Nie miałem już dzisiaj argumentu przed samym sobą, żeby nie wsiąść na rower. Czuję jak przez stres związany z dyplomem zaczynam na nowo obrastać w zbędny balast. Póki co idzie dobrze. Przed chwilą (wieczór) wrócilem do domu po małej pętli, takiej na 2 godziny ciągłej jazdy. W jej czasie kiedy nie starałem się być rowerem i maksymalizować wysiłek, miałem czas na myślenie.
Nie myślałem, że są przy moim domu jeszcze takie ładne pałace.
Myślałem, że to niesprawiedliwe, że zawsze patrząc na południe widzę, że mam góry na wyciągnięcie ręki i widzę od Jesionków po Sowie niemal wszystko, a bywam tam tak sporadycznie i mało intensywnie. Ja bardzo chcę w góry.
4 comments:
Ja chcę w góry już o roku.
I niestety nie mam możliwości.
Choć dla innych Ślęża to góry...
I myślę o tym, że lepiej jest jak najmniej myśleć, bo dopiero wtedy wszystko się udaje :)
tak, tylko bezmyślny sukces jest gorszy od porażki:)
aha! tekst "chuj z wagą" to nie jest taka zwykła chęć poprzeklinania, tylko dokładny opis tego, czego wizerunek preprodukuje obrazek, czyli budynek wielkiej wagi do wazenia aut z malunkiem karykatury prącia.
Mam chyba za ciemny monitor, bo budynku prawie nie widać ;) Tylko niebo, malunek i cienie ;)
Ale mogę sobie wyobrazić wielką wagę i nawet małą wagę :P
Przydałby się sukces wielkiej wagi.
Wtedy można by było myśleć do woli...
Post a Comment