2012/07/04

taste it





Wczoraj burze szalały przez cały dzień, a wahania napięcia nie pozwalały mi spokojnie pracować. Zadzwonił mój tato i poprosił mnie, żebyśmy pojechali z naszym starym psem do weterynarza, bo już jest źle i chyba trzeba uśpić szesnastoletnią, wredną jak szlag suczkę. Wredota niezwykła, każdy z nas (w dawnym domu) przynajmniej raz padł jej ofiarą. Nigdy jeszcze nie spotkałem tak szurniętego psa. A ponieważ u nas w domu najczęściej psów było najmniej dwa, więc wszystkie drzwi były zamykane, bo Figa rzucała się na wszystko i na wszystkich. Co nie znaczy, że jej nie lubiłem. Na swój sposób. Figę kupiliśmy na targu rok po śmierci mojego pierwszego psa. Luśkę zabiła choroba jak miała 7 lat, też kupiona na targu od faceta, który bezmyślnie stał w upał ze szczeniakiem na rękach. Luśka była fajnym mieszańcem terrierów, super dobrym psem. Figa była jej zaprzeczeniem. I jakoś na mnie trafiało zawsze bycie przy odchodzeniu moich psów.

W książeczce zdrowia Figi znalazłem kartę pierwszego szczepienia mojego pierwszego psa - Luśki. Ależ to już lat minęło. Jak Luśka odchodziła, to na topie u mnie był INXS.



No comments: