2008/10/26

Ilu mnie lub nas było na Horní Bečvie - 483 z kawałkiem.


I się skończyła - banalny sposób na zaczęcie postu. Nawet ten komentarz do tego beznadziejnego wstępu jest równie beznadziejny jak on sam. Mam jednak małe - jak to przed chwilą nazwał Boguś - podsumowanie. Był czad z przewagą czadu. Było głupio z przewagą głupoty. Było ciężko z przewagą dużych ciężarów. Byli neandertalczycy, druidzi, ziołoleczący rozrywkowicze i gadanie. Wściekle gorące kaloryfery i zimne przeciągi. Był dzisiejszy poranek, gdy z Reszkiem dumni z siebie jako piewsi poszliśmy punkt ósma na śniadanie. Z mniejszą dumą wracaliśmy z powrotem, gdy sprzątaczka przypomniała nam, że czas należy cofnąć. No ja wiem, że fotografowie są stworzeni do cofania czasu. Koledzy z kręgu druidów nawet tego doświadczyli. Generalnie był czad. Czadem poszły statystyki uzupełnione o 483.17 km. Astra dała radę.

Nie dała rady jak wyjechałem z Ostravy w kierunku Frydka w piątkowe popołudnie, gdy przy 140 km/h odszedł mi piaskowy Maluch na czeskich blachach.

Generalnie sukces. Sukces, że dojechałem. Mało spałem. Można by napisać więcej, jednak nie wolno. Loklany Artysta tez nie może, chociaż nie przysięgał na selera, że nie piśnie słowa.

Strzeliło jak z bata. Nie wiadomo kiedy, choć jeszcze mi w głowie szumi. W aucie szumi opakowanie po kwaśnych żelkach.


Ja mam światłowstręt. W uszach mi piszczy i cały czas słyszę krzyka takiego małego Czecha, co chciał wetrzeć Pajdiego w fugi kafli. Byle do grudnia. Tak mi się chce po tych 48 godzinach spać, że nie kręci mnie nawet występ na żywo z plejbeku Enrike Iglesjasa w tefałenie. Bo Gwiazdy niby tańczą. Ale kto to jest Alan Andersz? Czemu nie tańczą z Jerzym Stuhrem? Albo ze Zborowskim? No, on siedzi na Bonuxie, choć sam producent nie wierzy, że Bonux jest w stanie coś wyprać.

No comments: