2008/08/19

Akira Komoto - Widzenie

Akira Komoto - Seeing - reprodukcje pochodzą stąd.

Akira Komoto (ur. 1935) to jak łatwo zgadnąć japońskiego pochodzenia artysta. Jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że jest jednym z bardziej znanych twórców z tego kraju, ale również dlatego, że stosunkowo łatwo zapamiętać jego imię i nazwisko. Dziwi zatem, że google po wpisaniu jego godności do wyszukiwarki podaje nieco ponad 8000 odwołań. Wojtek Wieteska ma ponad 53 tyś odwołań. Nie dyskredytuje tu Wojtka Wieteski, ale fakt ten dziwi nieco. Dziwi też, że w Polsce ten artysta był obecny (1981 rok, CSW) i Polscy artyści byli obecni z nim na świecie podczas wszelkiej maści festiwali (głównie Natalia LL).

To, co mi nakazuje podzielić się ze światem działaniami Akiry, to to, że wydaje się on mi być rasowym outsiderem. Nie jak na dzisiejsze standardy bycia nim (dzisiaj jego prace były by nazywane celowym anachronizmem). Jak na standardy lat, gdy w Polsce królował konceptualizm. Gdy tu wystarczyło pić na sympozjach i zrobić 100 odbitek baby z parówką w zębach. Komoto może też pił, może też konceptualnie pracował, ale był wtedy malarzem, który postanowił się sprawdzić, jak uda mu się zakłamać świat za pomocą krajobrazu, farb olejnych i slajdu 4x5 cala.

2002 roku widziałem album, do którego nie mam już niestety dostępu, nawet nie można go namierzyć w sieci, ale widać w nim, w jak skrajnych warunkach artysta ten musiał pracować. Na prezentowanych fotografiach akurat chodziło o wywołanie pewnego złudzenia, natomiast na wielu reprodukcjach nie można było odróżnić gdzie gdzie malarstwo łączy się z obrazem rzeczywistym. Wyobraźcie sobie ogrom czynności i zmiennych, które Akira musiał kontrolować. Musiał wiedzieć, jak zapewne jakiś Kodachrome zarejestruje błękit nieba, jak on się zmienia w krótkim czasie, jak schnie farba na danym podłożu i jak przesunie się Słońce na nieboskłonie. Nie wspomnę o samym malowaniu, ob to jakby dla malarza naturalne.

By uzmysłowić w realiach dzisiejszych czasów jego działania, to chyba trzeba by było cyfrakiem sfocić obraz później focony, wydrukować go z na skalibrowanym sprzęcie i wywiesić czy okleić dajmy na to telefoniczny słup. Można to zrobić od razu wszystko w edytorze graficznym. Ale ile w tym będzie ze sztuki? Czy wtedy też będzie chodzić o obraz? Czy o czynność? Czy o pomysł? Czy o docenienie kunsztu? W przypadku Akiry Komoto nie wiem jak to ocenić. Wydaje mi się, że najprościej: mi się podoba. Dla mnie to niesamowite i przekorne prace. Mają ładunek, którego nie mają w większości dzisiejsze realizacje.

Poza wszystkim dają kolejny punkt zaczepny: czy dzisiaj ktoś ma pomysł na medium fotografii?

Dla mnie Akira Komoto to ten sam poziom niesamowitości i wdzięku jak prace Andy Goldswothy'ego.

No comments: