2011/12/26

czas leci







Wczoraj stuknęła kolejna rocznica ślubu. Dzisiaj ostatni dzień świąt i udane zapanowanie nad pochłanianiem pokarmów, dzięki czemu może jutro wsiądę na rower i może gdzieś nawet dojadę.

Dzisiaj na cmentarzu wyklarował mi się (albo nawet spolaryzował) pogląd na miejsce, w którym jestem i chyba nawet zaczynam wiedzieć, jak to opracować, by było to zrozumiałe, by dało się to pokazać w taki sposób, który przestanie mieć potrzebę zaprzęgania wielkiego nakładu słów. Budowy i nie-budowy, które od ponad roku maltretuję mają tu duży wpływ i też mi się przydadzą, ale klucz jest nieco inny. Trzeba się spieszyć. W środę została pochowana moja ostatnia Babcia, która jeszcze miała wiedzę, która była mi potrzebna, ale której nigdy nie chciała zdradzić. Znowu odnoszę się do okresu, który wydaje się być pewnym constans'em, ale tam czuję się bezpiecznie i ufam jakoś swoim doświadczeniom "z wtedy". Odnoszę wrażenie, że wszystko, co się tu zmienia w otoczeniu, mimowolnie prowadzi do destrukcji materialnych pozostałości pamięci i co raz silniejszego idealizowania ów constansu. Na "mojej" ulicy w Oławie, kiedyś po obu stronach jezdni rosły lipy. W dwóch rzędach po obu stronach chodnika. Asfalt wylany na poniemiecki bruk był fatalny, ale sama ulica bardzo urokliwa. Teraz zamiast skrzyżowania jest rondo z wielką kamienną tablicą informującą o tym, że to za unijne pieniądze w jakiejś części, lip nie ma prawie w ogóle, ale jest piękny asfalt i hotel o fatalnej bryle, ale wielkim przepychu. Nie ma na tej ulicy pół tysiąca ludzi co 8 godzin, bo ani do zakładu napraw taboru kolejowego już nie przychodzi tyle ludzi na każdą zmianę, ani do huty, a na miejscu tartaku stoi ów hotel i wielki sklep. Stoi jeszcze budynek, wielki szary biurowiec, ale biurowiec to wiem z teraz, bo wcześniej to była ponura przychodnia lekarska. I na przeciw niej stał wagon z dziwnym krzyżem, w którym badano co roku ludzi na obecność gruźlicy. I była gminna spółdzielnia, i było życie. To tak trochę po hipstersku - im chujowiej, tym lepiej. Tylko dla kogo?

No comments: