Wczoraj chciałem mojemu synkowi pokazać pracujący na polu kombajn. Nauczył się słowa "kombajn" przed "mama", ale już daleko po "tata", "baba" czyli babci, "łał łał" czyli pies, i kilku innych. Jego kombajn brzmi: "kom-báj-ny". Niestety nasz wózek nie jest typowym offroad'erem, przez co kombajn był oglądany z daleka, a martwy zając z bliska. Dziwne było to, że nie wyglądał jak ofiara drapieżnika. Drapieżnik (tu lis lub jastrząb) nie zostawiłby tyle mięsa bez ukrycia go. Psy - raczej wątpliwe, nie mają kondycji na ganianie za dzikim zającem. Droga wyboista, więc auta jada powoli. Ale może dość, by zabić? Może kolejny znienawidzony "dziki" myśliwy?
Rano w pociągu patrzyłem na ludzi słuchając ładnej piosenki w słuchawkach i zacząłem wyobrażać sobie, jakimi musieli być dziećmi. Kiedyś wyobrażałem sobie, jak wszyscy wyglądać będą na starość, a teraz na odwrót.
Rano kontrasty są silniejsze. Rzeczy same się dzieją. Ramiona kontra ruina, ramiona kontra ruina i biedny drobny człowiek, którego kilka dni wcześniej pobili pijący tanie wino żule. Smutne.
Rano w pociągu patrzyłem na ludzi słuchając ładnej piosenki w słuchawkach i zacząłem wyobrażać sobie, jakimi musieli być dziećmi. Kiedyś wyobrażałem sobie, jak wszyscy wyglądać będą na starość, a teraz na odwrót.
Rano kontrasty są silniejsze. Rzeczy same się dzieją. Ramiona kontra ruina, ramiona kontra ruina i biedny drobny człowiek, którego kilka dni wcześniej pobili pijący tanie wino żule. Smutne.
1 comment:
a ten pierwszy dziki mysliwy to z mojego Wałcza...
Post a Comment