2011/02/20

Opole


wyjechałem o 8.05 z Oławy




około 8.20 byłem w Brzegu




Około 9.30 Sławoj Dubiel wyciągnął z koreksu pierwszy wywołany negatyw w moim kolejnym zaczętym cyklu


Chwilę po około 9.30 Sławoj powiedział, że negatyw wygląda bardzo dobrze. A jemu można wierzyć.


Około 11.30 w Opolu wciąż świeci Słońce i pada śnieg.


W południe na opolskiej starówce jest pusto. Ale pusto - pusto. Nie ma nikogo.


Ta wystawa jest taka sama od 27 lat albo mi się tak przynajmniej wydaje w związku z poszukiwaniem jakiegoś punktu "constans".


To idiotyzm - te tablice o tym, że coś zostało wyremontowane, ale tablicą zasłonięte, więc efekt marny.




Od dzieciństwa pamiętam, że tu jest sklep tej marki i od dzieciństwa musiałem z mamą tu chodzić, choć wolałem ten bogaty i egzotyczny świat Pewexu.


Trochę gołębi.




W lecie 1992 roku smutny trzynastolatek i jego mama szli między tymi kolumnami. Usiedli na ławce i czekali godzinę na pociąg. Trzynastolatek był smutny, bo nie lubił wracać do domu z wakacji. Nie lubił wracać do domu w ogóle. Mama smutnego trzynastolatka kupiła mu w budce lody w plastikowym kubeczku z drewnianym patyczkiem do ich wygrzebania. Lody były seledynowe i nazywały się "Pistacjowe". Rok później znowu smutny - tym razem czternastolatek - szedł tu z mamą, bo na wakacjach poznał dziewczynę o imieniu Edith. Była Polką, jej mama była Polką, a jej ojciec był ryżo-blond-0-różowej-skórze-i-rudym-wąsie-posiadaczem-E30 na blachach z Hannoweru i nienawidził mnie za to, że nie byłem tej samej narodowości, co on. I myślał, że nie znam języka, którym się posługiwał wyzywając mnie od szmat.


W drodze powrotnej męczyłem Dziewięć Stasiuka. Albo to raczej dziewięć męczy mnie. Pytanie kto kogo pierwszy zmęczy.





Już prawie w domu. Mroźno.

1 comment:

betko said...

ładne widoki.
pozdro