2010/09/24

jak strzelić gola





Ziemie w mojej okolicy pełne są niewybuchów z ostatniej wojny. W lesie zamiast borowików niektórzy znajdowali kilkaset bomb. W lokalnej prasie można kilka razy do roku przeczytać albo o tym, albo o wrakach liberatorów, które po nalotach na Niemcy nie miały już dość paliwa, by powrócić do baz i uszkodzone przez artylerię wroga spadały gdzieś tu. Broń nie powinna tu nikogo dziwić.

Pojawiła mi się w głowie przez chwilę pierwsza scena z filmu z Bruce'm Willys'em - Ostatni skaut, gdzie zawodnik biegnie z owalną piłką pod pachą, zamiast taranować masą swojego ciała i pancerza przeciwników, po prostu rozwala ich strzałem z rewolwera, z normalną - jak na początek lat 90. - zimną krwią i popełnia samobójstwo.

Tam zawodnicy wycyckani, kąpiele w basenach, drogie fury i kobiety sprowadzone do roli zaplecza seksualnego. Taki wyidealizowany obraz sportowca, który ćpa, pieprzy i wydaje masy forsy na to, by jak najszybciej doprowadzić się do ślepej uliczki i biec po murawie z klamką wycelowaną w przeciwnika.

Wiele scenariuszy będących dla nas (mojego i starszego pokolenia) czystą fantazją przemysłu filmowego mainstreamu, a teraz spełnia się w niusach.

Ja całe szczęście odkrywam inną, ciekawszą stronę sportu. Wolnego od sportowców rodem z planu filmu akcji. Dopiero ich poznaję, ale dopiero teraz ten sport jest ciekawy. To nie są zawodowcy, ale też nie chodzi o jakiś lokalny patriotyzm. Chodzi o grę. Oczywiście, że jest presja na wygraną, bo lepiej być w dobrej drużynie, niż złej. Jest presja, być grać z tymi, a tamtymi nie. Wszystko się rozwija.

Naszła mnie taka analogia, że oglądanie zawodowych sportowców i ich zmagań to jak filmy porno. Wszystko fajnie, ale to przecież tylko mechanika i produkt na potrzeby rynku. A tu, to czego jestem świadkiem - to potrzeba odreagowania, realizacji ambicji. To ludzie budzący się rano, idący do pracy albo szkoły, zmagający się z codziennością. W czasie gry to nie jest istotne. W czasie gry chodzi tylko o piłkę. Tak jak w Podziemnym kręgu (co za przekład tytułu).

No comments: