2010/05/03

dzisiaj byłem w Jeleniej Górze






Jelenia Góra działa na mnie jak magnes. Chciałbym mieć kilka żyć, by móc każde przeżyć w innym miejscu, ale nie po to, by zamieszkać w jakimś miejscu "od - do" części mojego życia, ale by się w jakimś mieście urodzić, spędzić życie i umrzeć. Cóż, czego bym nie uczynił, jestem Oławianinem. Nawet gdybym został honorowym mieszkańcem Honolulu, dalej będę Oławianinem, który został Honolulu...coś tam.

Jednak to tylko moje widzenie. Okazuje się, że można.

Wizyta w domu Zawadzkich to przeżycie samo w sobie. Tyle fotografii, tyle historii. Tyle pytań, których jeszcze nie zadałem, bo jeszcze ich nie znam. Jeszcze wiele rozmów mnie czeka. Praca dyplomowa zaczyna się klarować. Porzuciłem myśl poznawania przedmiotu po już "przemielonych" śladach krytyki i staram się czerpać u źródła. Nie wiem, czy napiszę jedyną słuszną historię - nie zależy mi na takiej pracy, choć zdaję sobie sprawę, że nieco ich idealizuję i taki charakter może mieć też praca - nie jestem dziennikarzem. Chciałbym po prostu napisać o tym, dlaczego fotograf, poza talentem, musi być również odpowiedzialny za każde wyzwolenie migawki. I dlaczego słowo "wyzwolenie" jest takie symboliczne w tym przypadku.