2012/01/20

17/365@33






jakoś mniej więcej trzydzieści lat temu (z dokładnością do miesiąca) wylądowałem w szpitalu. Miałem wtedy 3 lata i to wydarzenie traktuję jako moment od którego moja świadomość trwa do dzisiaj. Pamięć absolutna, wydarzenie jedno po drugim, z małymi wyjątkami. Ponoć niewiele ludzi tak ma. Od 3 lat bardzo czekałem na moment, w którym mój Syn będzie mieć 3 lata, bo jakoś sobie wmówiłem, że on też tak może mieć. Jeśli tak, to też zacznie swoją świadomość od szpitala.

Ale teraz można być z rodzicem non stop. Wtedy nie.

Ważny obraz wyrył mi się w głowie, jak przez okno i zasłonę z sypiącego śniegu obserwowałem mężczyznę, który szedł na dworze. Miał jedną nogę, opierał się na dwóch kulach, miał kaszkiet, szarą marynarkę i palił papierocha. Miał twarz taką charakterystyczną (no i ten brak nogi), że poznawałem go jeszcze jakoś do końca lat 80 ub. wieku. Ponieważ miałem chorobę, która wymagała wysokobiałkowej diety, to jakimś cudem mojej mamie udało się załatwić twaróg (to było jakoś miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego) i czekoladę. Pamiętam, jak weszła do sali, gdzie leżałem, dała mi słoik, w nim twaróg z rodzynkami i kawałkami czekolady. Jak poszła, to zacząłem go jeść na spółę z koleżanką z łóżka obok, nie pamiętam niestety już jej imienia, ale była Cyganką, miała czarne loki i była bardzo ładna. Jak zobaczyła to pielęgniarka, to nam to zabrała, że niby nie wolno i potem przez szyby (wszystkie sale były przeszklone, aż do dyżurki) patrzyliśmy, jak ona to wcinała. Oczywiście było nam smutno. Zemsta była słodka - najpierw w czasie wolnym od kłucia nas igłami (mieliśmy tę samą chorobę), poszliśmy "na telewizor" i rozsiedliśmy się w pielęgniarskich fotelach i wcinaliśmy "mózgi" - takie brązowe, orzeszki arachidowe przywożone z Czechosłowacji. Zapewne były fantem dziękczynnym za opiekę lub coś innego - wtedy to było normalne - koniak, kwiaty, bomboniera, etc. Oczywiście zostaliśmy przyłapani. Znowu było smutno. Wesoło było, jak co dzień rano przy pobieraniu moczu do próbówki (co dzień trzeba było dać mocz do badania), a trzylatek raczej sam nie nasika do szklanej próbówki. Akurat była "ta" pielęgniarka, więc mocz trafił wszędzie, ale nie do probówki.

Teraz jest zupełnie inaczej. Pielęgniarki są miłe, choć spotkałem dwie, które pamiętam z dzieciństwa, ale to inne, niż tamta. Te były spoko.

Spoko pielęgniarka to była taka, która po krótkim czasie leczenia, w moim ciastowatym od hormonów ciele potrafiła znaleźć igłą żyłę w czasie krótszym, niż wieczność (jak masz do 6 lat, to każda minuta to wieczność, tym bardziej, gdy to cholernie boli). I do tego ważne, żeby być precyzyjnym i miłym.

4 comments:

Sevillian said...

No to mamy ze sobą coś wspólnego ;)
Ja mam to samo - pierwszy ślad świadomości to pierwszy pobyt w szpitalu (połknięty koralik). też koło 3 roku życia. Zostałem tam sam na noc. W świadomości został mi kilka lat starszy chłopak, który miał ze sobą kalejdoskop (ta "rurka" z połamanymi szkiełkami) i to co w tym kalejdoskopie zobaczyłem.

Wojtek Sienkiewicz said...

Ha! Kalejdoskop - piękny wyraz sam w sobie (ja jeszcze uwielbiam słowo "kwadrans" i "kredens"). ale ja pamiętam, ze kalejdoskop był moim marzeniem, ale moja mama uważała to za głupią zabawkę, więc nigdy nie miałem swojego.

Sevillian said...

ja swojego dostałem na urodziny... 2 lata temu :) od przyjaciela. jesteśmy prawie w tym samym wieku, stąd wiedział jak to ważny jest/był przedmiot...

Proste_historie said...

Ciekawa sprawa, mój syn jak miał 3 lata zaliczył 2 tygodnie szpitala, a ja razem z nim. Strasznie mocno te dwa tygodnie wbiły mi się w pamięć, pewnie dlatego, że był to mój pierwszy pobyt w szpitalu. Była zima i też obserwowałem ludzi zza krat. To było prawie dokładnie 2 lata temu. Straszne wspomnienia, aż musiałem to utrwalić na fotografiach. Przemyciłem aparat i robiłem zdjęcia, chociaż ni było mi do śmiechu. Syn miał zapalenie płuc.