2008/05/09

nie mam tytułu, bo za wiele spraw - coś o cyrku


Lokalny Artysta czasem odwiedza Sosnowiec. Nigdy w życiu by tam pewnie nie trafił, gdyby nie rodzina jego żony. Sosnowiec to najbrzydsze miejsce na świecie jakie widziałem. Czerwionka Leszczyny jest brzydka, ale fascynująca przez ogromne hałdy. Katowice są interesujące przez ludzi i architekturę (oczywiście w oczach L.A., by nie generalizować). Sosnowiec nawet nie jest nijaki. Jest dziwny. Większość ludzi na ulicach nie ma żadnego uroku, żadnego uśmiechu, przypominają trochę mieszkańców pewnej enklawy z filmu Pamięć Absolutna. Jednym słowem na ulicy jest brzydko. Co ciekawe, czasem w tym brzydkim jak noc miejscu pojawia się coś, co ma je rozweselić, ale czy cyrk jeszcze potrafi śmieszyć? L.A. nie ma pojęcia, czy po 20 latach nieobecności w cyrku, gdy ma już lat prawie 30, cyrk będzie go śmieszyć, czy może smucić? Niemal pewne jest, że w cyrku nie ma nic śmiesznego. Smutny Klaun, który dochodzi emerytury ma zmarszczki na twarzy zakryte grubą warstwą białego pudru. Koń ozdobiony w pióropusze, który tydzień spędził w wozie transportowym... małpa, co siedziała na sztucznym fikusie teraz z portkach biega po arenie, a papuga w życiu nie latała w gąszczu drzew? Nie, cyrk obwoźny nie rozśmieszyłby Lokalnego Artysty. Nawet nie w Sosnowcu. W Sosnowcu w połowie kwietnia nie było jednej śmiesznej sytuacji. Był pogrzeb. Był bardziej przygnębiający niż pogrzeb matki Lokalnego Artysty blisko 4 lata temu. Był ksiądz, co spieszył się tak ze swoją powinnością, że wyprzedził oczekiwania pogrążonej w żalu rodziny o całe 40 minut. Przekroczył też oczekiwania finansowe tej rodziny inkasując 700 zł za powinność, która nazywa się "powinnością", czyli powinna być przez samo powołanie do kapłaństwa wykonywana za darmo. Ksiądz oczywiście w duchu Sosnowieckim, ubrany w polar o jaskrawych barwach. Był organista ubrany w nylonowy dres niebieski w paski, co się darł i myślał, że darciem ukoi ból bliskich. Ponoć cudem było, że był trzeźwy. Był upośledzony umysłowo pomagier, co się kręcił w jedną i drugą stronę trzaskając drzwiami od kaplicy. Nie można mieć do niego pretensji, ale od jego opiekuna tak. Przy zakopywaniu trumny L.A. miał starcie z najcięższymi idiotami na świecie. Ponieważ L.A. ma dość niską odporność na bół psychiczny stał z boku. Z boku też stały 3 najbrzydsze osoby na świecie, brzydki 60-latek i dwie brzydkie panie podobnego wieku, jedna miała nos jak po ciężkiej walce bokserskiej. Ludzie (?) Ci mieli kompletnie w dupie to, po co są w tym miejscu, na co L.A. - mimo nie deklarowania przynależności do jakiejkolwiek wiary, ale za to po prostu ludzki - nie mógł pozwolić. Niestety w parze z brzydotą szła niska inteligencja, więc brzydale nawet nie wiedziały, o czym mówię. Było ciężko jak cholera. Po pogrzebie stypa rozdarta między dwa fronty rodziny: front emocjonalny i front "nic się nie stało". Znowu ciężko jak cholera. Cyrk jak cholera.

4 comments:

Murawska Iwona said...

tak, Sosnowiec jest paskudny .. a co do ludzi .. tacy są niestety ale nie tylko w sosnowcu .. najgorsze jest to że są czyjąś bliską rodziną .. szkoda ludzi (tej rodziny oczywiście, tych "brzydkich" ludzi też w sumie)

Wojtek Sienkiewicz said...

Muszę to podkreślić, bo użyłem dość niefortunnego sformułowania w temacie brzydkich ludzi. Brzydcy to coś niefizycznego. Oni po prostu byli wstrętni w swojej aurze. Tych "brzydkich" też szkoda, masz rację, ale w innych kategoriach szkody. Szkoda, że są tak ograniczeni, szkoda, że są zbyt nisko rozwinięci, by nie zachowywać się wprost po ludzku. A zachowywać się po ludzku to nie kwestia fizyczności czy wysokiej wiedzy, ale po prostu ludzkiego zachowania.

Pozdrawiam
LA

Murawska Iwona said...

o tych "brzydkich w aurze" mi chodziło ..

Wojtek Sienkiewicz said...

Musiałem to podkreślić, wg statystyk czyta tego bloga dużo ludzi i wolę rozwiać ew. błędy w interpretacji, tym bardziej, że mam skromny zasób słów, co czasami uniemożliwia mi posługiwanie się słowami w sposób nie pozostawiający wątpliwości.

:)