2013/05/19

ładny dzień



Rano pobudka, wysokoenergetyczne, lekkostrawne śniadanie i cisnę pustą jeszcze szosą do Jelcza. Tam wbijam do lokalnej, mocno okrojonej ekipy i ruszamy. Wieje jak cholera. Dwa lata temu wybrałbym inną rozrywkę przy takim wietrze. Sukces na dzisiaj był taki, że jako mega amator przejechałem cały trening, co nie było wcześniej dla mnie łatwe. Powoli uczę się jazdy w grupie, ale jeszcze czeka mnie dużo nauki. Niemniej dużo już za mną i rok pracy, niemal od zera, nie poszedł na marne.

Do tego piękne drogi, krajobrazy i w ogóle - szum opon, wiatr w kasku. Przy pewnym poziomie kontrolowanego bólu - a on po prostu jest - słyszę już tylko muzykę i w skupieniu obserwuję cicho sunące nad asfaltem postacie. Kiedyś to jakoś nakręcę właśnie w ten sposób. Nie jak w Line Of Sight, zupełnie inaczej. Mit człowieka-videoclipu trwa.

Popołudnie już rodzinnie. Syn chciał na plażę, więc się wybraliśmy na idealną plażę - staw przy cmentarzu, trylion komarów, pety i kapsle w piachu, podła muza ze starych audi i ryczące silniki pełnoletnich ścigaczy. Taka niedziela w gminie.

Muza na dziś: Max Richter - The Trees. Drzew i widoków były dziś wiele.

No comments: