2008/08/14

Pierwszy wywiad z Lokalnym Artystą po urlopie. Bez cenzury.


Redaktor: Wypoczęty?

Lokalny Artysta: A tak sobie, powrót z urlopu, mimo bardzo małej odległości (110km - przyp. red.) zawsze wyczerpuje cały zapas energii zebrany podczas urlopu. Jednak całe szczęście wróciłem z urlopu szybciej. Miejsce piękne, jednak coś było nie tak z pokojem, niby drugie pięto, a zadyszka jak na szczycie Mariottu po schodach. I nie spaliśmy. Pies też nie spał. Jednak zostało nam kilka dni wolnego i w domu odsypialiśmy (śmiech).

Redaktor: Jednak mimo zapowiedzi w rozmowie telefonicznej sprzed urlopu zarzekał się Pan, że nie weźmie ze sobą żadnego aparatu. Że wakacje będą dla duszy. Że nie będzie męczenia małżonki, by blendą świeciła ludziom po oczach... rekreacja. A jak było?

Lokalny Artysta:
Było ciężko. Mamiya i statyw swoje ważą...

Redaktor: ...czyli jednak sprzęt pojechał z Panem?

Lokalny Artysta: Ależ oczywiście. Wie pan, ja jestem jednak troszkę idiotą, zabrałem sprzęt, woziłem się z nim na plecach rowerem trekingowym po górach. No, każdy normalny już na sam widok roweru na kołach 700C jadącego kamieniach (bez amortyzatorów) puknął by się w czoło. Ci normalni, których ja spotkałem byli wyrozumiali - pukali się w czoło jak widzieli, gdy z całym majdanem tnę w dół po kiepskiej drodze, a z tylnych hamulców dymi się i rozrzucają na boki fragmenty zniszczonych klocków hamulcowych.

Redaktor: Słowem kupa śmiechu. No dobrze, ale urlopy i wyjazdy są domeną ludzi pracy, szarych zjadaczy chleba, którzy pracują dzień po dniu i żyją od weekendu do weekendu, od urlopu do urlopu. Artysta w końcu co dzień robi to co kocha, więc robią to co kocha nie musi mieć od tego odskoczni, bo całe jego życie kreuje on sam w sposób jaki chce.

Lokalny Artysta: Po części ma pan rację. Taka sytuacja jest możliwa w kraju, w którym dba się o kulturę, a Polska takim krajem nie jest. Nie mamy ani rozwiniętego rynku sztuki, który uniezależniłby artystów od konieczności codziennej pracy na to, by utrzymać swoje prawdziwe życie. To wszystko dopiero zaczyna się dziać. Są tego pierwsze oznaki, są artyści, którzy mogą jednym obrazem zarobić na spokojne życie na rok lub dwa. Możliwości są, ale są wciąż za małe. Z wyłączeniem Warszawy jest mało galerii, które zajmują się promowaniem młodych artystów, wyłapywaniem ich z tłumu itp. I żeby to nie byli sami koledzy kolegów...

Redaktor: czuję tu znowu pewne odniesienie do aktualizacja.info...

Lokalny Artysta: ...no to jest piękny przykład matolenia (taki nowy wyraz). Zobaczmy na listę. Pisałem już o tym wielokrotnie. Na tego rodzaju rankingach najłatwiej znaleźć klucz: już sławni, już modni, paru kumpli. Cel ma to taki, że bez sławnych i modnych na listę nikt nie zwróci uwagi. Krytyków jest u nas jak na lekarstwo, a poziom ich umiejętności średni, co widać po wystawach pod ich kuratelą.

Redaktor: No dobrze dobrze, ale może wróćmy do tematu samych wakacji. Co zwróciło Pańską uwagę na kanikule?

Lokalny Artysta: ...hmm... no była taka jedna rzecz. Młodzi rodzice po czterdziestce z dziećmi w wieku 2-3 lata. wyobraź sobie piękny hotelik, położony w pięknym miejscu nad śliczną rzeczką płynącą między Górami Bialskimi i Złotymi. Poranek, schodzę do kuchni, by w orzeźwiającym powietrzu przygotować śniadanie. Pachnące czeka na stole, schodzi żona, siadamy do jedzenia (posiłki przygotowywaliśmy sami, ob żona ma alergię pokarmową). Wsłuchując się w dźwięki łąki pierwszy kęs jajecznicy na maśle i jakiś smarkacz z wielką koparką hucząc plastykowymi kołami po terakocie drze się udając widlastą ósemkę. I zapierdziela tak w kółko. Czterdziesto-kilku-letni tatuś, w krótkich bojówkach, koszuli z krótkim rękawem wpuszczonej w spodnie, telefonem przy pasku, sandałach i błękitno-spranych skarpetkach przerywa tylko na chwilę rozmowę z identycznym tatusiem, ale z telefonem przypiętym z drugiej strony pasa, by rzecz: Mikołajku, dobrze się bawisz? Super chuju jebany - taka mi odpowiedź się wyobraziła. Bawię się w chuj dobrze, szczególnie mam w chuj frajdy jak zapierdalam po kuchni przy stole, gdzie ta pani w ciąży z tym łysym panem jedzą śniadanie. Tak, pięknie potrafi być na wakacjach. Albo inna młoda mama koło pięćdziesiątki z chodem kaczki, zielonych gaciach i kucykach a'la Pipi Langsztrumpf (nie wiem czy dobrze przeliterowałem). Czytała swojemu Antosiowi cholerną bajkę na głos. Jemu i 25 innym jedzącym w jadalni śniadanie.

Redaktor: Czyli młodzi rodzice na progu XXI wieku to zmora wypoczynkowa?

Lokalny Artysta: Nie, absolutnie,ale chyba ja wolę inne metody wychowawcze niż te już wypaczone z artykułów prasowych kolorowych pism. Rodzice tak już oszaleli, że nawet nie starają się budzić we własnych dzieciach poczucia autorytetu-rodzica. Dzieci traktują otoczenie już nie z ciekawością, a jako poligon. Nie licząc się ani z roślinami, ani ze zwierzętami, ani z ludźmi. A rodzice co? Bierze taka mama takiego dzieciaka i mu tłumaczy co ja robię. A on się drze jak cholera bo on woli terkotać cholerną zabawką niż zobaczyć, jak piecze się pstrąga. I ma to w dupie, że może ja po to przyjechałem na koniec świata, by mieć cisze i spokój.


Redaktor: Ależ niech pan da spokój, przecież to dzieci, nie ma co się unosić...

Lokalny Artysta: No tak, tak. Ale jak nie ma! To nie problem dzieci, tylko rodziców idiotów, którzy nie widzą, że dziecko nie wie co to jest kara, co to jest nagroda. Nie chodzi o to, by je bić czy namiętnie karać, ale jakim rodzicem będzie dziecko, które nie umie znaleźć różnicy. Jak ja będąc brzdącem przywaliłem wczasowemu koledze klockiem w głowę, to zostałem publicznie upokorzony klapsem w tyłek. W życiu nikogo nie uderzyłem od tamtej pory. Teraz te dzieciaki tłuką się cały czas, a rodzice: Michaśku, tak nie można, pobrudzisz sobie ręce, ty wiesz na czym on mógł siedzieć?? A potem te rączki pchasz do buzi, oj Michaśku...

Redaktor: No tu pan troszkę przesadził.


Lokalny Artysta: Wiem, ale koloryzowanie służy. Niech pan zobaczy na wojnę, która mnie zaskoczyła na koniec urlopu. Nie ma autorytetów, bo dwa skrajne. Jest mama USA i tata Rosja. Jak mama napierdziela Irak i Afganistan, bo zacieka ropą, to tata krzyczy - zostaw, niech cieknie. Pocieknie pocieknie, a zdrowa blizna jest lepsza niż pudrowana zszyta rana. Jak Tata bywa brutalny, to mama wkurza się również, że ona owszem też tnie lancetem, ale przynajmniej upudrowane to jest. A dzieci? Rodzina NATO, Rodzina ONZ, Rodzina Unia... Wszystkie jak zwykle wolą pudrowane rany mamy niż ciężkie sznyty taty, a potem się wszyscy dziwią, że tata posądza mamę o cynizm. Ja pierdykam.

Redaktor: To może jeszcze jedno...


Lokalny Artysta: Nie! Już dziękuję, nie chce mi się gadać. Wyczerpały mnie te gadania, boli mnie łeb i kręci mi się głowie. Mam to już w nosie. Byłem miły i tłumiłem w sobie agresję, która zawsze ze mnie wyciekała w kierunku moich rozmówców. Teraz się doigrałem...

Redaktor: ...no ja przepraszam, nie chciałem wyczerpać pańskiego...


Lokalny Artysta: Dość. Dodam tylko, że ilustrujące ten wywiad zdjęcie jest nieudane i wcale nie jestem z niego zadowolony. Nie pokazuje nic wartościowego, jest kiczowate, źle zeskanowane, nie ma dobrego tematu ani powodu, by je wykonać. Tak, cicho kretynie, wiem o co chcesz spytać! Zrobiłem je po to, by nie wrócić z nienaświetloną rolką. By się ludzie nie śmiali, że przepadłem w górach na kilka godzin na rowerze z kilkunastoma kilogramami sprzętu na plecach i nie zrobiłem jednego zdjęcia. To kurwa macie. Dwa!

Redaktor: ...ależ ależ, panie Lokalny A...


Lokalny Artysta: Milcz! Dość, mam dość, Wszyscy won! Mam dość, jestem już zmęczony...

3 comments:

iczek said...

Przeglądnąłem wpisy z roku całego. Fajnie piszesz. Pozdrawiam obu Panów :)

Wojtek Sienkiewicz said...

Dziękujemy

Zapraszamy do częstego odwiedzania!

Anonymous said...

Doskonałe, dlatego na urlopy jeżdżę we wrześniu, nie ma upałów, os i miejskich troglodytów zadeptujących siebie i wszystko dookoła..