2008/03/10

nie było śmiesznie


Wszedł do szpitala w ojcem podtrzymującym ciężko łapiącą każdy oddech matką. Jak zwykle lekarze do izby przyjęć szli dość długo, a w czasie oczekiwania na przyjęcie wbiegło dwóch młodych mężczyzn, którzy od razu weszli do pokoju dla pracowników pogotowia. Młyn się zrobił straszny, wybiegli z budynku. Po chwili na noszach wwieźli człowieka. Był nieprzytomny. W kilka chwil pusty szpitalny korytarz zawrzał, za drzwiami izby przyjęć chyba rozpoczęła się walka. Ludzie biegają w czerwonych kombinezonach z opalizującymi pasami, pokrzykiwania, dźwięki elektronicznych urządzeń i cały czas przeraźliwy świst oddechu babki.

Jeden z młodych ludzi, którzy przyprowadzili pacjenta, próbował wejść, ale trzaśnięto mu drzwiami przed nosem. Pisk urządzeń, w jednej chwili spokój. To nie był wylew. To zawał. Człowiek nie żyje. Lekarz prosi o przejście do drugiej izby przyjęć, ta będzie zajęta przez godzinę. Trzeba wypełnić dużo dokumentów.

.....

Korytarz zalewa dźwięk skrzypiących kółek. Pani woźna pcha przed sobą łóżko, które nie ma materaca.
Ma blaszany, wklęsły blat. Nikt, kto na nim się znajdzie nie będzie narzekać na chłód czy niewygodę.

.....

Takie się stały czasy, że człowiek nie umrze w domu, że bliski nie będzie go trzymać za rękę.
Umiera w szpitalu otoczony kakofonią pisków, zgrzytów i trzasków. Całe życie zakończone jednym ciągłym dźwiękiem.

No comments: