2016/11/30

Linia 262 - Młyn Jaczkowice / Jaetzdorfer Muehle A.-G.


Za plecami mam rzekę Oławę i płot. Nad rzeką powinien być most, ale zniknął. Pode mną powinno być torowisko, ale też już go nie ma. Mniej więcej w miejscu, gdzie stoję lokomotywa odczepiała wagony, które dalej były przetaczane już przy pomocy wyciągu. Resztki są - pokazano mi dwa fragmenty szyn, małe budynki operatora wyciągarki. Sfotografowałem je, ale raczej z przyzwoitości i własnej ciekawości.


Między silosem, a budynkiem młyna było miejsce rozładunku/załadunku wagonów, teraz jest tam blaszany magazyn, przed którego wejściem są dwie szyny, których z jakiegoś powodu już nie usunięto podczas prac rozbiórkowych. 


A to mój prywatny Graal. Stanąłem przed tym i myślałem, w jakim kontekście to sfotografować i ni cholery nie wymyśliłem. Potem zrobiłem tylko zdjęcie telefonem i teraz, podczas redagowania tego wpisu wpadłem na to, że przecież to jest idealny kadr. No więc czeka mnie powrót tam i spokojnie mogę odłożyć zakup Irixa jeszcze na jakiś czas :) Niemniej ta grafika mnie hipnotyzuje, a jest... oszukana! Kiedy przed tygodniem spotkałem się z dyrektorem młyna pokazał mi miejsce, w którym zastosowano ciekawy zabieg, z którym nie spotkałem się wcześniej - otóż w połowie grafiki widać rozjaśnienie - jest złożona z dwóch części. Młyn z silosem został sfotografowany z dwóch stron, w idealnej perspektywie, a potem złożony razem w całość. W ten sposób jednocześnie pokazuje całość, ale trochę podkoloryzowaną. Na przykład ze zdjęcia wynika, że pociąg przejeżdżał budynki "na wylot" i mógł jechać dalej, co nie miało nigdy miejsca.


Sama grafika znalazła się na opakowaniu produkowanej w młynie mąki. Akurat mam nadpoczętą paczkę. 

Trochę martwiłem się brakiem obiektywu typu shift w kilku miejscach, ale z drugiej strony nie czułem na razie jego braku. Aż do dzisiaj. Ponieważ aparat jest jeszcze kompletnie zimny, a ja jestem zasypany pracą, więc jeszcze nie zrzuciłem RAWów, natomiast z tego, co próbowałem do tej pory, to naprawdę lepszą jakość uzyskam "prostując" obrazy w postprodukcji, niż używając marnych shiftów Nikona czy taniego Samyanga. Schneidera pominę, bo jestem bardzo przywiązany do swoich nerek.

2016/11/29

linia 262 - zbyt słonecznie na zdjęcia, ale dość zimno na rower


Dzisiaj w końcu był mocniejszy mróz, dzięki czemu rozmiękczone drogi stały się lepsze do jazdy. Słońce trochę za mocne na zdjęcia, więc postanowiłem zbadać kilka bliskich lokalizacji na rowerze. Interesowała mnie wieś Polwica (Polwitz), w której znajdowała się fabryka płatków ziemniaczanych, kolejnego zakładu przemysłowego na drodze "kolei buraczanej" - linii 262.


Po ostatnim opisanym fragmencie, linia kolejowa była doprowadzona do wsi Marszowice (Marschwitz), gdzie miał być przystanek niedaleko cmentarza, na którego niemieckiej części pozostała rotunda, bo epitafia z muru oczywiście zniknęły - "miejsce spoczynku rodzin Eicke i Polwitz".




Po wyjechaniu z Marszowic pociąg bez żadnych zakrętów docierał do Polwicy, która znajduje się w połowie drogi do Domaniowa - jednej z największych wsi tamtego i obecnego okresu. Pokręciłem się tu i kilka śladów znalazłem jeszcze. Charakterystyczne ogrodzenie kolejowe, ale raczej nie "poniemieckie".


Plus zmrożone ślady szyn pod asfaltem, na prawo to chyba właśnie jest część ogrodzenia dawnej fabryki płatków ziemniaczanych...


...które z w czasach komunistycznych były oddane ręce PGR. W latach 90. ubiegłego wieku produkowano tu wędliny, a obecnie produkuje się tu nic.


Ponieważ na mrozie w lekkim ubraniu strefa komfortu termicznego trwa około półtorej godziny, więc zawróciłem do domu lekko okrężną drogą przez wieś Brzezimierz nieopodal zjazdu z autostrady A4 na jej 178 kilometrze. Wieś wyróżnia się pięknym gotyckim kościołem. Na jego tyłach znajdował się cmentarz, niestety (jak zwykle) zniszczony. Kilka fragmentów pomników przy tylnej furtce, reszta stała się budulcem ogrodzenia. To jest coś, co mnie autentycznie boli. Przejąć niemieckie kościoły - spoko, bez problemu, ale oddać zmarłym należną im cześć - ni chuja. Jaki był problem, żeby choć epitafia umieścić napisami na zewnątrz? No tak, kilka wsi dalej w Brożcu pewien proboszcz (też lata 90. ubiegłego wieku) nakazał rozbiórkę nagrobków i ułożenie z nich chodnika.



Tymczasem u mnie pod domem trwa dramat komunikacyjny. Oława jest sparaliżowana remontem wiaduktu na DK 94. Cały ruch samochodowy z południowej strony i wschód - zachód puszczono przez moja małą wieś, bez chodników. Do tego we wsi jest jeden most, który właśnie zburzono, a obok most tymczasowy jest wąski i obowiązuje ruch wahadłowy.

Przynajmniej coś się dzieje.

2016/11/25

Linia 262 - Wzgórze Gajowe

Gaj Oławski, 25.11.2016 r.

Bliskość lokalizacji ma swoje plusy - szybko wpakowałem się w obrastającą w mech Borę i z piszczącym sygnałem, że zbiornik paliwa jest niemalże pusty pogoniłem na górkę. Te dwa morenowe wzniesienia rozdzielone były nitką "kolei buraczanej", bo takim przydomkiem nazwali to jeszcze sami Niemcy. Udało mi się zrobić kilka kadrów, niestety zrobiła się "lampa" i trzeba było się zwijać, choć z lekką radością, bo jak nie ma pogody na zdjęcia, to można iść na rower. 

Na górce obecnie budowane jest coś, co jeszcze nie ma nazwy, ale na tę chwilę roboczo nazwę to "ośrodkiem badań odzyskiwalnych źródeł energii". Co chwila widać wystające z ziemi grube przewody, co ma pewnie związek z tym, że niebawem wzgórze zostanie całkowicie pokryte ogniwami fotowoltaicznymi. Często jeżdżę tędy rowerem (bo to jedyne górki pod domem, na których można sobie lekko podnieść puls) i mam nadzieję, że szutry łączące wiatraki nie zostaną odcięte panelowym ogrodzeniem od ogólnego dostępu.

Gdzieś tutaj był też przystanek kolejowy, jednak nie będzie on do namierzenia. Natomiast kawałek dalej Linia 262 była bohaterem pierwszego odcinka pewnego kultowego, polskiego serialu. Ale o tym we właściwym czasie.


2016/11/24

Linia 262 - na szybko z młyna

Młyn Jaczkowice (podgląd), 24.11.2016 r.

Na szybko wpadłem do młyna w Jaczkowicach zapytać o zgodę na zrobienie kilku zdjęć w najbliższym czasie i udało się. Nie dzisiaj, bo właśnie robi się masakryczna mgła, ale jutro przejdę się tam z poważniejszą kamerą, niż Nikon Coolpix A (który jest bardzo poważny jak na swoje małe gabaryty i pracuję nim przy tematach realizowanych dla Szosy

Młyn był pierwszą poważną stacją na linii 262 po tym, jak pociąg opuszczał mały dworzec w Oławie. Zachował się nasyp kolejowy, budynki wyciągarki do wagonów i kilka metrów szyn. Torowisko prowadzące do rampy zostało rozebrane i bliznę po nim stanowi inny wzór ułożenia granitowej kostki, niż na pozostałej części placu. Na szybko tylko zrobiłem jedno zdjęcie, natomiast istną skarbnicą pamiątek jest budynek biurowy z wywieszonymi w ramkach pamiątkami, z pokaźnych rozmiarów grafiką przedstawiającą młyn(y) w nieco "przereklamowany" sposób, ale o tym napiszę, gdy opublikuję zdjęcia. W każdym razie wracałem z młyna mocno ucieszony. 

2016/11/23

Linia 262 kolejny dzień

Ślady szyn przejazdu kolejowego między wsiami Godzinowice i Niwnik. 23.11.2016 r.

Rano pojechałem odwieźć młodszego syna do przedszkola kilka wsi na południe i wracałem do domu jak najszybciej po aparat - byłem przekonany, że dzisiejszy dzień będzie też zbyt słoneczny (jak wczorajszy), a tu taka miła niespodzianka - chmury strasznie wysoko, dzięki którym spokojnie mogę robić swoje bezstylowe kadry. Przynajmniej dokumentację zrobiłem "w stylu" całkiem "bezstylowego" Wojtka Wilczyka ;)

Natomiast zupełnie na poważnie - przez specyficzną aurę dzisiaj jest jeden z tych dni, kiedy ujawniają się w dwóch mięjscach (lub więcej, póki co znam tylko dwa) ślady szyn po linii 262. Lepiej - mój tato był przekonany, że linia była normalnotorowa, a jak widać poniżej była to wąskotorowa, o czym świadczą teksty w internecie. Przyzwyczaiłem się, że często teksty, szczególnie tłumaczone lub pisane przez fascynatów mają pewne niedociągnięcia (na przykład, kiedy rok temu z kolegami pojechaliśmy rowerami na wycieczkę śladem linii 262). Do młyna ciągle nie dotarłem, ale w końcu mi się uda.

Na wzgórzu, na którym obecnie stoją cztery niewielkie wiatraki i dwa gigantyczne (oś piasty wirnika 115 m nad poziomem gruntu, wirnik ponad 60 m rozpiętości) - w czasach niemieckich "Wzgórze Gajowe) było miejscem, w którym stał wiatrak, tylko mielił ziarno na mąkę, a nie wiatr na kilowaty.

Widok na wieś Niwnik i zjazd z polnego przejazdu kolejowego na linii 262. 23.11.2016 r.

Granice między polami wyznaczone linią nasypu - w większości nasyp stanowi polną drogę dojazdową. Godzinowice, 23.11.2016 r.

Słońce dość szybko się wyklarowało i teoretycznie jeszcze można fotografować, ale już nie jest tak atrakcyjnie. Postaram się w najbliższych dniach rozszerzyć spektrum, bo sama linia 262 jest tylko (aż) kręgosłupem projektu, natomiast strasznie ważne wydają mi się "odnogi", które z niego wyrastają. Najtrudniej jest z mostami, których nie ma. Jest jeden, ale tam dojadę tylko rowerem, a to trochę ciężkie, kiedy trzeba mieć ze sobą 10 kg sprzętu :-)

Na ostatniej lokalizacji towarzyszyły mi sarny - nie widać ich tu, ale w kadrze się znalazły (i nie uciekały na widok człowieka niosącego na ramieniu rozłożony statyw - fest dziwne). Podobnie jak kilka razy auta, na które specjalnie czekałem. Potem podejmę decyzję, który rodzaj wybiorę.

2016/11/15

Pierwszy dzień zdjęć

 


W niedzielny poranek miało być idealnie - czyli unosząca się mgła i prześwitujące przez nią słońce. Nie było, przez co z kilku lokalizacji zdjęcia nie wyszły jakoś dobrze. Ale to bardzo dobrze, bo dzięki temu przygoda z tej krótkiej linii szybko się nie skończy. 

Sama linia 262 to tylko ideowy kręgosłup całego działania. 

Dzisiaj (wtorek - dwa dni po zdjęciach) dopiero zrzuciłem materiał na komputer i przyjrzałem się zarejestrowanym obrazom. Pierwsze, co rzuca się w oczy to ostrość nowej Sigmy 35/1.4 Art. Z jednej strony to rzeź, ale z drugiej - trzeba było czekać piętnaście lat, żeby ktoś w końcu wyprodukował poprawne obiektywy w dobrej cenie? Na spód korpusu D810 staram się nie patrzeć, więc nie myślę o tym, że profesjonalny korpus pierwszy raz w historii Nikona wyprodukowano nie w Japonii. To tak niegrzeczne jak pierdnięcie na wystawnym obiedzie - no więc jak już się zdarzy, to trzeba udawać, że nic się nie stało. 

Dzisiaj też wstąpiłem do oławskiej Biblioteki Publicznej, przy której istnieje izba muzealna z Działem Dokumentacji Życia Społecznego. A tam dwie przesympatyczne osoby pokazały mi wielki regał Heimatblatt für die Kreise Strehlen, Ohlau. Pierwszy rzut oka na indeks wywołał u mnie szeroki uśmiech i w sumie troskę - bo ile trzeba będzie tego czytać i tłumaczyć...
Ale to dobrze. Będzie co robić. Znalazły się też oryginalne bilety i masa materiału zaczepnego. Cudnie.

Jutro planuję odwiedzimy w młynie, który był jednym z poważniejszych beneficjentów tej linii kolejowej, a ktęrego silosy zbożowe widzę nawet teraz, w nocy, z okna mojej pracowni.

Źródło: http://mlynjaczkowice.pl/o-nas/#historia 

Oczywiście obecnie na młyn składa się mniej niż połowa budynków, ale podobno w młynie znajduje się sporych rozmiarów grafika, której reprodukcja widnieje powyżej. Bardzo na to liczę.

Tymczasem w przerwie między Moderatem, a Moderatem:

2016/11/10

Linia 262 - krystalizacja




Prawdopodobnie pierwszą stacją kolei buraczanej po opuszczeniu Kleinbahnhof Ohlau był przystanek w Jaetzdorf. Gdyby istniał, widziałbym go z domu, tak jak teraz patrzę sobie na narastający dramat komunikacyjny we wsi Jaczkowice (czyli Jaetzdorf do 1945 roku) spowodowany wyburzaniem mostu na rzece Olawie (Ohlau). Most linii kolejowej 262 zniknął ponad 20 lat temu i nikt tego nie pamięta. Dokładniej były dwa mosty, a tuż za wyburzanym właśnie mostem drogowym był przejazd kolejowy na drodze DW 346 (która zaczyna się chwilkę dalej - w Godzikowicach, a kończy 70 km stąd - w Środzie Śląskiej, po drodze stanowiąc w pięciu wsiach ulicę Oławską).

Jutro zaczynam zdjęcia - dzień wolny od pracy będzie idealny na te bardziej ruchliwe lokalizacje.

2016/11/07

cztery godziny w Bratysławie



Więcej niż cztery, ale i tak dość skromnie jak na plany przyjazdu na Miesiąc Fotografii od chyba piętnastu lat. Tym razem trafił się powód - choć to trudne do policzenia, ale kilka moich prac zawisło na wystawie Future Past, którą przygotowała Stepanka Stein i Tomasz Pospech w ramach Off-Festivalu. Dwie ramy - o tak prościej - w jednej ul. Oławska z Borka Strzelińskiego (80x60 cm), w drugiej zestaw miniatur wszystkich osiemnastu ulic i skromna eksplikacja. Przyjechałem późnym popołudniem, musiałem wyjechać następnego dnia przed południem. Za mało czasu jak zwykle, więc żeby nie zrobić sobie krzywdy nagłą zbyt dużą ilością fotografii po krótkiej przerwie poszliśmy w skromnym, ale dobrym towarzystwie na piwo (też niewiele, bo na tym polu także mam tyły).

Obudziłem się dużo za wcześnie w pokoju Tom Cruise (tak, w tym hotelu pokoje zamiast numerów mają imiona gwiazd Hollywoodu). Ponieważ pojedyncze łóżko całe dla mnie i brak konieczności zerwania się na równe nogi, żeby zrobić serię śniadań - postanowiłem ucieszyć się tą zbyt wczesną pobudką i celebrować ją tak, jak zwykle nie mam okazji - robiąc nic. I było super.

Przed śniadaniem w hotelowej kawiarni zdążyłem zrobić wszystkie poranne czynności, na które w mojej codzienności mam cztery minuty - tu miałem godzinę. To komfortowe, bo nie potrzebuję SPA, tylko trzech kwadransów dla siebie, żeby spokojnie zwolnić.


Tak jak kiedyś - chyba tutaj na blogu - wylewałem gorzkie żale, że brakuje mi podróży, tak w tym roku mam ich opór. Rozrzut jest spory pod każdym względem. I to jest super.

Wbrew temu, co niedawno słyszałem na mój temat (że przestałem fotografować), to nie jest porzucenie, tylko naturalna przerwa. Fotografuję niemal non stop i strasznie mnie to cieszy, ale bardziej aparatem jest rower, niż trzymane w ręku urządzenie do rejestracji obrazu. Rower jest kontekstem. A ja zbierałem w głowie rzeczy i niebawem zaczynam pracę nad nowym cyklem, który już bardziej wprost będzie przedstawieniem mojej nieco obsesyjnej tęsknoty za utraconą historią regionu, w którym mieszkam.

Tymczasem w Bratysławie polazłem na spacer po Starym Mieście. Uzbrojony w chusteczki higieniczne (bo katar), ciepłe ciuchy (bo zimno) i aparat (bo taka moja natura).























Poza samym Starym Miastem urzekła mnie kładka dla pieszych i tramwajów nad Dunajem.





















Chodziłem po mieście i strasznie mi się podobało to, że nic o nim nie wiem, co nie jest czymś naturalnym przy mojej osobowości. Trzy tygodnie wcześniej byłem w Leuven w Belgii i zrobiłem takie rozpoznanie, że spokojnie mogłem być przewodnikiem. I tak jest zawsze niemal i już mnie to natręctwo chęci "widzenia co to jest, co zaraz zobaczę" irytowało. Uwielbiam dać się zaskoczyć samemu sobie. Do Bratysławy wrócę, ale to, co mnie kompletnie zauroczyło (a czego zdjęć nie mam), to widoki za Brnem w kierunku Bratysławy - widoki na winnice i miasta na niewysokich wzgórzach.