2013/04/17

dwa dni, dwie pętle i Murakami




Dwa dni - jedna pętla, różne kierunki. Ważne, że przez ładne tereny. W końcu krótkie gatki, nawet wieczorem. Jedyna wada - owady wlatujące pod kask, ale lepsze to niż drętwiejące z zimna palce. W Oleśnicy Małej w parku czuć już czosnek niedźwiedzi. Warto się tam przejechać, niekoniecznie szosą. Ale trzeba uważać, bo apetyt rośnie momentalnie, a najbliżej jest tylko żółtołukowy fastfood przy A4. 

Zacząłem czytać (czemu dopiero teraz?) Murakamiego - O czym mówię, gdy mówię o bieganiu. Fajne jest to, że nic konkretnego, ale zwerbalizował to, co w głowie faktycznie siedzi wtedy, gdy absolutnie poświęcam się czemuś - akurat tu chodzi o jakąkolwiek aktywność fizyczną, ale pewnie ma to swoje przełożenie na pozostałe aktywności. To mega kontemplacyjny stan. Bądźmy szczerzy - kto szuka komfortu nie wybiera szosówki. Ale rower w ogóle, jako urządzenie, daje mega silny związek z otoczeniem, wydaje mi się, że znacznie silniejszy niż samo chodzenie - wciąż ilość i jakość przemieszczania zależy ode mnie samego, a mogę to robić znacznie szybciej. Tak jak dzisiaj - mam wolną godzinę z hakiem - to walnę 35 km. Do tego ból w czasie jazdy jest normą - tak jak u biegaczy i innych - ból po prostu jest. Tak więc wydałem trochę kasy na urządzenie do sprawiania kontrolowanego bólu i kontemplacji - ból jest, ale jednocześnie czuję zapach rozgrzanej gleby zawieszony w podnoszącej się mgle na koniec dnia. Do tego śpiew ptaków i szum opon i szum powietrza owiewającego uszy. Co chwilę mówi do mnie telefon, że właśnie przejechałem tyle i tyle kilometrów i że to oznacza, że kilometr zrobiłem w jakieś jedną minutę i pięćdziesiąt sekund. Pulsometr sobie pika i czasem komuś się machnie, kto też sobie wybrał los bolesnych kontemplacji. No i muzyka. Jako człowiek-videoclip jest u mnie ciągle. W głowie oczywiście. No i fotografie - za Bruszewskim - do mózgu. Bezustannie.

Póki co przerwa z siłownią. Przynajmniej do września.

1 comment:

Krzysztof Eberle said...

A propos komfortu, dziś w końcu odbyłem pierwszą jazdę na nowym sprzęcie (gotowy w 98%, została sterówka do przycięcia). 20km i jeden krótki podjazd wystarczył mi żeby odkryć nowy wymiar sztywności roweru ;)