2011/12/30



Siedzę sobie w przedostatni dzień tego roku przy kompie i patrzę w zachowane w zakamarkach sieci przedwojenne zdjęcia "moich" okolic. Siedzę, słucham Maxa Richtera i prawie płaczę. Tu był Raj jeszcze chwilę temu. To, co można zobaczyć teraz na Dolnym Śląsku to mniej więcej apokaliptyczna wizja futurologów sprzed 100 lat, którzy nawet nie przypuszczali, że będzie broń nuklearna. Wiązów, dawniej Wansen - w samym rynku maleńkiego miasteczka naliczyłem 4 kafejki i 3 restauracje, gasthaus, piekarnie. Kino nawet. I tak wybrałem te pozowane foty, zapewne nie artysty godnego krytyki Krytyka Krytyków od Wykrzykników, lecz solidnego rzemieślnika, raczej lubianego. Tylko pies u stóp szwaczek nie dał się namówić na bezruch, siedział, i tylko zadek małego długowłosego psa jest w miarę widoczny, ale chyba dziwił się, dlaczego nikt się nie rusza.

3 comments:

Wojtek Wilczyk said...

Jadąc wczoraj z Bagieńca (Teichenau) do Wrocławia zadałem Garminowi opcję "najkrótsza trasa" i mnie poprowadził zadupiami. Ja p... "total distrokszan" jak śpiewali kiedyś rasta z Misty in Roots (z tym, że oni śpiewali "it must be"). I to wszystko dosłownie na zapleczu A4 i w promieniu 50 kilometrów od Wrocławia.

Sara said...

Zwróciła moją uwagę kobieta siedząca na pierwszym planie pierwszego zdjęcia - sposób, w jaki trzyma stopy, "zdominowana" kolanem sąsiada, pochylona głowa... Intrygująca. Jak i każdy inny ze zdjęć z tego okresu tak naprawdę. Dzieci o niewątpliwie uregulowanych porach posiłków, słuchające jeszcze takich odgłosów jak tykanie zegarów, znające zapach "prawdziwego" jedzenia - co musiały potem zobaczyć.
Co do rozpierduchy - ul. Rydygiera we Wrocławiu bije wszelkie moje dotychczasowe rekordy (jak zajrzeć w podwórka).

Wojtek Sienkiewicz said...

Ja już boję się zaglądać w podwórka ;)