2010/10/19



To dziwne uczucie znaleźć przypadkiem skany własnych fotografii gdzieś w przepastnych zakamarkach dysków. Dobrze, że wiem co za miejsce i że znam tę emocję, ale nie umiem jej umieścić w czasie. Nie chodzi o czas z pliku (skanu itp).

Dzisiaj miałem wolną chwilę i starałem się przeczytać coś mądrego w sieci, co by dotyczyło moich zainteresowań obrazem. Nie znalazłem.

Wlazłem na blog Krzysztofa Jureckiego. Czytam jego przemyślenia i dochodzę do wniosku, że nasi krytycy idąc takim tokiem myślenia nie poruszą świata. Nie mamy więc co liczyć na promocję polskiej sztuki przez rodzimych teoretyków. Wydaje mi się czytając większość tekstów, że zabrnięto w ślepy zaułek i na siłę czyni się trud obrony tej drogi. Jednocześnie uznając porażkę za sukces i brnie się dalej w błędnym kole.

Samozwańcze ruchy też okazują się być nietrafione. Mam wielkie nadzieje, że pojawią się ludzie, mający za sobą poważne instytucje sztuki i przy okazji więcej otwartości. A przede wszystkim takich, którzy bełkot zamienią na potok słów płynących do umysłu. Nie chodzi o prosty język czy prymitywne wartości. To drugie mamy teraz. Chodzi mi o trudne kwestie, emocje - miast pisać tonem nieomylnej, niemal biblijnej, pewności poznanych zjawisk. Emocje wymagają nie tyle interpretacji, co wymianie. Krytyk powinien spajać, a nie dzielić, ćwiartować.

A tak wszystko ulega rozdrobnieniu i jest zamiatane do jednego wora. To nie jest zarzut do pana Jureckiego. Ma prawo pisać to, co uważa za słuszne. To jest zarzut w powietrze.

No comments: