2013/05/05
weekend
W środę, pierwszego maja - pojechałem na długo wyczekiwane zawody w Czechach. Pogodo była strasznie zła. Nie ukończyłem wyścigu, bo już miałem po prostu dość. Podziwiałem widoki za to. Całe szczęście zły nastrój rozwiali goście. Potem było Pho, spacery, papierosy, spacery, bieganie z synem po kałużach, spacery, papierosy i wieszanie psów na rajcach z mojego miasta, że nie dopilnowali niszczonych właśnie zabytków na ul. Młyńskiej (grafiki na murach - pozostałość po wojskach radzieckich). Jakie by to nie było złe, jest to częścią historii i tożsamości tej społeczności. Gdzie indziej tego nie mają. A tu jak są, to trzeba zniszczyć. Najlepiej przez zaniedbanie.
Dzisiaj dopiero wsiadłem na rower i mam jedną radę - albo się jeździ, albo pali szlugi.
Muza: U2 - New York
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment