2008/08/21

Co L.A. ma w lodówce, kogo to ma obchodzić, jakie są tego konsekwencje dla potomności i co do tego ma Biedronka?


W roku 1984 zostałem wprowadzony w tragiczny błąd, który owocował aż do roku 2008, czyli przez 24 lata. Ale od początku.

W 1984 roku miałem 5 lat i pamiętam z tego czasu już niemal wszystko, prawie dzień po dniu. Pamiętam, jak w sklepie spożywczym sieci (kto by to wtedy tak nazwał) Społem w pod wieżowcem w Oławie na superdługich półkach leżały (stały) puszki zielonego groszku, ciągnęły się połyskujące butelki z octem i właśnie puszki z czymś białym, co miało dziwny smak i nikt nie wiedział, jak to się nazywa. Szarpiąc swoją mamę za rękę nakłoniłem ją do zakupu tego czego czegoś, w domu rozpocząłem konsumpcję i byłem zachwycony niesamowitym smakiem, aromatem, konsystencją owoców z puszki. No, czytać nie umiałem niestety w języku dalekiego wschodu, ale jakoś wszedł mój tato do domu i zapytałem go - jako autorytetu od dziwnych rzeczy - co to jest. Odpowiedź była tak pewna, że przez 24 lata byłem pewny czym to jest. Ojciec bez namysłu rzekł, że to "kasztany". Oczywiście nie znał języka dalekiego wschodu, w jakim były informacje na puszce, ale był wizerunek tego:
Rysunek ze strony: http://www.insideout-architects.com/reddogrambutan.html

Chyba rozumiecie, że gdyby powiedział, że to marynowane jeżowce, to mógłbym tego więcej nie tknąć. Albo szukałbym bym dalej. Zrozumcie też, ile razy w sklepach zrobiłem z siebie idiotę pytając obsługę (przez 24 lata) o kasztany w zalewie. Nawet google tego nie wie. Nie wie o tym ani Alma, ani EPI Market, ani Hala Targowa we Wrocławiu, ani Stadion X Lecia. Nie wiedział nikt.

W miniony weekend przypadkiem będąc u kogoś na stole zastałem spodek i właśnie coś, co zapachem zaczynało mi przypominać aromaty z dzieciństwa. Nie mogłem się oprzeć tylko cholera bałem się zapytać, co to jest. Więc żeby nie zrobić z siebie większego idioty powiedziałem: "O ja pierniczę, sto lat ich nie jadłem" jednocześnie nabijające jedną białą galaretowatą kulkę na widelec i bacznie się jej przyglądając pochłonąłem.

To było to. co prawda nie do końca, bo to było liczi w syropie, ale osoba goszcząca mnie szybko i bez użycia brutalnej siły powiedziała, że są też w Biedronce rambutany i mają intensywniejszy smak i aromat. No właśnie, intensywniejszy. One i tak mają bardzo charakterystyczny smak, ale pamiętałem go z dzieciństwa. W wieku 5 lat człowiek ma kubki smakowe chyba jeszcze na łokciach, no więcej ich ma niż teraz i bardziej wyczulone na słodycz. Kupiłem kilka puszek rambutanów w zalewie po 7 złotych 99 groszy i jadłem, jadłem jadłem. Chciało się ryczeć z jakiegoś powodu. Raz, że wspomnienia stały się żywsze, a dwa, że teraz ich smak w sumie przypomina już nie nieosiągalnego kasztana w syropie, a po prostu zwykłego rambutana. Nic ponad 731000 odnośników w google.

Jaka rada: Kłamcie swoje dzieci albo ich nie kłamcie.

Jak skłamiecie maskując niewiedzę, to jest szansa, że coś zostanie bardziej docenione.

Jak nie skłamiecie, to jest szansa, ze wszystko stanie się zwykłe i na wyciągnięcie ręki. I sama puszka rambutanów za 7.99 zł nie wystarczy od pełni szczęścia.

No comments: