Jelcz - Laskowice, grudzień 2012 r.
Tuż po ostatnich zdjęciach ulicy Oławskiej moje Toyo trafiło najlepiej, jak mogło - do Łukasza Biedermana, a ja na szybko kupiłem aparat, który robił genialny obraz, ale obsługiwało się go tak źle, że nie byłem w stanie nim pracować. Ostatnia odsłona Texas Leica nie miała nic wspólnego z elegancją pracy, jaka jawi się na myśl o pracy celownikowym średnim formatem. Choć obiektyw był naprawdę zajebisty. Po trzech miesiącach Texas Leica poszła w ręce Łukasza Gryko, który chyba nawet zrobił z niej użytek, a ja nie kupiłem aparatu. Kupiłem karbonową ramę do szosy i to była bardzo dobra decyzja. Tymczasem rozpoczęty wtedy projekt nie doczekał końca, ani nawet rozwinięcia. Przyznam, że zabawa (bo to już jest zabawa, nic pewnego w kategoriach osiągalnej dla mnie szybkości i powtarzalności) z filmem, wołaniem i skanowaniem stała się uciążliwa. teraz problem zniknął, a rower miał w tym kluczowe znaczenie - dystans. Dosłownie i w przenośni. Niestety część obiektów szlag trafił i kiedy teraz - po czterech latach zbieram choćby te elementy, które wtedy "wynalazłem" na potrzeby zamówionej, drobnej publikacji - robię plan zdjęć, okazuje się, że wielu z nich już nie ma. Ale jest jeszcze masa takich, których nie widziałem wtedy. I nie chodzi tylko o spłaszczenie do jednego zakładu czy miasta - tego jest pełno i dopiero niedawno dostrzegłem część wspólną. Przynajmniej hipotetyczną.
No comments:
Post a Comment