2010/10/08

landszaft



Landszaft w drodze na obiad. Dzisiaj 13.50 zł za zupę pieczarkową i rybę w cieście piwnym z surówką z rzepy i ziemniakami z koperkiem. Nie jem ziemniaków, ale i tak byłem syty. I ryba - więc zgodnie z duchem wychowania w kulturze. Żadnej kontrkultury.

zaczęto dopisywać o 23:08

Dzisiaj od rana mam nastrój daleki od jakiejkolwiek euforii. Nie jest to stan łapania emocjonalnego dołu, ale zaczynam czuć jakiś kontakt z całkowitym dnem. Ale przez dno rozumiem sięgnięcie tych pokładów emocji, które są rdzenne, leżą u postaw światopoglądu. Jestem nerwusem. Zamknięty za drzwiami samochodu, skryty za kierownicą potrafię zionąć wielką siłą nienawiści do przechodnia czy współtowarzysza asfaltowej drogi. Ale z drugiej strony zaczynam dostrzegać w każdym człowieku wątki uniwersalne.

Rano do tramwaju wpłynął człowiek w wieku około 40 lat, choć pewnie miał mniej, ale alkohol ewidentnie zabrał mu władzę nad ciałem. Jakoś tak stał, że jego profil stal się właśnie uniwersalny. W taki sposób, jaki każdy ma jakąś swoją część siebie, która nie podlega wpływowi czasu, która wygląda tak samo u dwulatka, jak i starego, zdrowego i chorego, abstynenta i pijącego na śmierć. To strasznie podłe, jak słaba jest konstrukcja człowieka, że z pięknej, być może wyczekiwanej istoty, być może kochanej, być może przeklinanej, staje się za sprawą własnych, złych wyborów istotą odrażającą. Mam głębokie współczucie, choć chyba tylko dlatego, że nie dotyczy ono mnie w jakimś sposobie. To człowiek, którego nie znam, nie zrobił mnie ani nikomu z rodziny czy przyjaciół żadnej krzywdy. Komuś - być może.

Na przykład niedźwiedzie nie mają takich problemów, tylko ludzie potrafią swoimi wybrykami doprowadzić się do ruiny, jakiegoś wyjścia poza nawias w sposób niszczący ich naturę. To bardzo smutne.

Chciałem dzisiaj też napisać post na blogu miejsce fotografii, ale się powstrzymałem. Sprawa ważna, choć wydaje się nieistotna. Na Fotopolis przeczytałem, że jeden człowiek przedstawia w galerii swoje prace i od razu zatytułował wystawę w sposób, który narzuca ich (obrazów) inność, bo są przygotowane w technologii z połowy XIX w. To moim zdaniem głupota. Tylko u nas spotykam się nikoniarzami, otworkowcami, czarnoramkowcami. Po co? To bezcelowe i bezsensowne. Zamiast szukać wspólnych cech obrazu, starania skupiają się na ich rozdzieleniu. Nie da to możliwości powstania "ekumenicznego" gruntu dla myślenia o twórczości. Wieczne podziały doprowadzają do powstania kolejnej, bezsensownej nauki, zamiast ciągu przyczyn i skutków. Niestety mój - chyba jedyny - głos w tej materii zrobi nic.

Złudzenia, w przeciwieństwie do nadziei, powinny umierać pierwsze.

No comments: