2014/09/05

fin



Po 9 latach definitywny koniec studiowania pod wszelką postacią. Po 9 na jednej uczelni. Zawsze mnie bardzo cieszyły pełne żalu pytania "a kiedy ty to skończysz" zadawane przez ludzi, którzy chyba nigdy w życiu nie robili tego, co lubili, ale to, co wykalkulowali. ITF to nie tylko instytucja, ale pewna swatka, która tak sprawnie połączyła wiele losów, że ciężko mi sobie wyobrazić teraz kolejne lata z pewnym "rozcieńczeniem" relacji zbudowanych przez te wszystkie lata z przyjaciółmi, z którymi kraść konie to jakiś niedorzeczny eufemizm. Wczoraj było już w ogóle jak na terapii, gdy radość mieszała się ze smutkiem, takim zwykłym ludzkim wzruszeniem zamknięcia etapu. Dość długiego etapu. W tym czasie (mniej więcej czas trwania tego bloga) udało mi się stać facetem w średnim wieku, który "w tym czasie" wygrał ciężką i nierówną walkę z depresją męczącą mnie od siódmego roku życia, udało mi się zrobić dwa bardzo ważne dla mnie cykle fotograficzne, spłodzić dwóch synów i jeszcze w tym wszystkim zostać kolarzem amatorem. Zdążyły mi odrosnąć włosy i zrzucić 17 kg zbędnego ciała. Udało się śmiać i płakać z ludźmi, z którymi wzajemnej przyjaźni sam sobie zazdroszczę. Udało się też przejechać setki kilometrów, złazić godziny na spacerach po górach i wypalić zyliony papierosów i bez problemu udało się to rzucić w cholerę (no nie udało się powstrzymać przed obroną, ale wszystko w końcu jest dla ludzi). Tak właśnie było.

Gdy wracałem w nocy do domu i myślałem sobie co napiszę, to ilość patosu chyba ściągnęła meteor, bo jeden na chwilę rozświetlił niebo nad Grodkowem, więc sobie odpuściłem.

Na zdjęciach poniżej nie ma kilku osób z "silnej grupy", bo się obroniły w czerwcu, ale są na blogu. I wiedzą, że to o nich.

Jestem strasznym farciarzem, że trafiłem na Was w moim życiu.