kolejowa przechodziła naprzeciw budynku szkoły, który teraz stoi pusty. Przynajmniej w jakiejś części - za szybko jechałem, by to dokładnie zarejestrować. Jakiś czas temu jadąc tamtędy wyobraziłem sobie samego siebie uczącego się w tej szkole. I tak jak wszędzie - pomimo, że byłem dobrym uczniem - cholernie nie lubię się uczyć i generalnie łatwo się rozpraszam. Szkoła na końcu wsi, otwarte okna w jakieś majowe przedpołudnie, za oknem hałas z łąki (świerszcze) i pewnie bym tak siedział i słuchał tej pani od geografii, ale najbardziej czekałbym na przejazd pociągu. Myślę sobie o tych dzieciakach, które w tej szkole siedziały przy oknach i gapiły się w pole czekając na pociąg, albo po prostu patrzących bez czekania.
Mój ojciec odbywał praktyki na kolei jakoś pod koniec lat sześćdziesiątych i właśnie zawsze najbardziej czekał na ten moment, kiedy jadąc towosem ze składem jechali z Brzegu w kierunku na Małujowice (bocznica obsługująca lotnisko w Skarbimierzu) i dalej - Wiązów, Głęboka, tam zwrotnica i można było jechać na Jegłową i dalej do Przeworna. Majowe przedpołudnie, powolne przetaczanie się między pagórkami, zapach podkładów i smarów, oranżada i papierosy.
No comments:
Post a Comment