Jak zapewne drogi Czytelniku udało Ci sie przeczytać w jednym z wcześniejszych postów i na bannerze w górnej części strony, Lokalny Artysta był kompletnie "nakręcony" na koncert legendarnej niemieckiej formacji Einstürzende Neubauten. Był post o tym, że będą, był o tym, że mam bilet.
Teraz post o tym, czego można było się spodziewać, co się ziściło, a co nie. Można by dodać, że to suma zysków i strat, ale tak nie było.
Nie było strat poza kilkoma kroplami krwi, które z L.A. wyssały komary, bo oczywiście polski organizator nie był w stanie dotrzymać godziny wejścia na salę. Zamiast wejść o 19.00 (wg planu) wyszła godzina 21.00 z minutami. Nie było by komarów, gdyby się nie okazało, że pewnie sprzedano zbyt mało biletów, by organizować koncert we wcześniej zakładanym miejscu, czyli Stodole (Warszawa) i imprezę przeniesiono do klubu Progresja na Bemowie, czyli końcu świata.
Plusem było to, że można było nabyć piwo, minusem to, że w sali można było palić. Piwo nikomu nie przeszkadzało, bo na taki koncert nie przychodzi się po to, by kompletnie się "zalać". Ale dla wielu ten trunek ułatwia percepcję. Tak czy siak, gdy na scenie śpiesznie zjawili sie muzycy, gdy wszystko się zaczęło, okazało się, że piwo w dużej ilości będzie jednak potrzebne. Obsługa nagłośnienia (z naklejek na sprzęcie wyczytałem, że to polska ekipa) dała ciała. Einstürzende Neubauten grają muzykę, która wymaga - mimo ogromnej ilości hałasu - niesamowitej precyzji. Panowie za konsolami postanowili jednak wnieść swój wkład w muzyczną legendę i słuchać się nie dało. Sami muzycy już mieli tego dość, jednak całe szczęście to dobrzy ludzie i nie zmanierowani artyści, więc obrócili sprawę w żart. Ale gdyby to była Edyta Górniak...
Tyle narzekania. Koncert sam w sobie, jego prowadzenie jak i sam dobór utworów był rewelacyjny. Blixa jest znany z dobrej interakcji z publicznością, nawet gdy ktoś jednak przegnie z alkoholem, co też miało miejsce. Może wydawać się, że to zbyt mało słów "in plus", ale co tu pisać? Zespół po prostu jest doskonały, w doskonałej formie, muzyka stała się mniej szalona, ale pamiętać trzeba, że oni już nie muszą eksperymentować, tylko na bazie wcześniejszych (już blisko 30 lat) doświadczeń mogą tworzyć coś, co dalej wyznacza nowe nie tyle standardy, co progi, dając do zrozumienia, że ich muzyka cały czas "pracuje" i ciężko, na prawdę ciężko będzie innym ich pobić.
Tym bardziej po koncertowym wykonaniu "Let's Do It A Dada" jak i "Nagorny Karabach" czy "Unvollstaendigkeit". O pozostałych nie wspomnę.
Dzięki takiej postawie trudno ich jest jednoznacznie zakwalifikować do konkretnego nurtu, tak jak na początku działalności, a przypięcie etykiety: alternatywa - jest bez sensu, bo to spłaszcza rozumienie. to po prostu Einstürzende Neubauten.
Ale już po koncercie. Zapis trasy na zdjęciu. Zapis wszystkiego, co się działo od niedzieli 20 kwietnia do poniedziałku 21 kwietnia.
Dziękuje Pawłowi O. Falenickiemu za pomoc w realizacji nakoncertwyjścia.
Teraz post o tym, czego można było się spodziewać, co się ziściło, a co nie. Można by dodać, że to suma zysków i strat, ale tak nie było.
Nie było strat poza kilkoma kroplami krwi, które z L.A. wyssały komary, bo oczywiście polski organizator nie był w stanie dotrzymać godziny wejścia na salę. Zamiast wejść o 19.00 (wg planu) wyszła godzina 21.00 z minutami. Nie było by komarów, gdyby się nie okazało, że pewnie sprzedano zbyt mało biletów, by organizować koncert we wcześniej zakładanym miejscu, czyli Stodole (Warszawa) i imprezę przeniesiono do klubu Progresja na Bemowie, czyli końcu świata.
Plusem było to, że można było nabyć piwo, minusem to, że w sali można było palić. Piwo nikomu nie przeszkadzało, bo na taki koncert nie przychodzi się po to, by kompletnie się "zalać". Ale dla wielu ten trunek ułatwia percepcję. Tak czy siak, gdy na scenie śpiesznie zjawili sie muzycy, gdy wszystko się zaczęło, okazało się, że piwo w dużej ilości będzie jednak potrzebne. Obsługa nagłośnienia (z naklejek na sprzęcie wyczytałem, że to polska ekipa) dała ciała. Einstürzende Neubauten grają muzykę, która wymaga - mimo ogromnej ilości hałasu - niesamowitej precyzji. Panowie za konsolami postanowili jednak wnieść swój wkład w muzyczną legendę i słuchać się nie dało. Sami muzycy już mieli tego dość, jednak całe szczęście to dobrzy ludzie i nie zmanierowani artyści, więc obrócili sprawę w żart. Ale gdyby to była Edyta Górniak...
Tyle narzekania. Koncert sam w sobie, jego prowadzenie jak i sam dobór utworów był rewelacyjny. Blixa jest znany z dobrej interakcji z publicznością, nawet gdy ktoś jednak przegnie z alkoholem, co też miało miejsce. Może wydawać się, że to zbyt mało słów "in plus", ale co tu pisać? Zespół po prostu jest doskonały, w doskonałej formie, muzyka stała się mniej szalona, ale pamiętać trzeba, że oni już nie muszą eksperymentować, tylko na bazie wcześniejszych (już blisko 30 lat) doświadczeń mogą tworzyć coś, co dalej wyznacza nowe nie tyle standardy, co progi, dając do zrozumienia, że ich muzyka cały czas "pracuje" i ciężko, na prawdę ciężko będzie innym ich pobić.
Tym bardziej po koncertowym wykonaniu "Let's Do It A Dada" jak i "Nagorny Karabach" czy "Unvollstaendigkeit". O pozostałych nie wspomnę.
Dzięki takiej postawie trudno ich jest jednoznacznie zakwalifikować do konkretnego nurtu, tak jak na początku działalności, a przypięcie etykiety: alternatywa - jest bez sensu, bo to spłaszcza rozumienie. to po prostu Einstürzende Neubauten.
Ale już po koncercie. Zapis trasy na zdjęciu. Zapis wszystkiego, co się działo od niedzieli 20 kwietnia do poniedziałku 21 kwietnia.
Dziękuje Pawłowi O. Falenickiemu za pomoc w realizacji nakoncertwyjścia.
No comments:
Post a Comment