2008/09/27

W powietrzu

Minęły cztery lata gdy cztery lata młodszy niż dzisiaj dwudziestopięciolatek wsiadł na dworcu głównym we Wrocławiu do autobusu, który miał go zawieźć do Namysłowa. Niecały tydzień dzielił do go ślubu, na który czekał od ponad roku. To Oławianin. Dlaczego jedzie więc do Namysłowa przez Wrocław? To nie największy problem tego dnia. Większym było to, że rano nie zdążył - bo i nie miał możliwości - odwiedzić mamy w szpitalu, która znacznie gorzej czuła się po ostatniej chemii. Sam jechał do szpitala - bo znajomy lekarz mu pomógł - dowiedzieć się, co się dzieje w jego głowie, która rzuca nim co chwilę. To był piękny słoneczny dzień początku jesieni. Autobus jechał bocznymi drogami i Oławianin po prostu chwilami nie myślał oślepiany przez nisko wiszące nad horyzontem wrześniowe słońce, co było dla niego zbawienne, bo myśli kotłowały się wokół strachów. Na oddziale w Namysłowie tuż po tym, jak dowiedział się, że musi jechać na tomograf, by zaglądnąć do jego głowy zadzwonił telefon, po którym - choć bardzo chciał i zawsze myślał, że inaczej nie zareaguje - nie rozpłakał się. To był jeden dzień kiedy nie mógł odwiedzić mamy. I to mógł być ostatni, kiedy mógł ją zobaczyć.

Minęły cztery lata i Oławianin wie, że czas wcale nie leczy ran. Czas tylko maskuje blizny.

Dzisiaj Oławianin był w pięknym miejscu. Lokalny Artysta i Wojtek Sienkiewicz też. I żona, i syn, który wkrótce przyjdzie na świat. I Sunia. Mama też gdzieś tam była. W każdym żółtym liściu połyskującym w promieniach słońca, w każdym głębokim wdechu 1000 m n.p.m., w każdym ciasnym zakręcie, za każdym zaułkiem w Broumovie.

2 comments:

Proste_historie said...

Czytam ten blog od kilku tygodni, jest świetny, poruszył mnie twój ostatni wpis. Pozdrawiam

Tomasz Rykaczewski said...

uronilem lez , odzyly wspomnienia