2008/06/07

Bezobrazowy

Może to zbyt wcześnie, by podsumowywać akcję Ludzi Po Drodze, ale zdarzyły się pewne rzeczy, które miały dość dziwne rozwiązania. Na tyle dziwne, że ja spotkałem się z nimi pierwszy raz i nie były w żaden sposób do przewidzenia. 

Pierwsza sprawa dotyczy Arka, którego spotkałem ponownie w ostatnią środę maja 2008 r. Obiecałem mu, że przywiozę mu fotkę, o którą prosił. Zdawałem sobie w pełni sprawę z jego może nie tyle ułomności, co po prostu zupełnie innego toku myślenia niż naszego, tzw "normalnego", choć bardzo nie lubię dzielenia nas na nas, a ich na ich, normalni - nienormalni, sprawni - niepełnosprawni. Byłem razem z Pawłem w Oleśnicy Małej, pokazywałem Pawłowi tamtejszy pałac. Arek pojawił się znikąd przy aucie i całe szczęście miałem obiecaną fotkę przy sobie i mu ją dałem. Ku mojemu przerażeniu okazało się, że Arek nie wie kto jest na fotografii. To dla mnie jest niepojęte, że on nie zdaje sobie sprawy z własnej cielesności, ale w sposób taki, jaki my o niej myślimy. Obraz naszego ciała jest dla nas naturalny, nierozerwalny. Często mówiąc "ja" ma się na myśli siebie jako ja-swoje-ciało. Nie wiem, jak on to rozumie, ale to było dla mnie przerażające. Nie znać swojej cielesności. Może nie jest tak do końca, ale on po prostu nie poznał, kto jest na zdjęciu. To bardzo dojmujące przeżycie dla mnie i bardzo dużo znaczące. Nie wiem też, czy przypadkiem nie wyrządziłem mu tym krzywdy większej, niż gdybym nigdy mu jej (tej fotografii) nie dał.

Druga rzecz, już jak najbardziej pozytywna to pani Stanisława, którą odwiedziłem dzisiaj. Jej reakcja na swoją fotografię, a nie ma się co owijać w bawełnę, to prawdopodobnie jedna z ładniejszych fot, jakie kiedykolwiek ktokolwiek jej zrobił, była zdumiewająca. Fakt, nie broniła się jakoś bardzo przed fotografią, ale wiele osób o tak podeszłym wieku wzbrania się przed identyfikowaniem się z wizerunkiem osoby starej (wiekiem). Pani Stanisława jednak to chyba osoba, w której duch ma kilkadziesiąt lat mniej, niż ciało. Radość, chwalenie się przed sąsiadkami. Wiem, że nie zrobiłem jej tym krzywdy, a wręcz przeciwnie, dałem jej dużo radości. Co więcej, wydaje mi się, że przez takie działania mogę sobie i innym przygotować dobry grunt pod kolejne akcje, może dzięki temu ludzie będą chętniej udostępniać nam (fotografom i nie tylko) swój wizerunek. Oby, ale to nie napawa na prawdę sporą dawką optymizmu. Jest sens w tym co robię, jest jakaś korzyść nie tylko dla mnie.

Trzecia rzecz to to, że tytuł roboczy: Ludzie Po Drodze rozwinął się chyba na tytuł tej pracy, który będzie bardziej adekwatny jej celowi, czyli przedstawieniu mnie za pomocą ludzi z mojego otoczenia. Myślę, że "Autobiografia" będzie lepszym tytułem, pozostawi więcej niedopowiedzeń. Faktem jest, że za kilkadziesiąt lat, nawet jeśli tego zestawu nikt nie doceni wystawą, albumem czy orderem, to kiedys nawet niewielki zbiór tych fotografii będzie cenny ze względu na to, że staram się pokazać na nich ludzi takimi, jakimi są, ale przez pryzmat mojej kreacji. Łatwo na ich podstawie ustalić czas, miejsce (choćby z podpisów, które w sumie mają nieś minimum informacji, które udało się zdobyć w czasie krótkiej rozmowy). To lepsze wg mnie, bardziej uniwersalne niż zadawać im to samo pytanie, czy starać się ich wszystkich wpinać ponad jeden mianownik. Mianownikiem jestem ja i moja obecność w tym a nie innym miejscu. Poza tym po jakimś czasie nie będzie problemu (o ile uda mi się kontynuować projekt dostateznie długo), aby zmontować z całości materiały zestawy dotyczące jakiegoś problemu, np. wyselekcjonowania grup społecznych, konkretnych problemów itp. Nie stworzę dokładnego obrazu społeczeństwa, które mnie otacza, to po prostu nie jest możliwe. Ale można mnie potraktować jako taki intytut statystyczny. Wybieram po prostu jakąć próbę spośród ogółu. A jaka to próba i jak bardzo ona jest reprezentatywna? To już nie mój problem.

Jeśli nawet ktoś nie będzie chciał dać się uwiecznić, to też to jakoś uda mi się pokazać. Chyba wiem jak.

No comments: